Mój Elektryk to program dopłat do zakupu samochodów elektrycznych, przeznaczony zarówno dla osób indywidualnych ja i firm. Gdy okazało się, że skończyły się przewidziane w nim fundusze, rozległ się krzyk rozpaczy. Firmy operujące w branży prześcigają się w krytykowaniu braku pieniędzy i apelują do rządu o szybkie działanie. Jaki jest powód tego chóralnego zawodzenia?
Chociaż nikt tego otwarcie raczej nie powie, to główną przyczyną niezadowolenia w branży są cele, stawiane przed poszczególnymi markami w związku z przepisami o redukcji emisji. Każdy producent, który sprzedaje zarówno auta spalinowe jak i elektryczne, dąży do jak największego udziału elektryków z powodu konieczności spełnienia średniego celu emisyjnego CO2. Innymi słowy mówiąc im więcej sprzedanych pojazdów na prąd, tym lepiej wygląda ów bilans i tym mniejsza dodatkowa opłata czy raczej kara za produkcję klasycznych aut spalinowych. Problemy zaczną się w przyszłym roku, gdy owe limity się zaostrzą, ale już teraz każdy sprzedany elektryk to auto na wagę złota.
Bez Mojego Elektryka się nie da? Szkodliwe dopłaty
Takie są przyczyny formalne, ale jest jeszcze jedno zjawisko. W branży panuje ogólne przekonanie, że nie da się sprzedawać samochodów elektrycznych bez dopłat. Mój Elektryk zespuł po prostu rynek. Nie bez winy są sami producenci, którzy uznali, że skoro rządy dopłacają, to ponieśli ceny o tyle, o ile wynosiły mniej więcej dopłaty, budując swoje zyski kosztem podatników. I w tym sensie dopłaty są bardzo szkodliwe, bowiem zaburzają relacje producent – klient i niszczą gospodarkę oraz zwiększają obciążenia podatkowe.
Zlikwidujcie ten program i obniżcie podatki. Komentarz do sytuacji
W mojej ocenie rozbudzone fałszywymi obietnicami polityków oczekiwania społeczne doprowadziły do gwałtownego wzrostu programów socjalnych a więc także do wzrostu podatków i obniżenia wartości pieniądza. Najlepszą drogą do osiągnięcia jakichkolwiek celów w zakresie rozwoju nowoczesnego społeczeństwa byłby wzrost innowacyjności gospodarki, wydajności oraz idący za tym realny wzrost wynagrodzeń. Tymczasem kolejne rządy robią dokładnie odwrotnie, co niestety widać na przykładzie programu Mój Elektryk.
Zobacz: testy nowych i używanych samochodów
Zamiast zdrowej gospodarki mamy jakiś przedziwny twór z dopłatami, biedniejące społeczeństwo, obciążone ponad miarę kolejnymi podatkami, z których finansowane są różne „programy” (tak naprawdę jest to rozdawnictwo) a nienasycony budżet żąda kolejnych wpłat, które pójdą na zmarnowanie. I firmy z branży motoryzacyjnej będą zawodzić, rozpaczać i krzyczeć „Dajcie dopłaty” a potem się dziwić, że klientów coraz mniej, bo przy słabnącej gospodarce ten system nie ma prawa działać.
Idealne rozwiązanie na promocje elektryków to postawienie na wzrost zamożności społeczeństwa, ale taki projekt znacząco wykracza swoimi ramami czasowymi poza jedną czy dwie kadencje parlamentu i kolejnych rządów. Nie mamy więc na co liczyć i jestem przekonany, że rząd „znajdzie” pieniądze na Mojego Elektryka oraz inne rozdawnictwa bardzo szybko. W naszych kieszeniach.
Najnowsze komentarze