Oto historia Krzyśka, posiadacza modelu Renault Laguna I generacji, który stał się niejako przypadkowym jej użytkownikiem. Czy zadowolonym? Bez „spojlerów”, zachęcam do relacji z wyprawy na Nordkapp oraz opisu wrażeń z eksploatacji i serwisowania Laguny.
Nigdy nie myślałem że kupię samochód z Francji, w rodzinie nikt takiego nigdy nie miał i królowały samochody „dla ludu” oraz inne, z kraju bez ograniczeń prędkości. Był też rodzynek mojej mamy: „cienias” z silnikiem o zawrotnej pojemności 700 cm3, który stał się moim pierwszym samochodem.
Cinquecento, wyposażony w CB radio z półtorametrową anteną na dachu wyglądał jak zdalnie sterowany. Jeździł dzielnie, psuł się czasem, ale był bardzo łatwy w naprawach drutem, sznurkiem, kawałkiem wężyka (kto miał gaźnik Aisan wie o co chodzi :) ). Jednak był samochodem zdecydowanie zbyt wolnym… Choć kiedyś rozpędziłem go do 130 km/h i dzięki temu wiem co czują kosmonauci w trakcie startu :) Najmniej palił przy 80 km/h i przy tej prędkości było w nim najciszej. Pewnego dnia wyprzedzający mnie samochód szedł na czołówkę z ciężarówką i tylko przez mój manewr ucieczki do rowu, nie skończyło się to wypadkiem. Ja na szczęście w rowie się nie znalazłem, gdyż z sukcesem wyskoczyłem na drogę z powrotem i obyło się bez większych strat. Jedynie wydech marnie skończył i dalej jechał w bagażniku…
Renault Laguna I – pierwsze spotkanie
Tego dnia zapadła decyzja, że muszę coś kupić lepszego i to jak najszybciej, by móc jeździć „jak wszyscy”. Po powrocie z pracy do domu ojciec powiedział, że jego kolega ma do sprzedania Renault Laguna 1.6 z 2000 roku. Samochód znał od dawna, jeździł nim wielokrotnie, więc przynajmniej nie był to zakup w ciemno. Kilka dni później wsiadam do pojazdu, na który nigdy nie zwracałem uwagi na ulicy. Ówczesny właściciel, gdy ustawiałem fotel odblokował kierownicę i ją przesunął w tył… Już wtedy wiedziałem, że chce ten samochód. Pozycja za kierownicą idealna, a ja mam 190 cm i dosyć długie nogi. W większości samochodów musiałem do kierownicy sięgać lub gdzieś tam jakoś szukać pozycji. W pierwszym samochodzie takie rzeczy nie przeszkadzają i cieszy się człowiek po prostu, że to jedzie :) .
Renault Laguna od razu przypadła mi do gustu. Po krótkiej jeździe próbnej byłem zdecydowany, ustaliliśmy cenę i właściciel pan Marek powiedział mi, że może mi ją sprzedać. Ale nie dziś, ponieważ musi ją przygotować… Hmm, samochód idealnie wysprzątany, czysty widać, że zadbany, no ale ok. Poczekałem 3 dni i gdy przyjechałem po moją pierwszą Renówkę, ta miała bagażnik na rowery na dachu, a w bagażniku drugi komplet kół na aluminiowych felgach i komplet dywaników „na lato”.
Z tego zestawu wiedziałem tylko o kołach, reszta była gratis. Laguna zaskoczyła mnie wyposażeniem, gdzie przesiadając się z samochodu, który miał radio i dołożone CB stałem się właścicielem samochodu z: ABS, wspomaganiem kierownicy, welurowymi podgrzewanymi fotelami, climatronikiem, elektrycznie sterowanymi szybami i elektrycznie ustawianymi i podgrzewanymi lusterkami. Na dodatek mówił do mnie po niemiecku :) . Miałem wrażenie, że to nowy samochód prosto z salonu.
