Renault Grand Scenic z silnikiem dCi to mistrz oszczędności i przestrzeni. Jest przy tym bardzo komfortowo zawieszony a wnętrze zaprojektowano nie tylko dla wygody ale też z nutką pewnej ekstrawagancji.
Jedno z pierwszych wrażeń po rzuceniu okiem na auto, które czekało na mnie w parku prasowym Renault Polska, to radość, że dostałem samochód w tym kolorze. Ten błękit szalenie mi się podoba i o wiele przyjemniej jeździ się takim samochodem po szarych polskich ulicach. Na szczęście otrzymałem właśnie takie auto, jakie mi się marzyło, a że i pogoda się wreszcie poprawiła (testowanej bezpośrednio przed Grand Scenic’iem hybrydy Peugeota nawet nie myłem do zdjęć, bo zaraz po myciu byłby taki sam brudny, a pogoda poprawiła się w dniu, kiedy odstawiałem 3008-kę HYbrid4 do Warszawy), byłem już całkiem zadowolony.
Ponieważ jednak kolor samochodu może wpłynąć jedynie na samopoczucie testującego (i ewentualnie oglądających auto z zewnątrz), bo barwą się nie jeździ, skupię się bardziej na walorach jezdnych i użytkowych najnowszej odsłony dużego kompaktowego minivana z dużym rombem zdobiącym przemodelowany niedawno przedni pas.
Dawno już minęły czasy, gdy Scenic był jedynie jedną z wersji kompaktowego Renault Megane. Zmieniał się też z upływem lat sam samochód – dorobił się przedłużonej wersji, rósł z każdą nową generacją, wzbogacano wyposażenie i funkcjonalność – już i tak przecież imponującą w pierwszej odsłonie. Za Renault poszli też inni producenci, ale to Megane Scenic wyznaczył tak naprawdę standardy nowej de facto klasy. Gdzieś po drodze zgubiono zresztą nazwę bazową, a Scenic stał się pełnoprawnym, odrębnym modelem.
Dziś, po ostatnim liftingu, najnowszy Scenic wjechał właśnie do polskich salonów. I muszę przyznać, że ten samochód jest imponujący. Owszem, nie wszystko mi się w nim podoba, ale generalnie auto jest naprawdę fajne, funkcjonalne i wprost poraża przestronnością. Kiedy zaczynałem pisać ten tekst, nie dokonałem jeszcze pomiarów, ale mam wrażenie, że wnętrze Grand Scenic’a jest szersze, niż wnętrze mojego Peugeota 807, a to przecież minivan pochodzący z wyższego segmentu. Zapewne porównam sobie te wymiary pod koniec tego materiału, a jeśli zapomnę, to wrócę do tematu przy okazji – wszak 807-ka stoi w garażu, więc z jej pomierzeniem problemu miał nie będę, a Scenic’a i tak skontroluję pod tym względem.
Grand Scenic, to auto, którym może podróżować nawet siedem osób. Owszem, dwie w trzecim rzędzie będą musiały się pogodzić z nieco mniej przyjaznymi warunkami, aniżeli piątka korzystająca z niezależnych foteli pierwszego i drugiego rzędu, ale i tak jest nieźle. Moje dzieci (w wieku lat 13 i 8) zmieściły się tam bez trudu (musiałem nieco przesunąć do przodu fotele drugiego rzędu), i jedynie wsiadanie i wysiadanie stanowiło pewien problem – starsza córka ma blisko 160 cm wzrostu, więc do wsiadania i wysiadania musiała się trochę „poskładać”. Większym problemem będzie już raczej to, że w takiej konfiguracji można będzie zapomnieć o bagażach dla tej siódemki pasażerów, ale zawsze można się pokusić o bagażnik dachowy – relingi w samochodzie są, więc nie jest to wielki problem.
