Silniki wysokoprężne popadły w niełaskę. W całej Europie, ale szczególnie mocno widać to w Polsce. W kraju, w którym przez lata można było mówić wręcz o kulcie TDI, choć tak naprawdę były to silniki o żałosnej kulturze pracy. Inne diesle, nowoczesne, stały w cieniu tego volkswagenowskiego, bo i sam Volkswagen z jakichś niezrozumiałych dla mnie przyczyn ma się w Polsce dobrze. Ale przyszła afera dieselgate i nagle Polacy zaczęli się z powrotem przyglądać silnikom benzynowym. Po Waszych licznych sugestiach zdecydowaliśmy się sprawdzić, jak w nieco dłuższym, niż zwykle teście spisze się Renault Megane Grandtour TCe 130. Pojeździliśmy po wschodniej Polsce, ale najwięcej czasu spędziliśmy na Mazurach.
Diesle podobały się Polakom z uwagi na niskie spalanie. Świat jednak idzie do przodu, technologia też, a że sukcesywnie zaciskano emisyjnego pasa, więc pojawiły się jednostki downsizingowe. W skrócie mówiąc – o niższej pojemności skokowej, za to wydajne mocowo. Tyle, że trzeba się trochę przestawić w zakresie stylu jazdy, by uzyskać w nich niskie spalanie. Może jednak warto? Nieraz już w naszych testach byliśmy mile zaskoczeni niskim spalaniem francuskich aut napędzanych silnikami benzynowymi. Jak spisze się pod tym względem Renault Megane Grandtour TCe 130 na krętych drogach, jakich mnóstwo jest na Mazurach?
Zabraliśmy Megankę w mniej więcej dziesięciodniową podróż, przy czym na Mazurach byliśmy osiem dni. Odwiedziliśmy całkiem sporo miejsc raz nawet wypuszczając się minimalnie poza granice tej krainy i wskakując na moment na Warmię. Byliśmy też przez chwilę na Podlasiu. Ale naszą relację podzielimy na kilka części, co stało się już swoistą tradycją. Zapraszamy Was więc na kolejną podróż na pokładzie francuskiego samochodu.
Na Mazurach przez całe lata swego życia nie bywałem w ogóle. Jako dziecko byłem uczulony na jad dosłownie wszelkich owadów. Po ukąszeniu przez byle komara puchłem na potęgę i trzeba było brać leki. Później z tego wyrosłem. Bywałem na Warmii i na Mazurach służbowo, bywałem na prezentacjach motoryzacyjnych. Stąd wiedziałem już dobrze, że to region warty odwiedzenia na dłużej. A że drogi tam kręte, więc i francuski samochód czuć się na Mazurach powinien znakomicie. I choć świat oszalał na punkcie SUV-ów, to postanowiliśmy zabrać w trasę klasyczne auto kompaktowe, tyle, że w wersji kombi. Idealny samochód rodzinny napędzany benzynowym silnikiem. Przestronny, wygodny, atrakcyjny stylistycznie. Mieliśmy też nadzieję, że okaże się tani w eksploatacji i dobrze jeżdżący.
Odebrałem Renault Megane Grandtour TCe 130 z parku prasowego w Warszawie. Oczywiście bardzo interesowało mnie spalanie. W stołecznych korkach zmieściłem się w 10 l/100 km – komputer pokładowy pokazał 9,9 l/100 km na dystansie blisko 30 km pokonanych ze średnią prędkością 27,3 km/h. Nie było się czym przejmować – wiedziałem, że w trasie zużycia spadnie. Pozostawało pytanie, o ile. Dodajmy przy tym, że tych 9,9 l/100 km, o których przed chwilą wspomniałem, też jest mało miarodajne. To była Warszawa, spore korki, a do tego nie oszczędzałem. Może nie jechałem zerojedynkowo, ale też nie starałem się walczyć o każdą kroplę paliwa w baku. Jestem przekonany, że jeszcze parę, paręnaście kilometrów po ulicach stolicy i zszedłbym sporo niżej. Dlaczego? Bo spalanie spadało. Początkowo, zaraz po opuszczeniu parku prasowego Renault Polska oscylowało w okolicach 12 l/100 km, co przecież jest kompletną bzdurą. Tyle, to w mieście pali mój o wiele cięższy i większy Peugeot 807 z trzylitrową V6-tkąpod maską!
I faktycznie – miałem przed sobą mniej więcej 200-kilometrową trasę. Najeżoną remontami. A w zasadzie nie tyle remontami, co budową drogi ekspresowej „po śladzie” aktualnej drogi krajowej nr 17. Trudno tu więc było mówić o spokojnej, wydajnej jeździe. Już prędzej o szarpaninie. Z dwoma odcinkami o statusie ekspresówki – na obwodnicy Garwolina i potem fragmencie S17 z okolic Kurowa do przedmieść Lublina i zachodniej obwodnicy Lublina, fragmencie S19. I tu mam pierwszą uwagę.