Lista wyposażenia używanej Laguny była imponująca i w sumie było to wtedy najlepiej wyposażone auto w rodzinie. A Renault miał 14 lat! Żeby było taniej kilka dni później Laguna zyskała instalacje LPG. Wtedy była to instalacja 4 generacji i co ciekawe, spalanie było bardzo niskie – około 8 l/100km. Renault Laguna na gazie przejechała ze mną 160 tys. km i zaliczyła w tym czasie dwie awarie, które ją „uziemiły”. Co ciekawe zdarzyły się w bardzo krótkim okresie czasu. Jedna to była pompa paliwa, od której oderwał się przewód i paliwo wyciekło w ciągu kilkudziesięciu sekund na drogę, żeby nie zatrzeć pompy wróciłem na holu. W sumie mogłem jechać na samym LPG i wyjąć bezpiecznik od pompy, ale wtedy jeszcze takich pomysłów nie miałem.
Druga awaria była daleko od domu. Wracając z pracy, a w tamtym czasie pracowałem na Litwie, w okolicy Wyszkowa, pękł nowy napinacz paska osprzętu, który wymieniony był razem z paskiem, przed wyjazdem do Kowna. Niestety luźny pasek uszkodził jeszcze jedną z rolek, nie pamiętam od czego. Pasek dziwnie się pozawijał i wróciłem do domu na lawecie. Na szczęście zawsze mam wykupione Assistance. Samochód naprawiony w ramach gwarancji jeździł bez awaryjnie jeszcze długo. Jednak zanim zacząłem pracę na Litwie, Renault Laguna pojechał ze mną w podróż życia, która zmieniła się później w pasję do podróżowania.
Podróż Laguną zmieniła w moim życiu wszystko :)
Wakacje z Renault
„Gdzie jedziesz na wakacje?” oderwał mnie od oglądania internetu głos jednego ze współpracowników, na stołówce. Przeglądałam wiadomości z sieci w służbowym telefonie wartości prawie mojego samochodu. Śmieszna to była firma, gdzie wszyscy mieli najnowsze służbowe odgryzione jabłka wartości kilku pensji. Na odczepnego rzuciłem krótko: „na Nordkapp”. Sam nie wiem dlaczego tak powiedziałem, ale zaczęły się pytania gdzie to jest…
Nordkapp, czyli Przylądek Północny. Najdalej wysunięty na północ punkt w Europie, gdzie można dojechać samochodem. Nordkapp w sumie nie leży stricte na kontynencie, tylko na wyspie Mageroya, która z lądem połączona jest tunelem schodzącym ponad 200 metrów poniżej poziomu morza. Odpaliłem nawigację, żeby sprawdzić ile to kilometrów z lotniska w Katowicach (gdzie wtedy pracowałem). Prawie 3300 km w jedną stronę, czyli w sumie 3 dni jazdy w jedną stronę i 3 na powrót. Wolnego miałem dwa tygodnie, bo taki był system pracy 14/14. Sprawdziłem pogodę i w czerwcu było tam 6 stopni na plusie i padał deszcz.
Ok. Zima to moja ulubiona pora roku, więc mnie to nie przeraziło. Ciekawe, czy w Norwegii jest LPG i po ile. Wtedy stacji było wystarczająco, a cena gazu to wynosiła 4 zł. Policzyłem, przemyślałem i 15 minut od rzucenia słowa „Nordkapp” zapadła decyzja, że tam pojadę. Miała to być jednorazowa przygoda, w sumie zawsze chciałem pojechać tak daleko, żeby dalej się nie dało :) Zacząłem szukać towarzystwa i wśród znajomych nikt nie miał wystarczająco wolnego i chęci, lub funduszy na taką trasę. Wrzuciłem ogłoszenie w Internecie i za kilka dni miałem towarzyszy podróży, których wcześniej nie znałem.
Zrobiliśmy plan wyjazdu czternastu dni podróży przez Europę na „lokalny koniec świata”. Kilka dni przed wyjazdem przez wloty w zderzaku na chłodnice wpadł mi ptaszek. Nic się nie stało. Wyjąłem go i zapomniałem o sprawie.