Do naszej redakcji trafił Grand Scenic w wersji Bose® Edition. Taki samochód kosztuje w Polsce co najmniej 91.000 – pod maską pracuje wówczas 130-konny benzynowy silnik z rodziny TCe. Dostępne są też dwa diesle – 110-konny z przekładnią EDC (w cenie 103.300 zł) i 130-konny z manualną przekładnią sześciobiegową (kosztujący 103.800 zł). Aktualnie możecie uzyskać od tych wartości 5.000 zł rabatu. Wydaje się więc, że nie jest przesadnio tanio, ale z drugiej strony otrzymujecie naprawdę bogato wyposażony samochód (w aktualnej promocji dodatkowo dwa pakiety gratis: Pakiet Navigation i Pakiet Techno), więc ta cena na pewno nie zabija swoją wysokością. Dodajmy, że najtańszy Grand Scenic oferowany w naszym kraju (Expression Energy TCe 115) kosztuje 78.500 zł. Cena wersji testowej była już zauważalnie wyższa – sięgnęła niemal 117.500 zł, co jest już niekoniecznie osiągalnym wydatkiem dla wielu polskich rodzin. Dla większości, rzekłbym.
Skoro już jesteśmy przy cenach, to zerknąłem również na stronę Volkswagena, uznawanego w naszym kraju – choć nie przez nas ;-) – za ideał samochodu. Touran w jakiejkolwiek wersji ze 140-konnym dieslem i manualną skrzynią sześciobiegową kosztuje przeszło 100.000 zł. Grand Scenic jest więc w każdym przypadku (bez doliczania wyposażenia opcjonalnego) tańszy. Fakt, z o 10 KM słabszym silnikiem i nieco cięższy od niemieckiego konkurenta, ale na pewno „dający radę”. Za to spalanie Tourana w teście Autogalerii wyniosło średnio 6,5 l/100 km. Ja w naszym teście – na dystansie rzędu 680 km – uzyskałem wynik 6,3 l/100 km. Nie jest więc źle. Wynika to zaś ze stosowania przez Renault nowego silnika 1.6 dCi Energy, zaś w Volkswagenie pracuje w omawianej wersji motor 2.0 TDI.
Ale zostawmy niemieckie pudełko i skupmy się na francuskim aucie o interesującym designie. Grand Scenic w testowanej wersji zwyczajnie zachwycał stylistyką. Niebanalny kolor, ciekawe materiały wykończeniowe, zaskakujące barwy wewnątrz… Nawet jasne, niemal białe pasy bezpieczeństwa – element praktycznie niespotykany seryjnie! A już na pewno nie w tym segmencie. Czy to praktyczne w rodzinnym minivanie? Myślę, że mimo wszystko tak, chyba że macie naprawdę mocno brudzące dzieci ;-)
Wnętrze testowanego auta wykończono, jak to się dziś mówi, „na bogato”. Półskórzana tapicerka, skórzane boczki drzwi, skórzana kierownica i obszyty skórą mieszek lewarka skrzyni biegów. Plastiki też wyglądają co najmniej dobrze, choć – jak to w Renault – z pewnością zostały wykonane z tworzyw łatwo poddających się recyclingowi. Ten koncern jest bowiem mocno zaangażowany w proekologiczne działania, ale to we Francji akurat całkiem normalne. Dochodzą do tego czarne elementy wykończeniowe przywodzące na myśl lakier fortepianowy, co też dodaje wnętrzu ekskluzywnego charakteru. Całość ma spójny charakter, ale o nudzie w żadnym wypadku mówić nie można. Zresztą rzućcie okiem na wstawki na boczkach foteli i kanapy – drobny element, ale jak fajnie wygląda.
