Pan Marian Szwarocki jeździ Citroënem Xsara Picasso. Ostatnio, jako warszawski taksówkarz. Na spotkanie przychodzi z notesem i książeczką napraw. Wszystko ma udokumentowane, bo porządek musi być. Czemu wybrał Citroena? „Poprzednio jeździłem Renault Scenic. Gdy przyszło do zmiany samochodu okazało się, że Citroën daje mi więcej w standardzie niż Renault, a nawet producenci aut z Japonii” – tłumaczy. – „Tu otrzymałem i radio, i dywaniki, i klimatyzację. A w Renault za samo radio musiałbym zapłacić 4 tysiące”.
Samochód Pana Mariana za rok pójdzie do… gimnazjum, bo ma już 12 lat. Na liczniku stuknęło mu ponad 350 tysięcy km. A jednak mimo takiego poważnego jak na samochód wieku, jak twierdzi Pan Marian: „Oleju nie bierze, a ja wymieniam tylko filtry”. Jakby tego było mało silnik do tej pory nie był remontowany. Wymieniany był rzecz jasna rozrząd, koło pasowe i sprzęgło, ale pan Marian, jako doświadczony kierowca, robi to co 70 tysięcy kilometrów. „Do 172.000 kilometrów nie robiłem w samochodzie nic!” – opowiada, a jego dokładność w podawaniu stanu licznika nie przestaje mnie zadziwiać. Pan Marian przyznaje, ze najpierw jego samochód nie był jednak taksówką. Jeździł nim na dalekie trasy zagraniczne do Hiszpanii, Francji itp.
W oryginalnym autoryzowanym warsztacie naprawiał go dopóki samochód był w leasingu, ale potem uznał, że jest to za drogie. Stąd przyjaźń z jednym z warsztatów podwarszawskich. „Jeżdżę tam od lat kilkunastu, bo jeździłem tam jeszcze wtedy, kiedy miałem Scenica. Zaczęło się od tego, że w Renault ktoś mi zbił szybę i wszędzie wyceniano, że będzie ona kosztować 500 złotych, a ubezpieczyciel zwracał powyżej tej kwoty. W tym warsztacie udało mi się za wymianę szyby zapłacić 70 złotych! I ten czynnik ekonomiczny sprawił, że się z nimi zaprzyjaźniłem. Oni robią mi każdą grubszą naprawę, a co najważniejsze zawsze znajdą mi części”.
Pan Marian przyznaje, że znajomi i koledzy z branży najpierw trochę z kpiną spoglądali na to, że jeździ na taksówce francuskim samochodem, ale… śmiali się dopóki nie wsiedli do środka.
„Francuskie auto po prostu płynie” – wyjaśnia. – „Ono jest mięciutkie. Z niemieckich aut trudno jest czasem wysiąść, zwłaszcza starszym ludziom. A z mojego pasażer tylko nogi spuści i już stoi na ziemi”. Pan Marian przyznaje, że jego auto ma wiele zalet. Przede wszystkim jest wygodne. Na przykład w środku z tyłu nie ma tunelu pod nogami. To daje pasażerom komfort. Jaki? „Jak wsiada komplet pasażerów to sadzają kobietę w środku” – opowiada, a wie co mówi – w końcu woził już niejeden raz komplet ludzi. – „Gdy na podłodze jest ten tunel, to co ona biedna ma zrobić z nogami? Jak weźmie tunel między nogi, to siedzi niezbyt przywozicie i czuje się skrępowana. Jak z kolei postawi nogi na tunelu to ma kolana pod brodą i też nie jest to dla niej komfortowa sytuacja, a siedzący po bokach koledzy patrzą gdzie nie trzeba”. Pan Marian twierdzi, że gdy ktoś kupuje auto na taksówkę, to powinien przede wszystkim siąść z tyłu, bo kupuje je dla pasażerów. A jego zdaniem Citroën Xsara Picasso jest z pewnością autem stworzonym z myślą o pasażerach, zwłaszcza tych z tylnego siedzenia. W Citroënie Xsara Picasso przede wszystkim „Każdy pasażer ma swój fotel z tyłu” – podkreśla pan Marian i prezentuje przestronne wnętrze.
Jego Citroën Xsara Picasso jest oczywiście po przejściach, ale kokpit jest niemal w nienagannym stanie. Przejścia też zresztą nie były zbyt poważne, ale jednak. Ostatnio kierowca audi wjechał mu w tył i uderzył w zderzak. Obyło się na szczęście bez policji, bo to tylko drobna stłuczka. Citroën sprawdził się też w kilku awaryjnych sytuacjach. „Raz urwałem sprzęgło” – śmieje się pan Marian. – „Zapaliłem na dwójce i 15 kilometrów przejechałem na tej dwójce, ale dojechałem”. Były też i fałszywe alarmy, a co za tym idzie niepotrzebne nerwy. „Raz wpadłem w panikę, bo zapaliła mi się lampka ABS oznaczająca, ze brak jest hamulców” – mówi pan Marian podkreślając, że to sprawa poważna. Zaraz jednak uspokaja, że to właśnie był fałszywy alarm. – „Po ponownym przekręceniu kluczyka w stacyjce lampka już się nie paliła”. Były i kłopoty z alarmem. „W ubiegłym roku zepsuł się pilot. Drzwi zamykał, ale otwierać już nie. Musiałem użyć klucza” – śmieje się pan Marian. – „A gdy alarm nieodłączony to wyje. Immobilizer odpuścił i auto zapaliłem, ale żeby alarm wyłączyć, to trzeba znać specjalny kod. A kod… gdzie? W domu! No i takim wyjącym samochodem pojechałem do domu. A było tego kilka kilometrów”.
W najbliższym czasie pan Marian planuje zmianę auta. Na jakie? „Na pewno nie kupię Volkswagena!” – podkreśla z mocą i szeptem żartobliwie dodaje, że tym jeździ każdy wieśniak. Najchętniej kupiłby znów Citroëna, ale ceny są powyżej stu tysięcy, a on potrzebowałby coś do 80-ciu. Pewnie więc skończy się na aucie używanym. Dealerzy nowych samochodów dają wprawdzie na Citroëna kredyty 50 na 50, ale jak tu w ciągu roku zdobyć drugie 50 tysięcy? „Teraz konkurencja jest ogromna” – wyznaje pan Marian. – „A o pasażera nie tak łatwo. Ludzie wybierają krótkie trasy, a napiwki dają tylko starsze babcie emerytki. Młodzi klienci są dziś mniej hojni. Poza tym ludzie teraz często płacą kartami, albo dają vouchery”. Pan Marian zastanawia się ewentualnie nad kupnem hybrydowego japończyka. Jednocześnie zapewnia, że na pewno nie kupi żadnego niemieckiego auta ani pochodzącej z Grupy Volkswagena Škody. „Te auta są twarde. Gdy ktoś się przesiada do nich z Citroëna to zaczyna czuć każdy kamyk na drodze. Citroën Xsara Picasso płynie. Jego miękkość jest wprost niezwykła. Ciężko się będzie rozstać, ale muszę”.
Cóż… 12 lat stuknęło, a pod progiem zaczyna pojawiać się rdza. Bo żaden nawet najwspanialszy samochód niestety nie jest wieczny.
Małgorzata Karolina Piekarska
Najnowsze komentarze