Dawno temu, za górami, za lasami, za siedmioma rzekami, za siedmioma jeziorami, w odległej galaktyce… No, może nie do końca… Historia mojego samochodu chociaż nie jest tak nieziemska, jednak może przypominać baśń, a z pewnością może budzić skojarzenia z motoryzacyjną baśnią o Kopciuszku. Dla jednych, ten Kopciuszek, to zwyczajna historia zwyczajnego samochodu, dla innych wręcz przeciwnie, przynajmniej dla mnie. Dla mnie Renault Grand Modus to wyjątkowy samochód, ponieważ mój pierwszy.
Pierwszy, zakupiony za oszczędności z całego życia, odkładane od małego do dziecięcej skarbonki oraz za pierwsze ciężko zarobione pieniądze, za pierwszą poważną stałą pracę po studiach. Jako dziecko otrzymanego kieszonkowego nie przeznaczałem, jak moi rówieśnicy, na modne ciuchy, gry, zabawki, słodycze, ale zbierałem w jednym celu – gdy dorosnę kupię za nie swój pierwszy samochód.
Jak powszechnie wiadomo, każdego kierowcę z jego pierwszym samochodem łączy wręcz legendarna mistyczna więź, którą wspomina się już do końca swojego życia. Tym samym w lipcu 2018 stałem się właścicielem wspaniałego Renault Grand Modusa z silnikiem 1.2 TCe. Samochodu, który przynajmniej jako nowy, nie był częstym widokiem na polskich drogach. Zresztą, nawet jako używane, nie jeździ ich w naszym kraju dużo. (Chyba że ja nie miałem szczęścia ich dostrzec, od dnia zakupu mogę zliczyć raptem 4 egzemplarze, które widziałem, oprócz mojego). W tym miejscu pojawia się pytanie, skąd u młodego bezdzietnego kawalera, zaraz po studiach, zainteresowanie miejskim minivanem. Odpowiedź na to pytanie za chwilę, ale najpierw wszystko po kolei.
Szukając samochodu, oprócz takich oczywistych kwestii jak maksymalna kwota jaką mogę przeznaczyć na zakup, oczekiwań od samochodu, podstawowego wyposażenia, założyłem, że mój samochód powinien mieć silnik benzynowy i być francuski tzn. być wyprodukowany przez Peugeota, Citroena albo Renault. Wszystko ze względu na moją motoryzacyjną miłość do francuzów, które cenię przede wszystkim za komfort, innowacyjność i nowoczesny ciekawy design. Szczególne zależało mi jednak na Renault. Dlaczego akurat Renault? Bo to moja ulubiona marka. Zaczęło się to jeszcze w dzieciństwie, kiedy mój tata pracował w autoryzowanym serwisie tej marki. Zabierał mnie i mojego brata na różne imprezy sponsorowane przez salon Renault, w którym pracował, gdzie prezentowane były różne modele tj. Twingo, Megane, Laguna, czy nawet Trafic (a było to w połowie lat 90 ub.w.!)
Z chęcią przesiadywałem w tych samochodach, napawając się komfortem welurowej tapicerki, charakterystycznym zapachem nowych plastików, po prostu przebywaniem za kokpitem tych ciekawych samochodów. Pamiętam nawet jak pewnego razu przyniósł nam po jedynym oryginalnym (!) tzw. pająku spod kierownicy, pochodzących z aut klientów, którzy przyjechali zamontować fabryczne halogeny przeciwmgłowe, co wiązało się z koniecznością wymiany dźwigni kierunkowskazów. Był to najlepszy prezent. Lepszy chociażby od różnej maści resoraków.
Wróćmy jednak do mojego samochodu, bo on jest głównym bohaterem tej historii. Wprawdzie to mój pierwszy własny samochód, ale od momentu zdobycia prawa jazdy starałem się korzystać z każdej okazji kiedy mogłem wsiąść za kierownicę. Miałem sposobność jeżdżenia różnymi autami, najlepiej wspominam jednakże Renault Scenica drugiej generacji moich rodziców. Ta przestrzeń, praktyczność i wygoda. Ten samochód naprawdę wspominam z ogromnym sentymentem.