W kwestii lokalizacji elementów sterujących też trudno mieć jakieś uwagi. Na konsoli środkowej znajdziecie dwa odrębne moduły – jeden, górny, to radioodtwarzacz, drugi, położony nieco niżej – pozwala na sterowanie obiegiem powietrza w samochodzie. Obsługuje się nim dwustrefową automatyczną klimatyzację wyposażoną w sensor badający jakość powietrza w kabinie. Faktycznie – jechałem za jakimś niemiłosiernie kopcącym autobusem, a w Scenic’u nie czuć było nawet śladu spalin. Czyli to działa! Malkontenci dodadzą, że pewnie i tak zaraz się zepsuje, ale co oni tam wiedzą, skoro jeżdżą tymi swoimi prostymi niemieckimi autkami ;-)
Niestety jeśli chodzi o radioodtwarzacz, to ma za małe przyciski :-( Nie mam jakichś grubych palców, ale rzeczywiście niełatwo mi się obsługiwało ten element. Oczywiście kwestie głośności i parę innych załatwia się pilotem przy kierownicy, standardowym od lat dla Renault, ale samo radyjko przyciski ma nieco za małe. Można za to podłączyć do niego zewnętrzne źródła danych, czy poprzez gniazdo typu jack, czy też przez port USB.
Na pokładzie testowanej przez nas wersji był oczywiście system audio znanej firmy Bose® od kilku już lat współpracującej z Renault przy tworzeniu zestawów muzycznych. Efekty dźwiękowe są niezłe, ale nie będę się tu wypowiadał jakoś autorytatywnie, bo dla mnie w samochodzie ma po prostu grać. Brzmieć ma w domu ;-) Niemniej jednak zestaw Bose® w Grand Scenic’u gra bardzo przyzwoicie, o co dba odpowiedni komplet głośników – nie zabrakło ani wysokotonówek, ani głośników nieźle radzących sobie z przetwarzaniem basu, a i średnie tony prezentowane są całkiem naturalnie.
Nawigacją steruje się joystickiem i przyciskami na panelu środkowym połączonym z centralnym schowkiem. Ma on bardzo fajną cechę – daje się nim „jeździć” wzdłuż samochodu (oczywiście w ograniczonym zakresie), co nie tylko pozwala dostosować do indywidualnych potrzeb położenie podłokietnika, pod którym ów schowek się kryje, ale i odkrywa dwa miejsca na napoje między przednimi fotelami. Może ustawianie ich niemal na podłodze nie jest na pierwszy rzut oka najlepszym pomysłem, ale okazuje się, że nawet kubek z kawą z jednej z sieciowych stacji paliw wchodzi tam doskonale i dostępny jest bez trudu, bez konieczności jakiegoś dramatycznego odrywania pleców od oparcia, czy wzroku od sytuacji na drodze.
Projektanci i konstruktorzy zadbali o to, by wnętrze Grand Scenic’a było mocno funkcjonalne i wygodne – nie brakuje różnego rodzaju schowków, składanych stolików, nawiewów, a każdy z trzech indywidualnych foteli drugiego rzędu daje się niezależnie przesuwać, czy składać. Dwa dodatkowe miejsca w trzecim rzędzie po złożeniu chowają się w podłodze w sposób, który zapewnia gładką płaszczyznę bagażnika. Samo ich rozkładanie, czy składanie odbywa się bardzo prosto – trzeba pociągnąć za czerwoną taśmę i to w zasadzie wszystko. Nie ma na nich przesadnie wiele miejsca i lepiej posadzić tam niedużych pasażerów, zwłaszcza dzieci, ale ta funkcjonalność zdecydowanie się przydaje. Oczywiście przy podróżowaniu w siedem osób dramatycznie znika przestrzeń na bagaże, ale też pewnie niezbyt często w takiej konfiguracji wybierzecie się na wczasy ;-)
I poza ewentualnymi brakami przestrzeni trudno mówić o braku komfortu podróży. Amortyzacja zawieszenia samochodu jest typowo francuska, a gdy zapakujecie kilka osób na pokład, to już robi się naprawdę świetnie. Grand Scenic bardzo przyjemnie tłumi nierówności, jego zawieszenie pracuje cicho, a podczas jazdy kiepskimi drogami samochód przyjemnie buja znakomicie izolując pasażerów od dziur i nierówności. W przeciwieństwie do utwardzających się ostatnimi czasy konstrukcji koncernu PSA, Grand Scenic otrzymał komfortowo zestrojone zawieszenie, a samochodem tym jeździ się bardzo przyjemnie również po drogach słabej jakości, o zniszczonej nawierzchni, dziurawych, nierównych.
