Alpine A110 GT, rywal sportowych samochodów marek Audi, BMW czy Porsche, wzbudza na drodze ogromne emocje. Inni kierowcy widzą go najczęściej od tyłu, bo przyspiesza w cztery sekundy do setki a prowadzący czerpie ogromną radość z bezpośrednich doznań prowadzenia i dźwięku centralnie umieszczonego silnika. Na niektórych, niekiedy, widok tego auta działa najwidoczniej jak płachta na byka.
Alpine A110 GT spędziło w naszej redakcji dwa tygodnie z podziałem na dwie tury. Szczegółowy test samochodu przygotował redaktor naczelny Francuskie.pl, Krzysztof Gregorczyk. Opisuje w nim największe plusy francuskiego supersamochodu, w szczególności bezpośrednie prowadzenie, swojego analogowe odczucie, surowość sportowej jazdy i wielką przyjemność jaką czerpie się z obcowania z tym autem. Daje ono naprawdę sporą dawkę przyjemnych emocji, które cenią wielbiciele mocnych napędów benzynowych.
Jeżdżąc po Polsce, a zrobiliśmy łącznie prawie 2 tysiące kilometrów, zauważyliśmy jedną rzecz mniej związaną z samochodem a bardziej reakcjami na nie. Oprócz ogromnego zainteresowania, wielu pytań, rozmów – z innymi kierowcami, przechodniami, pracownikami stacji – odnotowaliśmy też pewnego rodzaju zachowania innych podróżujących po drogach, które odbiegają nieco od standardowych.
Jazda zgodnie z przepisami takim sportowym autem najwyraźniej jest jakimś problemem… dla tych innych. Nie raz i nie dwa z rykiem silnika starali się udowadniać w sumie nie wiadomo co. Może to było coś w rodzaju udowadniania jakiejś swojej przewagi albo próba sprowokowania do wyścigów, może jakaś frustracja? I działo się to tylko na polskich drogach – w innych krajach jakoś nikt nie reagował przesadnie emocjonalnie na widok niskiego, aerodynamicznego nadwozia w jaskrawym kolorze.
Droga nie jest torem wyścigowym a prawo jazdy nie jest licencją sportową na szaleństwa za kierownicą i warto o tym pamiętać…
Najnowsze komentarze