Wyruszyliśmy nad ranem Laguną zapakowaną do granic możliwości, pod sam dach. Powodem były m.in. ceny jedzenia w Norwegii. Ceny były i są tam ogólnie bardzo wysokie, a budżet wyjazdu był mały. Sprzedałem lustrzankę z całym osprzętem, żeby mieć na tę wyprawę. Nie żałuję.
Laguna rusza na Nordkapp i zalicza „techniczną przygodę” na trasie
Na bramkach na A4 pod Wrocławiem zobaczyłem delikatną stróżkę pary w okolicy przedniego lewego reflektora… Awaria? Jeśli zawrócę to już nigdy tam nie pojadę, więc ambitnie jedziemy dalej. Wpatrywałem się we wskaźnik temperatury wody. Na stacji przed granicą, gdy wszyscy poszli do toalety, sprawdzałem stan płynu chłodzącego… i poziom był poniżej minimum… Miałem wyciek. Jechać, czy wracać? Można było zadecydować się na naprawę i 1-2dni w warsztacie. Ale wtedy nie zdążylibyśmy na Nordkapp. Chociaż, notabene, nic specjalnego tam nie ma ;). Jest: muzeum, restauracja i przepiękne widoki z 300-metrowego klifu.
Wlałem uszczelniacz, uzupełniłem poziom płynu i pojechaliśmy dalej. Tego dnia przejechaliśmy przez 4 kraje i zatrzymaliśmy się na nocleg na granicy Szwecji i Norwegii. Następny dzień czekała nas jazda do Oslo. Sprawdzałem poziom płynu tak, by nikt tego nie widział. Ubytek był znowu, ale mniejszy. Poprzednio, po przejechaniu 300 km, było poniżej minimum teraz po przebyciu 1000 km znów poziom był na minimum. Wlałem drugi uszczelniacz i ponownie uzupełniłem stan.
Do końca wyjazdu płynu już nie ubyło. Laguna dzielnie walczyła z podjazdami załadowana do granic możliwości. Wprawne oko wychwyci stan załadowania na zdjęciach. Swoją drogą ciekawe, ile ważyła w dniu wyjazdu? Przejechaliśmy najładniejsze drogi Norwegii nierzadko wspinając się na pierwszym biegu pod górkę :) To był prawdziwy test i dla francuskiego kombi, jak i dla mnie za kierownicą.
Najbardziej kręte drogi jakimi jechałem oraz najostrzejsze podjazdy i zjazdy frajdy dawały co niemiara jednak był to dopiero początek. Stanęliśmy nad wodospadem, na Drodze Trolli, jednej z najsłynniejszych dróg na świecie wśród podróżników. Ludzie przyjeżdżają tam właściwie wszystkim, co ma koła. W Norwegii, a szczególnie w drodze na Przylądek Północny można spotkać właściwie wszystko. Od drogich kamperow zabudowanych na ciężarówkach z napędem 6×6, poprzez motocykle, samochody zabytkowe, a nawet widziałem Tico z Rumuni…

Zjeżdżaliśmy w dół kilkanaście ostrych nawrotów, gdzie z jednej strony jest prawie pionowa skała, a z drugiej widać przepaść. To wszystko w połowie przecięte wodospadem. Niesamowite wrażenia, ale „Renówka” dała radę. Jak zawsze. Kilkadziesiąt kilometrów dalej podjazd Drogą Orłów był chyba najbardziej stromym podjazdem na trasie. Po każdym nawrocie jazda zaczynała się na 1 biegu, a kończyła na drugim czasem trzecim i od nowa tak na samą górę :)