Znajomy szykuje się do zmiany aktualnie posiadanego Suzuki Grand Vitara i myślał o Citoënie C4 Picasso. Podoba mu się także DS4. Ponieważ ten drugi samochód miałem na testach praktycznie w tym samym czasie, co i Grand Scenic’a, znajomy ów mógł się zapoznać z obydwoma autami. I choć DS4 bardzo mu się spodobał pod względem designu, to jednak wybór, zupełnie niezgodnie z początkowymi preferencjami, padł na Renault. Będzie to raczej wersja krótka, bo Granda znajomy nie potrzebuje, ale zakochał się właśnie w komfortowym zawieszeniu, w pozycji za kierownicą, w wyposażeniu… Prawdopodobnie więc wkrótce złoży zamówienie na Nowego Scenic’a. Ale żeby nie było – DS4 pojawi się za to w mojej rodzinie, a w zasadzie w rodzinie mojej żony ;-)
Wyposażenie wersji Bose® jest naprawdę bogate. Testowe auto miało mnóstwo bajerów w standardzie i do tego parę drobiazgów, za które trzeba było zapłacić dodatkowo. Opcje te podniosły wartość samochodu o nieco ponad 20.000 zł. Niemało. A co doszło do standardu?
– pakiet Techno za 3.000 zł;
– pakiet Xenon za 4.780 zł;
– pakiet Relax za 1.800 zł;
– panoramiczny szklany dach, w przedniej części otwierany, za 3.200 zł;
– tapicerka skórzana łączona z elementami z alcantary i skóry ekologicznej za 5.300 zł;
– lakier metalizowany za 2.010 zł.
Kilka opcji i cena samochodu podskoczyła do przeszło 117 tys. zł, ale znaczy to, że testowy egzemplarz był wyposażony praktycznie we wszystko, co sobie tylko można w tym modelu wymarzyć. Nie ma jedynie możliwości zamówienia doń najmocniejszego, 160-konnego diesla 2.0 dCi, który w Bose® Edition nie występuje – można go wybrać jedynie do odmiany Privilège. Decydując się na niego trzeba jednak pamiętać, że przyrost maksymalnej mocy o 30 KM okupiony będzie zauważalnie wyższym spalaniem – wg danych producenta aż o połowę większym! Zapewne więc w normalnej eksploatacji także będzie to podobny procent.
No ale my testowaliśmy odmianę Bose® Edition i do niej wróćmy. Skoro już wspomniałem o silniku, to muszę poświęcić parę słów także tej stosunkowo nowej w gamie Renault jednostce napędowej. Silnik 1.6 dCi Energy pracuje ładnie, cicho, kulturalnie i wcale nie jest specjalnie paliwożerny – podczas blisko 700-kilometrowego testu, gdy nie oszczędzałem specjalnie oleju napędowego, ale też nie jeździłem, jak wariat, auto zużyło około 43 litrów oleju napędowego wykazując średnie spalanie z całego dystansu na poziomie 6,3 l/100 km. To dobry wynik, jak na niemałego przecież, choć wciąż kompaktowego minivana, ważącego 1.666 kg, czyli odrobinkę tylko więcej, niż testowanego przez nas niedawno Peugeota 3008 HYbrid4. Pamiętajmy jednak, że tam na masę miał wpływ dodatkowy zespół napędowy wraz z akumulatorami.
