Stellantis, utworzony w 2021 roku z fuzji Fiat Chrysler Automobiles i Groupe PSA, miał być symbolem nowej ery w branży motoryzacyjnej. Firma pod wodzą Carlosa Tavaresa szybko przyciągnęła uwagę inwestorów i analityków dzięki realizacji synergii kosztowych, uproszczeniu operacji i ambitnym planom elektryfikacji. Dziś jednak, po latach sukcesów, Stellantis zmaga się z serią poważnych wyzwań, które podkopują jej fundamenty. Mówiąc wprost: zmaga się z efektami nieprzemyślanych decyzji.
Od dynamicznego startu do problemów na rynku
Pierwsze lata działalności Stellantis były pełne sukcesów, przynajmniej finansowych. Firma zintegrowała zasoby FCA i PSA, co pozwoliło na oszczędności rzędu 5 miliardów euro rocznie, między innymi dzięki połączeniu zasobów badawczo-rozwojowych, wspólnym zakupom i usprawnieniom w produkcji. Były też drastyczne cięcia kosztów i to dosłownie wszystkiego – w tym liczne zwolnienia. W efekcie w 2023 roku przychody wzrosły do 189,5 miliarda euro, a strategia „Dare Forward 2030” zapowiadała dalszy rozwój firmy w kierunku elektryfikacji z planami i wprowadzenia 75 modeli elektrycznych do 2030 roku.
Niestety, rok 2024 przyniósł znaczne problemy finansowe, a zyski netto Stellantis spadły o 48% już w pierwszej połowie roku. Wiele z wcześniejszych sukcesów zaczęło się obracać przeciwko firmie, a kluczowe wyzwania zaczęły się kumulować.
Trudne relacje z dostawcami
Stellantis przez lata prowadził politykę agresywnej redukcji kosztów, co początkowo przyniosło pozytywne efekty. Jednak presja kosztowa wywierana na dostawców, takich jak Kamax czy McLean-Fogg, wywołała konflikty, które skutkowały wstrzymaniem dostaw i poważnymi zakłóceniami produkcji w zakładach w Toledo i Kokomo. Te trudne relacje obniżyły zdolność firmy do efektywnego reagowania na zmiany rynkowe i zaspokojenia potrzeb konsumentów, co podważyło zaufanie do koncernu. Przerwy w produkcji, o których informowaliśmy także na naszych łamach, niekiedy były spowodowane przez zakłócenia w logistyce, ale bardzo często przez konflikty właśnie w obszarze dostawców.
Chowanie głowy w piasek
Stellantis bardzo długo unikał przyznania się do różnego rodzaju problemów. Wystarczy wspomnieć kwestie akcji serwisowej silnika 1.2 PureTech, 1.5 blueHDi czy wreszcie wymianę poduszek powietrznych Takata. To podkopywało zaufanie klientów.
Wycofanie większych silników
W pogoni za obniżeniem płatności z tytułu emisji Stellantis wstrzymał rozwój niektórych silników – w tym wycofał z oferty osobowej najlepiej sprzedającą się jednostkę 2.0 HDi oraz zaprzestał stosowania spalinowej wersji silnika 1.6 PureTech. Efekt? Ograczenie wyboru napędów i odejście klientów szukających oszczędności w spalaniu czy większych mocy.
Konflikt z dealerami – partnerzy czy źródło finansowania?
Stellantis coraz bardziej traktował swoich dealerów jako źródło finansowania zamiast kluczowych partnerów biznesowych. Koncentrowanie się na liczbach zamiast na realnym wsparciu operacyjnym dealerów wpłynęło negatywnie na relacje z tymi, którzy mają bezpośredni kontakt z klientem. Dealerzy, przeciążeni nadmiernymi opłatami, pozbawieni najchętniej kupowanych aut i pozostawieni z problemami z napędami, powoli odchodzili a poziom niezadowolenia ze współpracy z centralą – także w Polsce – pozostaje bardzo wysoki.
Presja na odchodzenie pracowników
Stellantis jest chyba jedyną firma na świecie, która tak mocno naciskała na odchodzenie pracowników. Głośne stały się historie o e-mailach wysyłanych do ludzi aby szukali sobie pracy. Atmosfera pracy w takiej korporacji nie jest najlepsza.
Zbyt szerokie portfolio marek
Jednym z największych wyzwań Stellantis pozostaje rozbudowane portfolio marek, które początkowo było postrzegane jako kluczowy atut. Niestety, w 2024 roku okazało się, że niektóre marki, jak Lancia, DS Automobiles czy nawet Maserati, nie są w stanie wypracować odpowiednich wyników poza Europą. Pomimo prób ich odświeżenia, niska sprzedaż tych marek stanowiła istotne obciążenie dla firmy i odciągała zasoby od mocniejszych jednostek, takich jak Jeep i Ram. Brak zdecydowanej restrukturyzacji lub sprzedaży mniej dochodowych marek odbił się na wynikach finansowych.
Nadprodukcja i nietrafne prognozy rynkowe
Jednym z największych problemów Stellantis w USA była z kolei nadprodukcja, zwłaszcza na rynku amerykańskim. Niedokładne prognozy popytu i zbyt wolne dostosowanie do zmieniających się preferencji konsumentów sprawiły, że firma pozostawiła swoich dealerów z nadmiarem pojazdów, szczególnie SUV-ów i pickupów, podczas gdy konkurencja – zwłaszcza Tesla i Ford – zaczęła zyskiwać przewagę. Sprzedaż Stellantis w USA spadła o 16%, co spowodowało, że dealerzy musieli radzić sobie z nadmiernym zapasem niesprzedanych aut.
Czy Stellantis przetrwa nadchodzące lata?
Problemy, z którymi zmaga się Stellantis, pokazują, jak trudna i ryzykowna może być realizacja wielkich planów bez uwzględnienia specyfiki motoryzacji. Carlos Tavares, nazywany kiedyś wizjonerem, dzisiaj coraz częściej porównywany jest do grabarza motoryzacji.
Napięcia z dostawcami i dealerami, problemy z nadprodukcją i opóźnienia w elektryfikacji sprawiły, że firma, która była symbolem nowoczesności, stanęła przed poważnym zagrożeniem. Carlos Tavares nie znajdzie sposobu na rozwiązanie tych problemów bo sam je stworzył.
Stellantis pilnie potrzebuje nowego lidera, inaczej może stanąć przed największym kryzysem w swojej historii.
Najnowsze komentarze