Kiedy Stellantis ogłosił, że wpompuje 10 miliardów dolarów w rozwój swoich amerykańskich operacji, sygnał jest jasny: koncern wybiera USA, Europa traci priorytet. Nowy dyrektor generalny, Antonio Filosa, najwyraźniej nie zamierza już dzielić energii między spadające wolumeny w Europie a niepewne rynki wschodzące. Zamiast tego postawił wszystko na rynek, który Stellantis najlepiej zna, najlepiej rozumie i — co najważniejsze — najlepiej zarabia: Stany Zjednoczone.
Koncern planuje ożywić zakłady w Illinois i Michigan, przywracając tysiące miejsc pracy i tchnąć nowe życie w marki, które są esencją amerykańskiego DNA: Jeep, Ram, Dodge. Na celowniku są m.in. reaktywacja Jeepa Cherokee, powrót potężnych Ramów z V8 i nowa interpretacja muscle carów spod znaku Dodge’a. To ruch, który idealnie wpisuje się w politykę gospodarczą USA – wspieranie krajowej produkcji, reindustrializacja i wielkie zachęty dla przemysłu motoryzacyjnego w ramach Inflation Reduction Act. W skrócie: Ameryka inwestuje w siebie, a Stellantis – w Amerykę.
Zobacz: testy nowych i używanych samochodów
Podczas gdy za oceanem ruszają miliardy, w Europie Stellantis wchodzi w tryb oszczędnościowy. Produkcja spada, linie montażowe we Włoszech i Francji zwalniają tempo, a tysiące pracowników od lat słyszą to samo: „restrukturyzacja”. Tylko we Włoszech w ciągu czterech lat ubyło ok. 10 tysięcy etatów, a fabryki w Turynie czy Melfi pracują ułamkiem mocy. Elektryfikacja, która miała być przyszłością europejskich marek koncernu, ugrzęzła w kosztach, regulacjach i braku popytu. W efekcie Stellantis zaczyna przypominać koncern dwóch prędkości: szybką i zyskowną Amerykę, gdzie pickupy i SUV-y sprzedają się jak świeże bułki, oraz powolną i zbiurokratyzowaną Europę, gdzie każdy nowy model musi zmieścić się między unijnymi normami, dopłatami i spadającym entuzjazmem klientów.

Kiedy w 2021 roku Fiat Chrysler połączył się z Grupą PSA, hasłem przewodnim była „globalna synergia”. Dziś brzmi to jak żart. Zamiast jednej spójnej strategii, Stellantis coraz bardziej przypomina dwa koncerny pod jednym logo — amerykański, który inwestuje, i europejski, który niestety się kurczy. Amerykańska część zyskuje nowe fabryki, modele i partnerstwa. Europejska — coraz częściej dostaje nowe logo na starych platformach i komunikaty o „racjonalizacji kosztów”.
Stellantis jako koncern dwóch prędkości – symbol nowej ery motoryzacji
W tej historii nie chodzi tylko o Stellantisa. To znak czasu: era globalnych koncernów „wszędzie i dla wszystkich” się kończy. W świecie barier celnych, narodowych subsydiów i rosnącego protekcjonizmu, wygrywa ten, kto inwestuje blisko domu. Dla Stellantisa domem stała się Ameryka.
A w koncernie, na razie nieśmiało, po cichu, mówi się o rozdzieleniu obu części. Czyżby był to początek rozpadu?