No właśnie – pozwólmy sobie na kolejną dygresję. Masa niemal taka sama (6 kg różnicy), funkcjonalność Grand Scenic’a jakby nieco większa, spalanie niby też, ale niewiele – o 0,2 l/100 km, czyli pomijalnie mało. Różnica w cenie – ogromna: przeszło 40.000 zł! Prowadzenie 3008-ki jakby nieco lepsze, a przede wszystkim inne – hybryda Peugeota jest nieporównywalnie twardsza, ale też pozwala na więcej radości z jazdy, gdy podróżuje kierowca. Komfort podróżowania – większy w Scenic’u, głównie dzięki świetnie, prorodzinnie zestrojonemu zawieszeniu, ale też dzięki poczuciu przestronności o wiele większym, aniżeli w crossoverze Peugeota – też znakomitym samochodzie zresztą. Te auta mają jednak zupełnie inny charakter. Oferują też inne wartości mocy maksymalnej.
No właśnie – 130 KM w Grand Scenic’u napędzanym motorem 1.6 dCi Energy, to wcale nie tak mało, jak mogłoby się wydawać. To wartość co najmniej wystarczająca, która w połączeniu z maksymalnym momentem obrotowym wynoszącym 320 Nm pozwala na naprawdę sprawne przemieszczanie się. Ale… No właśnie – jest jedno „ale”. Nie podoba mi się sposób rozwijania mocy przez tę jednostkę. Według danych technicznych maksymalny moment obrotowy pojawia się już przy 1.750 obr./min., ale… zupełnie tego nie czuć. Ten silnik zachowuje się podobnie, jak stare diesle z Grupy Volkswagena – do niemal 2.000 obrotów nie dzieje się nic, a potem nagle samochód dynamicznie przyspiesza. Może to próba podebrania klientów Volkswagenowi ;-) ale mi osobiście taki charakter jednostki napędowej niespecjalnie odpowiada. Wolę typowo francuskie diesle, które moc rozwijają bardzo płynnie i nie potrzebują spektakularnego kopniaka w nerki, żeby wziąć się do pracy. W efekcie zabito elastyczność, czyli cechę jakże charakterystyczną dla jednostek wysokoprężnych – do lewarka skrzyni biegów, pracującego zresztą bardzo przyjemnie, sięgać trzeba dość często, bo gdy bieg jest zbyt wysoki, samochód zwyczajnie nie ma siły, by przyspieszać. Choć więc trudno cokolwiek zarzucić tej jednostce w kwestii kultury pracy, efektów akustycznych, oszczędności, to jednak ten brak elastyczności psuje ogólny wizerunek samochodu.
Nie jest to jednak jedyna jego wada, niestety. Podczas testu, nawet na równych drogach, do mych niezbyt wszakże wyczulonych uszu dobiegały jakieś poskrzypywania. Samochód był dość nowy, nie kończył jeszcze swojego żywota w parku prasowym, a wręcz stosunkowo niedawno je tam rozpoczął, a wewnątrz dawało się słychać jakieś stworki, które podgryzały plastiki użyte do wykończenia wnętrza ;-) I za skarby świata nie mogłem zlokalizować źródła tych popiskiwań i trzeszczeń. Początkowo myślałem, że to może z roletek zasłaniających szklany dach, albo osłon przeciwsłonecznych nad kierowcą i pasażerem, albo chociaż gdzieś ze schowka. Ostatecznie jednak nie wiem, co powodowało te odgłosy. Chyba wezmę kiedyś drugie takie auto, albo namówię Jędrzeja na sesję fotograficzną i sprawdzimy, czy to tylko w tym egzemplarzu było coś nie tak, czy to po prostu cecha tego samochodu. Zdziwiło mnie to jednak w nowym bądź co bądź aucie.
