Jeszcze niedawno wszyscy powtarzali jak mantrę: „nowe auta już nigdy nie będą tańsze”. Miało to brzmieć jak nieodwołalny wyrok nad światem motoryzacji – koniec epoki przystępnych samochodów, czas wielkich ekranów, gigantycznych baterii i równie gigantycznych rat leasingowych. A tymczasem… coś zaczęło się zmieniać. Rynek, który przez lata tylko rósł, właśnie zaczął się kurczyć – i to wymusiło reakcję.
Pierwszy odważny ruch wykonał Citroën. Francuzi, którzy zawsze lubili iść pod prąd, wprowadzili nowego C3 z ceną startującą w okolicach 60 tysięcy złotych. Brzmi jak echo dawnych czasów, kiedy kompaktowy hatchback nie był dobrem luksusowym. Ale najciekawsze dopiero nadjechało – elektryczny Citroën eC3 w wersji Urban Range, wyceniony na 88.900 zł bez dopłat. Tak, elektryk za niecałe 90 tysięcy, i to od marki, która wie, jak robić auta dla „zwykłych ludzi”, nie dla koneserów z Wall Street.
Nie minęło wiele czasu, a do wyścigu o tytuł „auta dla każdego” ruszyła Dacia. I zrobiła to w swoim stylu – bez fajerwerków, za to z potężnym ciosem w segment A/B. Nowy model Dacia Hipster to maluch o długości około 3 metrów, z miejscem dla czterech pasażerów i ich bagaży. Brzmi jak recepta na miejskie szczęście, a gdy usłyszymy prognozowaną cenę – 49 900 zł – robi się naprawdę gorąco.
Czyżby to był początek końca motoryzacyjnego elitaryzmu? Coraz więcej producentów zaczyna rozumieć, że nie każdy chce drugiej Tesli w garażu ani nie marzy o SUV-ie ważącym dwie tony. Wielu po prostu potrzebuje taniego, prostego i sympatycznego auta, które zawiezie do pracy, na zakupy i w wakacyjną podróż.
Paradoksalnie, to właśnie era elektryfikacji, która miała wszystko podrożyć, może przynieść nam odrodzenie taniego samochodu. Zmiana strategii, tańsze akumulatory, uproszczona konstrukcja – to wszystko zaczyna działać na korzyść klientów.
Citroën i Dacia pokazują, że można jeszcze zaskoczyć rynek rozsądkiem. I może za kilka lat znowu będziemy mówić nie o tym, jak bardzo podrożały samochody, ale o tym, kto zdołał zrobić auto za mniej niż 50 tysięcy złotych. Bo – jak widać – taniej znowu może być.