Ten kawałek drogi ekspresowej oddano do użytku już dość dawno. O ile mnie pamięć nie myli, w grudniu 2016 roku. Ponad półtora roku temu. Niektóre samochody, jakie testowałem w ostatnich miesiącach, mają już ten fragment w swoich nawigacjach. Doskonałym przykładem jest choćby Renault Megane R.S. Renault Megane Grandtour TCe 130, choć to przecież także Megane, tego odcinka nie posiada. To o tyle dziwne, że wydawałoby się, iż instaluje się we wszystkich modelach te same pod względem aktualności mapy.
Tradycyjnie już nawigacja każe skręcać „w drugą zjazd”, czy „w trzecią zjazd” ignorując fakt, iż „zjazd” nie jest w języku polskim rzeczownikiem rodzaju żeńskiego. To standard w nawigacjach, w które wyposażane są samochody Renault. I standardowo mnie lekko irytuje.
Po pokonaniu tych mniej więcej 200 km średnie spalanie spadło do 6,8 l/100 km, choć w pewnym momencie wynosiło 6,7 l/100 km. To już wynik jak najbardziej do zaakceptowania. Załóżmy, że jest o jakieś 1,0-1,5 l/100 km gorszy od porównywalnego diesla. Ale chyba raczej o litr, niż o półtora. Oznacza to, że każde 100 km przejedziecie benzyniakiem za cenę wyższą o jakieś 5-7 zł, niż pokonalibyście je dieslem. Różnica w cenie między Megane Grandtour TCe 130 a Megane Grandtour 1.6 dCi 130 wynosi 12.500 zł. Oznacza to, że na samym paliwie koszt zakupu diesla zwróci się po jakichś 170-250 tys. km!
Nie przekreślam sensu istnienia silników wysokoprężnych. Uważam, że są one potrzebne na rynku, także w autach osobowych. Są przecież ludzie, którzy jeżdżą naprawdę dużo. Ale jeśli myślicie o tego typu aucie, jako o samochodzie rodzinnym, ewentualnie do niezbyt ciężkiej, nieprzesadnie intensywnej eksploatacji, to jest spora szansa, że benzyniak Wam wystarczy.
Pamiętajcie jednak, że w ofercie jest też diesel 110-konny (1.5 dCi). Owszem, o 20 KM słabszy od benzynowego TCe 130. Ale osiągami tylko nieznacznie ustępujący benzynowemu TCe 130. Za to droższy od benzyniaka o jedynie 6.000 zł. Ba – jeśli nie zależy Wam na dynamicznym przyspieszaniu i na prędkości maksymalnej, to możecie się zdecydować na Megane Grandtour dCi 90, który kosztuje tylko o 2.000 zł więcej od omawianego benzyniaka. Za to maksymalny moment obrotowy obu tych silników będzie na bardzo podobnym poziomie (220 Nm vs 205 Nm).
Moim zdaniem nowoczesne silniki benzynowe warte są zainteresowania. Acz podczas ich użytkowania warto mieć trochę naleciałości z jeżdżenia dieslem. Nie ma potrzeby takiego turbodoładowanego benzyniaka kręcić zbyt wysoko. Wszak dzięki turbinie downsizingowe silniki zapewniają Wam sporo momentu już w niskim zakresie obrotów. Silnik TCe 130 osiąga swoje maksimum w tym względzie przy już 2.000 obr./min., a więc jedynie 250 obr./min. później, aniżeli wszystkie diesle dostępne w Renault Megane Grandtour.
Ale wróćmy do naszej wyprawy. Na naszą bazę na Mazurach wybraliśmy Giżycko. To jedno z największych miast na Mazurach nazywane stolicą żeglarstwa w naszym kraju. Nie bez znaczenia było położenie Giżycka – z grubsza w centrum regionu. Leży głównie nad Niegocinem, ale też nad Kisajnem. W pobliżu jest jeszcze Jezioro Tajty, a na północy maleńki Wojsak. Na zachodzie można wyróżnić mikroskopijne Jezioro Popówka Wielka.
Giżycki port jest zlokalizowany nad Niegocinem. To trzecie pod względem powierzchni jezioro na Mazurach. Można po nim pożeglować, można popływać statkami wycieczkowymi, czy łodziami motorowymi. Na przeszło 2.600 hektarach powierzchni jest się gdzie pomieścić amatorom sportów wodnych. W giżyckich marinach bez trudu wynajmiecie jacht, czy wypożyczycie motorówkę. Z reguły nawet nie są potrzebne uprawnienia, co mnie osobiście trochę dziwi. Ceny – nawet nie takie wygórowane.
Z Niegocina można się dostać na Kisajno poprzez Kanał Giżycki. Jego atrakcją jest obrotowy most. Jak to działa? Popatrzcie na filmy.
