Nowe samochody elektryczne szybciej zastąpią napęd klasyczny, niż się spodziewaliśmy. Naukowcy wieszczyli przełom technologiczny w okolicach roku 2030, tymczasem już dzisiaj zbliżamy się do magicznej bariery kosztu 500 zł za 1 kWh w zakresie cen akumulatorów. Laboratoria na świecie pracują pełną parą, by uzyskać większą gęstość energii w tej samej objętości, powstają nowe rewolucyjne ogniwa.
Tradycyjni producenci samochodów stoją przed ogromnym wyzwanie, bo nowicjusze w tej branży mogą ich szybko przegonić. Silnik diesla i silnik benzynowy były bowiem do niedawna głównymi barierami dla wejścia w przemysł motoryzacyjny. Napęd elektryczny jest dużo łatwiejszy w produkcji a wyzwaniem staje się bardziej IT, związane z systemem zarządzania energią, niż mechanika pojazdu. Możliwe, że z samochodami będzie tak, jak kiedyś stało się z komputerami – części OEM i każdy mógł sobie złożyć sprzęt o potrzebnych parametrach.
Dzisiaj na rynek wchodzi nowa generacja hybryd, ale wydaje się, że to tak naprawdę etap przejściowy. Sami producenci tak mówią, Renault nazywa swoją hybrydę samochodem elektrycznym z silnikiem spalinowym stosowanym dla wydłużenia zasięgu. W momencie, gdy na rynku pojawią się tanie akumulatory umożliwiające przejechanie 500-1000 kilometrów autem osobowym, hybrydy znikną. Przestaną być potrzebne. Tanie, to znaczy takie, w których przekroczona zostanie magiczna bariera 500 zł za 1 kWh. Dzisiaj te koszty są dużo wyższe, to nawet tysiąc zł i więcej.
Naukowy jeszcze kilka lat temu przewidywali, że rewolucja elektryczna zacznie się około roku 2030. Teraz wygląda na to, że rozpocznie się dużo szybciej. Tysiące naukowców na całym świecie pracuje nad nowymi generacjami akumulatorów, które wykorzystują nowe materiały.
Polska, w której dominują samochody używane, w tej chwili jeszcze nie skorzysta na tej rewolucji. Potrzeba dużo gęstszej sieci ładowania, bo jazda samochodem elektrycznym bywa dzisiaj pewnym wyzwaniem logistycznym i obarczona jest ryzykiem niedojechania tam, gdzie się chce, co pokazał nasz najnowszy test Renault Zoe. Dlatego, przynajmniej na razie, będziemy nadal sprowadzać używki z Zachodu a samochód elektryczny pozostanie fanaberią dla bogatych i posiadających własny dom ludzi. Szczególnie, że rządowy program dopłat nie wypalił.
Za to mocno rozwija się sektor paneli słonecznych, fotowoltaika gości na coraz większej ilości dachów – to powinno dać impuls do rozwoju przechowywania energii oraz zarządzania nią. Ktoś, kto ma na dachu solary może dzisiaj jeździć prawie za darmo, chociaż inwestycja w panele, ładowarkę i samochód elektryczny to spory wydatek.
O ile w Polsce w samochodach elektrycznych dzieje się mało, bo trudno za takie wydarzenie uznać prezentację skorupy samochodu elektrycznego, to na świecie oczekiwane są duże zmiany. Tesla zaprezentuje wkrótce nową generację baterii a nowi producenci pokażą swoje samochody. W krajach zachodnich rynek stymulowany jest programami rządowymi i coraz więcej osób przekonuje się, że samochód elektryczny to dla wielu zastosowań bardzo dobre rozwiązanie.
Na horyzoncie wyraźnie już widać elektryczną przyszłość. Warto, by Polska do niej dołączyła szybciej niż za 10 lat, kiedy tanie używki zaczną zalewać rynek. Paradoksalnie, pewne opóźnienie naszego kraju może być też szansą, podobnie jak było w przypadku sieci teleinformatycznych. Internet w Polsce zaczynał się od połączeń odzwanianych, ale ominął nas etap linii ISDN i bardzo szybko zaczęliśmy inwestować w szybką sieć najpierw opartą na miedzi, potem na światłowodach. W samochodach elektrycznych czas ma również znaczenie – im nowsza generacja akumulatorów, tym większy zasięg.
Najnowsze komentarze