Alfa Romeo, Citroën, DS Automobiles, Fiat, Jeep, Maserti, Opel i Peugeot to marki koncernu Stellantis obecne w Polsce. Jednak mimo tak zróżnicowanej oferty i wielu marek udział grupy oscyluje na polskim rynku wokół 10-11% i nic nie wskazuje na to, by miało się to zmienić.
Dla porównania grupa Renault, która dysponuje markami Renault i Dacia, włączając w to jeszcze Nissana, również osiąga podobne wyniki. Dlaczego Stellantis ma takie kłopoty ze zwiększeniem swojego udziału a zmniejszają się one, przynajmniej patrząc z historycznego punktu widzenia? Powodem jest polityka producenta, która nie uwzględnia najprawdopodobniej realiów polskiego rynku oraz trwający spór z dealerami.
Carlos Tavares, szef koncernu, od dłuższego czasu mówi, że Stellantis koncentruje się na zyskach, mniejszą wagę przykładając do ilości w sprzedaży. W pogoni za dobrymi wynikami Stellantis posunął się do przesuwania dostaw między poszczególnymi rynkami i wycofywania zamówień na samochody, które nie miały jeszcze przypisanych klientów, co zmniejszyło ich dostępność w salonach. Takie postępowanie nie podoba się rzecz jasna dealerom, którzy mają ograniczone możliwości oferowania aut klientom. Nacisk na wyniki finansowe prowadzi też do ocenianych jako głupie oszczędności, np. wycofywania chromowanych elementów mocowania zagłówków na rzecz matowych. Czy jednak taka polityka może długofalowo się sprawdzić? Stellantis nie żyje w próżni, ma liczną i silną konkurencję.
Polski rynek pod wieloma względami jest wyjątkowo specyficzny. Spory udział ma sprzedaż flotowa a duża część samochodów – i dotyczy to wszystkich marek – jest wywożona za granicę. Niektórzy dealerzy wręcz się w tym specjalizują, co można obserwować na placach przy niektórych przedstawicielstwach, ciągle pełnych najdroższych modeli. Dzieje się tak przy cichym zezwoleniu importerów i central, bo chociaż oficjalnie potępiają ten proceder, to w rzeczywistości umożliwia on im realizację planów sprzedażowych, których inaczej zrealizować się nie da. Sprzedaż do klientów indywidualnych, po odjęciu flot i reeksportu jest w Polsce wręcz śladowa. W zależności od marki może to być zaledwie kilka procent z prezentowanych oficjalnie liczb. A przecież nie musi tak być.
Historycznie patrząc marki koncernu Stellantis, obecne w Polsce, czyli Alfa Romeo, Citroën, DS Automobiles, Fiat, Jeep, Maserti, Opel i Peugeot, osiągały swego czasu wspaniałe wyniki. Sam Citroën i Peugeot przekraczały 10% wśród samochodów osobowych, mając jeszcze większy udział w autach dostawczych. Teraz się to zmienia. I o ile wygląda na to, że Renault w trudnych czasach radzi sobie i notuje stosunkowo wysoką sprzedaż, to Stellantis ma z tym w Polsce spore kłopoty. Prognozy, które opublikował niedawno Samar każą zadać pytanie o politykę importera a w zasadzie przyczyny braku jej zmiany. „Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów” – miał zwyczaj mawiać Albert Einstein.
Prognoza Samaru, która zakłada udział w rynku tak wielu marek na poziomie zaledwie 10,49% powinna oznaczać co najmniej żółtą kartkę dla szefa koncernu w Polsce. Roberto Matteucci, który od marca 2020 roku pełni funkcję dyrektora generalnego w Polsce, nie chce jednak odpowiadać na pytania dziennikarzy. Woli zasłaniać się swoimi pracownikami. W centrali we Francji krążą niepotwierdzone informacje, że po zakończeniu połączenia PSA i FCA zostanie odwołany z Polski, bo wyniki Francuzów nie satysfakcjonują a skargi na działania Matteuciego mają spływać i ze strony sieci sprzedaży jak i samych pracowników.
Patrząc na rynek realnie, Stellantis powinien znaleźć w Polsce ma przestrzeń do rozwoju i budowania pozycji swoich marek. Jednak do tego potrzeba kogoś z wizją, doświadczeniem i wiedzą z polskiego rynku. Najlepszym dyrektorem generalnym dla Stellantis w Polsce byłby dobry menadżer, który odniósł sukcesy i potrafi zawalczyć o rynek. Ukrywający się przed mediami Matteuci (odmawia wywiadów), bardzo źle oceniany i przez część swoich pracowników i współpracujących z nim dealerów, takim człowiekiem raczej się nie stanie. Minęło prawie półtora roku od jego pojawienia się w Polsce i przełomu w sprzedaży nie widać. Zaognia się za to konflikt między dealerami a importerem a w sprawę włączył się Związek Dealerów Samochodowych, poproszony o to m.in. przez stowarzyszenia dealerów Citroëna, Opla i Peugeot. Impulsem do działania była sprawa austriackiego wyroku przez Peugeot, pozwanego przez jednego z dealerów.
To jednak nie koniec, bo Stellantis może mieć w Polsce kolejny kłopot. Jest nim afera dieselgate. Po długim śledztwie we Francji rusza sprawa sądowa, w Polsce temat bada UOKiK a nie jest wykluczone, że włączy się prokuratura, która prowadzi przecież śledztwo w sprawie afery Volkswagena. Niedługo ma też zapaść wyrok w Sądzie Najwyższym z powództwa grupy klientów Audi, Volkswagena Skody i Seata i będzie on prawdopodobnie dla nich korzystny.
Stellantis w Polsce potrzebuje niewątpliwie nowego impulsu i otwarcia oraz intensywnej walki o rynek. Ma wiele atutów, by zawalczyć o klientów. Czy koncernowi uda się znaleźć kogoś, kto takiego przełomu w Polsce dokona?
Najnowsze komentarze