Twizy przyciąga wzrok od pierwszej sekundy. W zasadzie ciężko powiedzieć czy to samochód, czy to swojego rodzaju motor. Cztery koła predysponują go do miana auta. Wnętrze, częściowo otwarte, to raczej motocykl. Elektryczny napęd? Są elektryczne motory, są elektryczne auta. Przód i tył nie pozostawiają wątpliwości – komplet świateł i kierunkowskazów to cechy pełnoprawnego pojazdu ulicznego.
W środku jest mocno plastikowo. Takie jest przynajmniej pierwsze wrażenie. Kluczyk do Twizy jest zupełnie normalny, podobnie jak stacyjka. I na tym podobieństwa do samochodu się kończą. Mamy dwa przyciski – D i R, pedał gazu, hamulca i… koniec. No jest jeszcze uproszczony panel z prędkościomierzem i stanem akumulatora.
Pasy z przodu są czteropunktowe. To na wypadek wypadku, jak to ujął nasz drugi z kierowców. Zapięcie ich gwarantuje bezpieczeństwo w sytuacji, gdyby nasz pojazd miał się przewrócić. Twzy jest malutkie i bardzo stabilne, ale rozmiary mogą być też przyczyną kłopotów – inni kierowcy nie zawsze potrafią dostrzec, że mają do czynienia z samochodem. Przynajmniej polscy kierowcy. Więc lepiej zapiąć.
Pierwsze zaskoczenie – Twizy nie oferuje szyb. Jest kabina, są boczne plastikowe osłony, ale samochodzik to półotwarta konstrukcja. Warunki pogodowe mają więc spore znaczenie. Nasz kraj nie musi być przystosowany do takich ekstrawaganckich jak by nie było projektów. Zapewne wymyślił to jakiś rozmiłowany w południowej Francji projektant znad Sekwany. No ale klimat był zawsze przeciwko nam, jak wiemy z Misia.
Klimat czy nie, czas ruszać. Żeby wycofać z ciasnego jak diabli parkingu, trzeba tylko nacisnąć na chwilę Stop, wcisnąć R (czyli cofanie) a potem już można z piskiem (ok, pisku nie ma!) opon ruszyć do tyłu. Potem D i jedziemy do przodu. Najpierw stromy podjazd – wyjeżdżamy z podziemi – i właśnie tutaj dość boleśnie przekonuje się kto projektował zawieszenie Twizy. Otóż robił to fascynat zawieszeń sportowych i to rodem z Formuły 1. Zawieszenie Twizy jest sztywne, że mnie, osobę, która uwielbia francuskie miękkie bujanie, momentalnie bolą plecy. Każda, nawet najmniejsza nierówność, jest przenoszona natychmiast do kabiny.
Wyjeżdżamy na ulicę i rozpędzamy naszego maluszka do 70 km/h. Trwa to chwilę. Wrażenie dość niesamowite, ponieważ Twizy nie ma oczywiście skrzyni biegów. Przełożenie silnika elektrycznego jest bezpośrednie – prosto z silnika do kół. Świetna sprawa. Ile sekund to trwa, ciężko powiedzieć, nie było czasu mierzyć ;-) Ale maluszek Renault jest bardzo dynamiczny i daje dużo frajdy z jazdy. Przynajmniej dzisiaj, w ciepły dzień. Na równym asfalcie zachowuje się wzorowo, podróż to czysta radocha.
Mnóstwo w tym zasługi nadwozia, które przyciąga wzrok innych kierowców. Bezcenne było widzieć miny innych użytkowników dróg i pieszych. Nie było chyba osoby, która by się za Twizy nie obejrzała. Zwłaszcza, że dwa jechały koło siebie, a przedstawiciele naszej redakcji postarali się aby przejażdżka był maksymalnie długa. Minusem tego pojazdu jest niewątpliwie próba używania dróg, których w Polsce nie brakuje, mianowicie dróg mniej równych niż te ostatnio położone. O, wtedy zapominamy o jakimkolwiek komforcie i czujemy całym pojazdem i całym sobą, że są dziury. Prędkość też spada znacznie.
Pisałem o niewychowanych polskich kierowcach. I faktycznie, były momenty, że czułem się nieco jak na skuterze, bo pewien wygarniturowany typ ze Skody Octavii na jednym z rond zupełnie zignorował pierwszeństwo i w najlepsze wymusił swój przejazd na zasadzie większy może więcej. Może i większy, chociaż brzydki ;-) No niech mu na zdrowie będzie, ale mamy pewne obawy co do wykrywalności Twizy jako samochodu przez bardziej zarozumiałych użytkowników dróg.
Jaka jest jazda Twizy? Mamy kabinę, która jest z obu stron otwarta, więc powietrze swobodnie dociera do środka. Hałas nie jest przesadny – 70 km/h da się spokojnie jechać, chociaż przez telefon pewnie już by się nie dało porozmawiać. Maluch porusza się dość dynamicznie po drodze, na pewno nie jest zawalidrogą. Z drugiej strony przez korek nie przejedzie jak skuter, bo jednak potrzebuje tego metra i trochę szerokości. Brak sprzęgła i biegów uprzyjemnia ruszanie ze świateł.
Parkowanie to zupełna bajka. Twizy potrzebuje mniej miejsca niż Smart, poza tym kierowca może wysiąść i z prawej i z lewej strony. Drzwi otwierają się do góry, a więc i pod tym względem samochód mocno oszczędza miejsce. Oczywiście trzeba pamiętać o tym, żeby zostawić miejsce dla kierowcy samochodu obok. On nie ma takich bajeranckich drzwi.
Czy są jakieś poważne wady Twizy? Nieprzystosowanie do naszego klimatu – ten pojazd bardziej widzę na Wyspach Kanaryjskich niż w Warszawie. Zasięg mógłby być lepszy, bo mimo swojej lekkości pojazd wymaga jednak ładowania co 100 kilometrów. A im zimniej tym częściej.
Twizy to oczywiście bardziej koncept niż realny pomysł na samochód. Testy czy rynek przyjmie takie pomysły czy może trzeba jeszcze coś pozmieniać. Dla polskich klientów wciąż wyzwaniem są też wysokie ceny aut elektrycznych. We Francji ta przyjemność to 6990 euro. Na polskie pieniądze przeliczając… to dużo. Około 30 tysięcy złotych. Dużo za dużo?
Dane techniczne Renault Twizy:
Długość: 2337 mm
Szerokość: 1191 mm
Wysokość: 1461 mm
Rozstaw osi: 1684 mm
Moc: 13 KW (17 KM)
Zasięg: 100 km
Moment obrotowy maks: 57 nM
Waga: 450 kg
Prędkość maksymalna: 80 km/h
Dziękujemy firmie Renault Polska za umożliwienie testu Twizy.
Samochody testowali dla Was Michał Baranowski i Jędrzej Chmielewski
Najnowsze komentarze