Analizując zmiany związane z podwyżkami cen oraz wprowadzaniem nowych podatków i przepisów, można odnieść wrażenie, że branża samochodowa – który to już raz w historii naszego kraju! – będzie słabnąć. Perspektywy dla rozwoju rynku nowych samochodów w Polsce są słabe a przedsiębiorcy i klienci indywidualni mało optymistycznie patrzą w przyszłość.
Zobacz: Dealerzy Citroena pozywają producenta za nierealne cele sprzedażowe
Nie ulega wątpliwości, że polski rynek nowych samochodów jest zdominowany przez zakupy firmowe w tym floty. Wobec dużych podwyżek cen oraz zmiany oferowanej gamy silników z diesli na hybrydy i czyste benzyny można przewidywać, że firmy ograniczą swoje zakupy, wydłużając życie aktualnie funkcjonujących flot lub przerzucą się na auta tańsze. Warto zauważyć, że zmiana gamy silnikowej mocno wpływa na bieżące koszty użycia, bo samochody benzynowe są jednak mniej ekonomiczne, jeśli analizować je tylko pod względem spalania. Z kolei hybrydy mają to do siebie, że wymagają w zasadzie codziennego ładowania a ich cena jest jednak bardzo wysoka. Opcja z zakupem tańszych modeli, mniejszych, też nie jest taka oczywista, bo wiele zależy od wizerunku danej marki.
Zobacz: Dealerzy chwalą Dacię, krytykują Stellantis
Rynek klientów indywidualnych i tak już w Polsce mały, skurczy się. Część osób zrezygnuje z zakupu i podobnie jak w przypadku flot wydłuży życie aktualnie posiadanych samochodów, więcej pieniędzy wkładając w serwis. Część przejdzie do ofert tańszych, co daje dobre perspektywy choćby dla takiej marki jak Dacia. Dzisiaj ta marka jest dla Renault żyłą złota a dla klientów niekiedy zbawieniem, alternatywą już nie tylko dla rynku używanych samochodów, ale również droższych nowych. W obliczu podwyżek cen i zmiany gamy modelowej Dacia wygrywa bardzo dużo. Tendencje tą pokazuje choćby ogromny sukces modelu Dacia Sandero w styczniu. Samochód ten znalazł się w TOP 10 najchętniej kupowanych aut w Polsce. Zasłużenie, bo z dawną mocno budżetową Dacią nie ma nic wspólnego.
Wzrosty cen wstrzymają również rozwój rynku samochodów elektrycznych. Program Mój Elektryk oferuje dopłaty zbyt niskie, by były one realną alternatywą dla spalinowych i chociaż w większych miastach trochę elektryków na drogach widać, do masowej elektryfikacji jeszcze bardzo daleko. Nie pomogą podwyżki cen prądu i zmiany cenników na wyższe, choćby w sieci Greenway.
Niestety kolejne rządy nie wyciągają wniosków z historii. Przed II Wojną Światową Polska przez długi czas pełniła rolę motoryzacyjnej pustyni, gdzie na auto było stać tylko najbogatszych. Bardzo wysokie koszty zakupu i utrzymania automobilu blokowały rozwój gospodarki. Dzisiaj wracamy do tego stanu, bo konieczność posiadania samochodu obarczona jest coraz wyższymi wydatkami: drożeją przeglądy, ubezpieczenia no i oczywiście same pojazdy. Drogi i samochody to krwioobieg gospodarki, ale kierowcy w naszym kraju są traktowani zwykle jak dojne krowy, którym zabiera się bardzo dużo, nie oferując w zamian zbyt wiele, może poza kolejnymi ograniczeniami we wjazdach do miast.
Nowe samochody to większe bezpieczeństwo i mniej zanieczyszczone powietrze. Na razie nam to jednak nie grozi. Najbliższe kilka lat oznaczać będzie raczej stagnację i kurczenie się rynku w tym segmencie. Kurczą się też marże i źródła zysku, bo te same problemy dotykają producentów. Statystyki wyraźnie pokazują jak bardzo spadła sprzedaż. Widzą to dealerzy, z których wielu rozważa zmianę branży – choćby na budowlaną. Czas firm, które opierały swoje istnienie tylko na handlu nowymi autami mija. Dobrze funkcjonują ci, którzy mają rozbudowaną działalność i prowadzą warsztaty napraw powypadkowych, handlują autami używanymi lub mają inne odnogi, które pozwalają wspierać salony.
Świetne perspektywy są za to przed sektorem aut używanych i przed niezależnymi warsztatami. Do tematu niebawem wrócimy.
Najnowsze komentarze