Historia polskiego samochodu kryje wiele tajemnic. W 1927 roku powstała ogromna nowoczesna fabryka Ursus, którą zwiedził jeden z dziennikarzy Tygodnika Ilustrowanego. Entuzjastyczny a wręcz poetycki zapis tej wizyty zdaje się sugerować, że Polska staje się właśnie motoryzacja potęgą.
„W młodem naszem państwie czyn coraz to potężniej budzi się do życia. Noworodek ten silną pięścią wymachuje z kołyski i rokuje nadzieje, iż w najbliższej przyszłości wyjdzie z kolebki i siedmiomilowemi krokami zdążać będzie ku dojrzałości. Oto jedno z jego pięknych poczynań, pierwsza polska fabryka samochodów seryjnych. O szalonem tempie rozrostu tej młodej instytucji świadczą dosadnie podane obok fotografje. W 87 dni 10.000 m2 stanęło pod dachem! Myślę, że najbardziej ponury pesymista zatrze dłonie z uciechy i krzyknie wraz ze mną: Brawo! Ja dodam jeszcze: Bis!
Zobacz: ciekawostki z historii motoryzacji
W 87 dni 10.000 m2! Zużyto do tego: cementu 1.800 ton, żelaza 600 ton, cegły 3,5 miliona, drzewa 1.500 m2! Jeśli to nie Ameryka – nareszcie – Ameryka w Polsce, to sobie nie wyobrażam, znaczy się, Ameryki! A posądzałem siebie o dużą wyobraźnię! Dyrektor „Skody” w Tow. Techników Czeskich wyraził się, iż fabrykę tę „należy uważać za modelową”. To samo potwierdził minister Klarner. Przy robotach budowlanych prowadzonych przez fermę budowlaną „Lubiński – Jaskulski”, pracowało w największem tempie aż 1000 ludzi dziennie.
Kto twierdzi, że Polska to kraj próżniaków, nieuków i niedopędków politycznych, niechaj jedzie i zwiedzi fabrykę „Ursusa”. Niech spojrzy na zadowolone, roześmiane miny przechodzących inżynierów, na te twarze pełne zapału, pogody i wesela — na te akumulatory energji. Niech zajdzie do jadalni robotniczej i spojrzy wgłąb jasnej, radosnej sali, gdzie przy stołach siedzą robotnicy uśmiechnięci i rozdowcipkowani — a widmo bliskiego sąsiada rozwieje się jak obłok pod uderzeniem aeroplanowej śmigi.
Zobacz: artykuły o ciekawych wydarzeniach w motoryzacji sprzed 100 lat.
Że zaś czasem opadają i mnie, urodzonego optymistę, myśli niewesołe, wybrałem się do „Ursusa”. Uprzejmy p. dyr. Gierdziejewski łaskawie udziela mi wywiadu. Z każdego słowa przebija miłość do swego „warsztatu”. Zakłady jeszcze czterdzieści lat temu obsługiwały przemysł cukrowniczy. Przed wojną fabrykowały silniki ropne i pługi. Czasu wojny, kiedy w 22 roku obrona kraju wymagała obsługi samochodowej, Zarząd zdecydował się zamienić „warsztaty” na fabrykę wozów mechanicznych. Plan ten w dwa lata zrealizowano.
Ominięto szczęśliwie trudności: zainteresowano rząd, do współpracy wciągnięto wytwórnię włoską „Ansaldo”. Dzisiejsza produkcja przy pełnym biegu fabryki obliczona jest na 750 do 1000 wozów rocznie, i 400 ton odlewów żelaznych – oraz 400 ton aluminjowych i bronzowych, przy obrocie około 30.000.000 zł. Zarząd (inż. Ludwik Rossman, inż. Wiesław Januszewski, inż. Kazimierz Gierdziejewski, inż. Tadeusz Hennel) postanowił budowę fabryki potraktować zupełnie po europejsku z uwzględnieniem wszystkich najnowszych zdobyczy w tym kierunku.
Budowa według planów inż. Lilpopa i K. Jankowskiego, stanowi piękny dokument pracy tych znanych architektów. Obliczona na dalszy rozrost fabryki w kierunku osi planu, dała w rezultacie hale obszerne, wygodne, zalane poprostu światłem, co stanowi rzecz niezmiernie ważną a po macoszemu traktowaną we wszystkich innych fabrykach polskich. Maszyny stoją tam w karnym ordynku, niby szwoleżerowie. Któryś z młodszych inżynierów patrzy na zegarek: — Jaka szkoda, że pan niema czasu! O godzinie 4,30 właśnie wypuszczamy drugi samochód! — Co? Tak, tak, moi państwo, to nie w Ameryce, to u nas, tuż pod Warszawą.