W między czasie zwiedzaliśmy wiele ciekawych miejsc i chodziliśmy po górach. Co można zobaczyć na poniższych zdjęciach. W Tyssedal, skąd wychodzi się na Język Trolla, zaskoczyło nas to, że nie było gdzie się zatrzymać, by rozbić namiot. W Norwegii prawo dopuszcza biwakowanie właściwie wszędzie, gdzie nie ma zakazu. Jednak Tyssedal, to miejscowość wciśnięta w fiord, gdzie po kilkudziesięciu metrach od wody wyrasta pionowa ściana na wysokość kilkuset metrów. Do tego wąwóz, którym prowadzi szlak na Język Trolla. To była właściwie jedyna noc, gdzie padał deszcz i nie dało się spać obok samochodu pod gołym niebem więc… spaliśmy w cztery osoby w środku Laguny :) Wszystko wrzucone na przednie fotele, tylna kanapa rozłożona. Dawało to z bagażnikiem mnóstwo miejsca. Zdjęcia zrobionego we wnętrzu nie pokaże :) ale dało się wyspać:)

Norweska przygoda
Norwegia słynie z deszczu, jednak początek sierpnia 2016 był bardzo pogodny i ciepły. Z dwutygodniowego wyjazdu deszcz padał 3 dni, tylko raz w nocy, a dni gdzie padało to nie pokrzyżowały nam planów. Najniższa temperatura wynosiła 2 stopnie Celsjusza na plusie, najwyższa aż 22 C w Oslo. Co ciekawe, im dalej na północ… tym cieplej. Jest to zasługa prądu morskiego z zatoki meksykańskiej. Trzeba mieć na uwadze, że na wybrzeżu – „im dalej w las”, tym potrafi być całkowicie inaczej, szczególnie w zimie.

Kilkaset kilometrów dalej, jadąc drogą atlantycką przywitała nas idealna pogodą i gładka tafla oceanu. Dla ciekawostki powiem, że kilka reklam samochodów było nagrywane właśnie na tej trasie. A gdy my tam byliśmy, na najsłynniejszym moście należącym do trasy, odbywała się sesja zdjęciowa nowego modelu autokaru.
Następne dni to jazda na północ i prom na Lofoty do najdalej wysuniętej wyspy na Atlantyku, na którą można dojechać z kontynentu. Wyspy są połączone mostami i tunelami jednak w jedną stronę najlepiej płynąć promem z Bodo do Moskenes. Zwiedzaliśmy chyba najbardziej „norweską” z mijanych wiosek o zabawnej nazwie „Å” i pojechaliśmy dalej, przez wyspy archipelagu, które wyglądają jak pasmo górskie, w którym doliny ktoś zalał wodą.

Najbardziej wysunięta stacja z LPG na północ, którą znalazłem była w mieście Alta. Stamtąd już tylko 200 km „do końca świata”. Nareszcie, po 10 dniach jazdy i ponad 5.000 przejechanych kilometrów. Jeździliśmy dużo zwiedzając i szukając stacji z LPG :). Szczęśliwie, finalnie dojechaliśmy na Przylądek Północny, gdzie Renault Laguna 1.6, na polskich tablicach wzbudzał zainteresowanie turystów w kamperach zza naszej zachodniej granicy.


W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Finlandię i Szwecją zjechaliśmy na południe do Ystadt, po drodze odwiedzając Sztokholm. Następnie wjechaliśmy nocny prom i kolejnego dnia znalazłem się już pod domem. Licznik pokazał 9.132 km. Wszystko w 14 dni, bezawaryjnie, nie licząc początku z uszkodzoną przez latającego zwierzaka chłodnicą i przepalonej żarówki :)
Najbardziej zdziwiony był mechanik, gdzie po niecałych 3 tygodniach przyjechałem wymienić olej :) Zobaczył na licznik i złapał się za głowę…
Kilka sytuacji, które mnie zdziwiły w tej podróży:
- Zmiany klimatu: wjeżdżamy do tunelu, który idzie ostro pod górkę, wyjeżdżamy, a tam pochmurno trzy stopnie na plusie i śnieg leży na poboczach. Wjeżdżamy do tunelu, momentalnie samochód jest cały zaparowany, cztery kilometry dalej wyjazd i jest 15 C i świeci słońce. Takie rzeczy – tylko jeżdżąc po fiordach, gdzie co chwilę potrafi być inna pogoda.
- Tunele. Mnogość tuneli, nie wiem ile ich przejechałem, ale myślę że co najmniej 50.