Poza tymi dwoma kwestiami – silnikiem i poskrzypywaniem – praktycznie nie miałem do testowanego Grand Scenic’a zastrzeżeń. Podobały mi się przestronność tego samochodu, jego funkcjonalność, wyposażenie, wykończenie, zestaw audio, praca zawieszenia i mnóstwo gadżetów. Fajnie rozwiązano kwestię ustawień elementów wyposażenia. Cyfrowe instalacje elektryczne w samochodach francuskich są standardem od dobrej dekady, ale w Grand Scenic’u wiele ustawień można sobie pozmieniać poprzez menu – wybiera się opcję (komunikaty po polsku!) i zaznacza, bądź odznacza. W efekcie możecie sobie aktywować, bądź zdeaktywować takie funkcje, jak ryglowanie centralnego zamka po ruszeniu, włączanie tylnej wycieraczki po wrzuceniu wstecznego biegu, automatyczne włączanie świateł dziennych, automatykę świateł drogowych (długich), nawet pracę czujników parkowania (przednich i tylnych), czy ustawienia głośności ich sygnalizacji.
W samochodzie przewidziano także asystenta pasa ruchu, który pilnuje, czy samochód nie zmienia toru jazdy w sposób niezamierzony. To funkcja znana w niektórych Citroënach pod akronimem AFIL. Pracę tego układu w Grand Scenic’u również możecie aktywować w menu, możecie też ustawić tam jego czułość. Bardzo fajna rzecz. Tego typu funkcje w niektórych autach ustawia się bądź komputerem diagnostycznym w serwisie, bądź poprzez odpowiednie wciskanie przycisków. Tu rozwiązano to w sposób bardzo prosty, za co należą się inżynierom Renault specjalne pochwały.
Wśród gadżetów znajdziecie też zmianę stylistyki i kolorystyki prezentacji danych na centralnym wyświetlaczu. I z tym wszystkim, a także z automatycznym włączaniem świateł, wiąże się fajny motyw ;-) Zapadł zmierzch, włączyły się automatycznie światła mijania, a ja straciłem możliwość obserwowania tego, co prezentowane jest na wyświetlaczu. Po prostu przestawił się on w inny tryb i musiałem chwilę pokombinować, gdzie zmienić jego ustawienia, a przede wszystkim jasność podświetlenia. Okazuje się, że odpowiedni potencjometr zlokalizowano po lewej stronie kierownicy, na desce rozdzielczej, nawet opisano go żarówką, ale… uznałem, że to nienajszczęśliwsze dla niego miejsce. Prościej byłoby, gdyby przewidziano dla niego miejsce gdzieś w okolicach wyświetlacza.
Jakoś też nie do końca umiem się przekonać do sterowania ustawieniami temperatury klimatyzacji w sposób, jaki jest w Renault, ale to akurat czysto indywidualne odczucie i Wam może ono jak najbardziej pasować. Ja wolę raczej tradycyjne pokrętła, albo nawet przyciski, zamiast takich dźwigienek, ale tragedii z tym nie ma i wciskam to bardziej, jako coś, co na siłę znalazłem, by pokazać Wam, że coś tam mi nie przypadło do gustu ;-)
Bo generalnie Grand Scenic jest autem, które naprawdę warto rozważyć, gdy potrzebuje się przestronnego, funkcjonalnego samochodu za rozsądne pieniądze. Powinien spełnić wiele Waszych oczekiwań, a przy tym wszystkim sądzę, że zwyczajnie będzie się Wam podobał. W odświeżonej niedawno wersji wygląda chyba jeszcze atrakcyjniej, niż do tej pory, a bogate wyposażenie uprzyjemni Wam każdą podróż. Także taką po zniszczonych polskich drogach, bo dbające o komfort zawieszenie na pewno Was nie wymęczy.
To zdecydowanie samochód warty zainteresowania.
Dziękujemy Firmie Renault Polska za udostępnienie samochodu do testu.
tekst i zdjęcia: Krzysztof Gregorczyk
Najnowsze komentarze