A kiedy most już jest zamknięty dla ruchu kołowego, mogą przez Kanał przepływać łodzie.
Most obrotowy obsługiwany jest ręcznie (oczywiście za pomocą mechanizmu) przez jednego operatora! Cała procedura (opuszczenie/podniesienie szlabanów, złożenie, bądź rozłożenie, itp.) trwa kilka minut i zwykle gromadzi sporo turystów. Zwłaszcza, że na jednym z brzegów (zachodnim) stoi zamek, w którym dziś mieści się hotel. Fragmenty zamku w wybrane dni o wybranych godzinach można zwiedzać.
Z kolei na Tajty dostaniecie się Kanałem Niegocińskim, a stamtąd poprzez Kanał Piękna Góra wpłyniecie na Kisajno. Ale to wszystko na wodzie – nie samochodem. Wspomniany most obrotowy, jedna z atrakcji Giżycka, nie jest jedyną przeprawą przez Kanał Giżycki – nieco dalej na północ znajduje się droga krajowa nr 59 stanowiąca w tym miejscu obwodnicę Giżycka. W jej ciągu znajduje się most, pod którym już bez trudu mieszczą się statki spacerowe, czy jachty.
Skoro mowa o mieście położonym nad wodą, a to wcale niemały zbiornik, to należy się spodziewać także plaży. I faktycznie – w Giżycku, pomiędzy marinami, zlokalizowano plażę miejską. Jest bezpłatna, w pobliży są prysznice i toalety, nie brakuje też knajpek i stoisk z najróżniejszymi towarami. Plaża jest niezbyt duża, ale też i miasto nie za wielkie. Co więcej – nie obserwowaliśmy natłoku turystów. Jeśli męczą Was tłumy Władysławowa, Kołobrzegu, Zakopanego, czy Karpacza, to Giżycko wyda Wam się miejscem spokojnym. Nie odludnym, bynajmniej, ale spokojnym.
Owszem, turystów jest sporo, ale nie czeka się na stolik w restauracji, a na wspomnianej plaży raczej nikt Wam nie będzie się staczał na Wasz koc. Oferta mieszkaniowa dla turystów jest zróżnicowana, acz część z nich nocuje na jachtach. To ci, którzy chcą na Mazurach żeglować. I wcale im się nie dziwię – to piękny sposób spędzania urlopu. Ja jednak jestem zwolennikiem turystyki samochodowej (a czasem i lotniczej). Nie udało mi się zdobyć patentu sternika jachtowego, a skoro tak, to nawet z możliwości wypożyczenia sprzętu bez konieczności posiadania jakichkolwiek uprawnień nie korzystam.
A ponieważ pływanie rowerkiem wodnym żadnych papierów (poza dowodem osobistym) nie wymaga, więc dodam, że na giżyckiej plaży można takie urządzenie wypożyczyć. Pół godziny pływania czymś stylizowanym na Volkswagena Garbusa kosztuje 25 zł, godzina jest wyceniana na złotych 40. Można skorzystać, tym bardziej, że woda na jeziorze generalnie jest spokojna.
Na Mazurach jednakże jest co robić i bez konieczności żeglowania. Dotarliśmy do Giżycka ze wskazaniem średniego spalania na poziomie 6,8 l/100 km. Cztery osoby na pokładzie, pełny bagażnik (mieści 521 dm³ wg normy VDA i 580 litrów), jazda niezbyt ofensywna, ale też nie nastawiona na oszczędzanie – to chyba wciąż niezły wynik. Zużycie utrzymywało się więc na stałym poziomie i należało sądzić, że podniesie się jedynie w przypadku pokonywania bądź krótkich tras, bądź jazdy w ruchu miejskim.
Ale, jako się rzekło, Giżycko ani wielkim miastem nie jest, ani zatłoczone specjalnie nie bywa. Owszem, zdarza się, że się korkuje, ale najczęściej w okolicach obrotowego mostu. I w czasie kiepskiej pogody, kiedy ludzie mniej chodzą, a więcej jeżdżą – wszak łażenie w deszczu niewielu z nas zalicza do przyjemności ;-)
Tak więc Renault Megane Grandtour TCe 130 dotarło na Mazury. Przed nami całkiem sporo pomysłów na spędzenie czasu. Chcemy zwiedzać, a nie tylko korzystać z plaży, a że prognozy pogody nie zapowiadały zbyt wielu chwil ze słońcem, więc plany powinniśmy zrealizować. Zapraszamy Was na kolejne relacje z tego, jak jeździło nam się na Mazurach Meganką z benzynowym silnikiem.
Krzysztof Gregorczyk
zdjęcia: Krzysztof Gregorczyk, Aleksandra Gregorczyk, Dominika Gregorczyk
Najnowsze komentarze