Zobacz: Renault przez piaski Sahary. Relacja polskiej podróżniczki.
A z wynalezieniem typu odpowiedniego dla naszych dróg, też było niemało kłopotu! Samochód ten jest zbliżony nieco do marki „Renault” i „Tatra”. Podwozie wykonane całkowicie z materiałów krajowych. Dzisiaj fabryka produkuje: wozy ciężarowe dla M. S. Wojsk., silniki ropne dwu i czterotonowe, od 16 do 65 HP, o ogólnej produkcji przeszło 5.000 HP rocznie.
W opracowariu (ach, piękne panie!) cudowny, polski, jakby tu powiedzieć? — Renault-Tatra-Fiat? Czy Citroenford? Czy Fiatolancia? — nie wiem, w każdy bądź razie — „URSUS” — a to coś przecie znaczy! Jednem słowem, automobil osobowy! Będzie to samochód dla „ludzi interesu’ (co nie znaczy bynajmniej, iżby miał źle wyglądać prowadzony rączkami wytwornej pani „dyrektorowej” lub „inżynierowej”!) będzie konstruowany na nasze drogi. Będzie mógł mieć również zastosowani jako dorożka. Panowie! W 28 roku, a więc w przyszłym, auta te będą już na rynku.
Fabryka posiada przeszło 300 maszyn najnowszego typu. W tern 75 angielskich, 20 amerykańskich, posiada stacje próbne dla silników, centrale sprężonego powietrza, skąd rurociągami jest ono rozprowadzane po całym terenie. Fabryka obliczona jest narazie na 1.200 robotników i 120 urzędników, z tego 20 rodzin dziś już mieszka w pierwszym domu kolonji urzędniczej i robotniczej, jaka powstała przy fabryce. W wodę zaopatruje fabrykę studnia artezyjska na głębokości 30 m., która pokryje wszelkie zapotrzebowania fabryki nawet przy trzykrotnej rozbudowie. Laboratorium metalurgiczne, kanalizacja, własne filtry biologiczne uzupełniają zgrubsza rubrykę pomocniczych instalacyj fabryki. Energię elektryczną czerpie ona z elektrowni Pruszkowskiej, skąd dochodzi prąd o napięciu 5.000 wolt. Zostaje on przerobiony na specjalnym transformatorze. Roczne zużycie energii wynosi 1.000.000 kwg.
Tak samo jak głęboko przemyślana została strona organizacyjno-budowlana „Ursusa” (tak np. robotnik dostać się może do fabryki przez szatnię i umywalnię), duży nacisk położony został na organizację pracy. Planowość i kontrola oto zasady, jakiemi powodują się kierownicy. Niedawno zwiedzała fabrykę wycieczka gości amerykańskich, w tej liczbie kilku znanych przedstawicieli Tow. Organizacji Pracy. Byli zdumieni. Jakto, tak małe państwo (ładne mają pojęcie, co?) tak daleko zajść potrafiło w organizacji?!
Zobacz: As dywizjonu 303 miał salon Citroena w Warszawie!
Spaceruję po fabryce i wcale mi się stąd wyjść nie chce. Impet i gorączka pracy ogarnia mię coraz bardziej. Chyba porwę też jaki „odlew” i zacznę go mazać temi jakiemiś szmatami, szturgać żelaznym łomem, albo chwycę za rączkę młota parowego? Jak pięknie spływa roztopiony surowiec! Jak mile dźwięczą w uszach te tajemnicze uderzenia to tu, to tam, dźwięczą pełną świadomością tego, że to się poczyna samochód polski, przez nas i u nas!
Wczesna wiosna rozpina nad światem niebo z niezapominajek i pieści twarz ciepłym podmuchem. Ciepło to spływa do serca i rozjaśnia oczy pewnością, że nareszcie wychodzimy na szerokie, wolne drogi! Więc „Ursusie”! Buduj nam automobile, a już my postaramy się na nich roznieść sławę polskiego przemysłu po szerokim świecie! Już my w tem!
Żegnam uprzejmego dyrektora Gierdzie-jewskiego i wracam do naszej Warszawy pełen otuchy. I chociaż miałem zamiar kupić sobie Lancię (nie wierzycie?), poczekam do przyszłego roku. Chcę jeździć na… „Ursusie”!
Jerzy Sosnkowski”
Tyle artykuł. Po II Wojnie Światowej wielokrotnie próbowano w Ursusie nowych projektów i pomysłów. Dlaczego się nie udało?
źródło: Tygodnik Ilustrowany 1927.06.04 nr 23
Originally posted 2020-11-28 08:48:04.