Tutaj pojawia się odpowiedź na pytanie zadane wcześniej, dotyczące minivana. Szukając dla siebie samochodu, moim marzeniem był właśnie Scenic II, tyle że przeciwnie do egzemplarza jaki mieli moi rodzice, pod maską miał być silnik benzynowy. Ostatecznie jednak okazało się, że nie potrzebuję tak dużego auta, poza tym było wiadome, że będzie mi służył głównie do jazdy po mieście, a sporadycznie również w trasie. Dlatego, gdy trafiło się ogłoszenie z tym Grand Modusem, nie zastanawiałem się zbyt długo. Oględziny i szybka decyzja – biorę! To auto jest jak zminiaturyzowany Scenic, a co ciekawe nawet kolor lakieru ma podobny do tamtego Scenica moich rodziców.
Atrakcyjność modelu podniósł silnik – 1.2 TCe, czyli benzyna z turbodoładowaniem. W przeciągu pierwszego półrocza, od kiedy jest w moich rękach, zrobiłem nim prawie 6 tysięcy km, z czego przez 2 tysiące woził mnie i moją Narzeczoną podczas dwutygodniowego urlopu na wakacjach. Był to wielki egzamin dla niego, który zaliczył bez trudności. Co ciekawe, samochód kupiłem zaledwie 2 tygodnie wcześniej, czyli był do istny chrzest bojowy.
Grand Modus w stu procentach spełnia moje wymagania – jest przestronny, komfortowy i praktyczny oraz idealnie sprawdza się w codziennym użytkowaniu dzięki ekonomicznemu i elastycznemu silnikowi. Jazda tym samochodem sprawia mi ogromną radość, a charakter auta zbliżony do Scenica dodatkowo sprawił, że wręcz pokochałem go motoryzacyjną miłością.
O Modusie/Grand Modusie krążą różne opinie – od pełnych zachwytu, po prześmiewcze, że to auto typowo kobiece lub „dziadkowóz”. Dla mnie to jednak miniaturka Scenica drugiej generacji o bardziej miejskim charakterze. Inaczej mówiąc – chciałem Scenica II, ale nie potrzebowałem tak dużego auta, więc Grand Modus idealnie wpasował się w moje potrzeby.
Ciekawostką jest to, że prawo jazdy zdawałem na Clio III generacji. Zdałem je za pierwszym razem. Uczyłem się jeździć na 2 samochodach – Fordzie Fiesta VI generacji i właśnie takim Clio. Francuskim samochodem mi się lepiej jeździło i bardzo się ucieszyłem, gdy okazało się, że na nim będę zdawać egzamin praktyczny.
Po latach kupiłem powiększonego Modusa, bazującego na Clio III generacji. Taki „level up”, czy przypadek? Nie może być. Na koniec jeszcze jedno – nie tak dawno Renault Polska reklamowało modele tej marki hasłem „Żyj pełnią życia”. W latach 90. było to hasło „To pełnia życia”. Taka ciekawa klamra, łącząca początek mojego zamiłowania do tej marki i zakup mojego pierwszego samochodu. Jako dziecko niezbyt rozumiałem o co chodzi w tym haśle, dziecięcym rozumkiem upraszczałem sobie je do sformułowania „dopełnia życia” (od słowa „dopełnić”, czyli uzupełnić, sprawić że jest zupełne). Dzisiaj, po latach już w pełni rozumiem o co w tym chodzi. Mój Grand Modus nie jest tylko wozidłem na codzienne podróże, te małe i te duże. To samochód, który w pełni sprawdza się w moim codziennym życiu, a każdy przebyty kilometr sprawia mi przyjemność i ogromną radość. Nie bez powodu mówi się, że dla miłośnika motoryzacji najważniejsze w życiu są: ukochana osoba (rodzina) i samochód. Dlatego tak ważne jest, aby auto nie było przypadkowe. Moje takie nie jest, z pewnością. Oj, nie.
Historię o Renault Grand Modus nadesłał do nas Robert w ramach Noworocznego Konkursu Francuskie.pl. Bardzo dziękujemy!
Najnowsze komentarze