- Zwierzęta na drodze. Było ich wiele i co ciekawe na znakach drogowych :). W Polsce jest tylko koziołek, czyli samiec sarny, a w Norwegii, to co występuje najczęściej na danym terenie. Widziałem więc znaki z dzikami, łosiami, reniferami i jeleniami.
- Promy: jest ich wiele i wybór jest taki albo płyniemy 20 minut albo objeżdżamy fiord, co może nam dać dodatkowo 200 km:)
- Pani sprzedawczyni w sklepie w Reine mówiąca po polsku i druga pani w kolejce za mną, która również była z Polski… a próbowałem się dogadać po angielsku, co wtedy wychodziło mi średnio :)
Zobacz: Używane Renault Laguna i zadziwiająca przyczyna problemów z elektroniką. Aż ciężko w to uwierzyć
Pożegnanie z Laguną
Wielu moich znajomych było zdziwionych, że Renault Laguna w takich okolicznościach tak dobrze daje radę. Laguna zawsze dawała radę! I sprzedana koledze przejechała kolejne dziesiątki tysięcy kilometrów.
Samochód sprzedałem, gdy pojawiła się nowa oferta pracy. Pozwoliła mi ona zrealizować motoryzacyjne marzenie, które zobaczyłem kiedyś na drodze. Było nim Renault laguna III, ale o tym w kiedy indziej.
Podsumowanie atutów Renault Laguna I
Zalety Renault Laguny I 1.6 Phase II:
- Kupując samochód w 2014 roku w styczniu kosztowała mnie 5 tys. zł. Za tę cenę (kupiony po znajomości, więc cena była niższa) samochód był w idealnym stanie i świetnym wyposażeniem, którego nie powstydziły by się najnowsze modele.
- Bardzo wygodne fotele, dużo miejsca, wielki bagażnik i wygląd, który długo pozostawał atrakcyjny. Szczególnie w wersjach phase II.
- Fajnym gadżetem była otwierana szyba bagażnika, wielokrotnie używana, gdy przewoziłem coś długiego…. a zdarzało się wozić nawet elementy skrzydła samolotu :)
- Gama silników była bardzo szeroka od 1.6 do 3.0 V6. Najbogatsza wersja Initiale Paris w 2000 roku miała nawigację i podgrzewaną przednią szybę. Widziałem tylko raz taką wersję. Co ciekawe właściciel dla żartu na listwach drzwi miał 1.6 16v, a pod maską siedziała jednostka V6 :)
Wady;
- Reflektory z przodu, które matowiały i światła mijania były takie sobie…
- Korozja – jak w każdym kilkunastoletnim samochodzie
- No i belka skrętna z tyłu
W sumie to drobnostki… więcej wad nie pamiętam. Jednak, gdyby były, to pewnie coś by utkwiło mi w pamięci. Dlaczego sprzedałem? 5 biegowa skrzynia… i wymienione wyżej Renault Laguna III w zasięgu finansowym :)
Na koniec jeszcze kilka technicznych uwag
W mojej Lagunie olej wymieniany był co 10.000 km. Co druga wymiana – to płukanie układu. Nie polecam słuchać zaleceń producentów z ich pomysłami wymian co 30 tys. km. Ja wymieniam regularnie olej co 10 tys. km, olej w skrzyni co 40 tys km. Tak jego też się wymienia, co do wielu nie jest oczywiste. Dla ciekawostki: w moim drugim samochodzie spod znaku trzech diamentów producent zaleca wymianę oleju co 7.500 km! A w układzie ma go prawie 8 litrów. Wymiana paska rozrządu co 80 tys. km jest chyba oczywista, jednak pasek osprzętu też warto wymienić. Choć u mnie zerwał się nowy, co opisałem, jednak było to spowodowane wadą fabryczną. Dbajmy o nasze samochody, a będą nas cieszyć i bezawaryjnie robić kolejne kilometry.
Tekst i zdjęcia:
Krzysztof Matysek
Zobacz: Aktualna oferta Renault. Nowości, promocje
Najnowsze komentarze