Jazda samochodem elektrycznym w Polsce wymaga planowania, cierpliwości i większej ilości czasu niż w przypadku benzyniaka czy diesla, ale trochę wprawy i dobrej organizacji pozwoli wydobyć wszystkie korzyści z jazdy pojazdem na prąd. Przez tydzień jeździliśmy Renault Zoe wykorzystując model tak, albo przynajmniej prawie tak, jak każdy inny pojazd z napędem spalinowym.
„Zaplanowałaś trasę?” Dotarło do mnie pytanie naszego wydawcy, dzień przed odbiorem Renault Zoe. Po głowie przeszły mi różne myśli od: po co? przez: o co mu właściwie chodzi, po… a może by jednak sprawdzić? Trasa do pokonania dla Zoe liczyła prawie 350 km w jedną stronę, czyli zbyt dużo jak na deklarowane przez producenta możliwości. Zasięg, jaki wskazywał wyświetlacz miejskiego Renault, gdy zasiadłam za kierownicą mówił o maksymalnych 278 km. Nie było wyjścia, konieczne było ładowanie po drodze.
Jazda Renault Zoe należy do bardzo komfortowych i przyjemnych jeśli podróżujemy po mieście i… leniwych, gdy zamierzamy wyjechać poza obszar aglomeracji. Elektryczny model w ruchu miejskim jest cichy, w zasadzie bezgłośny, do tego stopnia, że nawet kierunkowskazy wydawały się uporczywym tykaniem, choć może po prostu francuska marka nie pomyślała o przyjemniejszym brzmieniu dla tego wyposażenia. Jedynie podczas odzyskiwania energii z hamowania do naszych uszu dojdzie cichy, tajemniczy dźwięk. Zoe dysponuje mocą 80 kW, czyli ok. 110 KM oraz maksymalnym momentem obrotowym 225 Nm dostępnym od samego startu. Renault wykorzystało w tym modelu akumulator trakcyjny o pojemności 41 kWh. Elektryczny model imponuje przyspieszeniem i płynnym nabieraniem prędkości.
Renault Zoe w trasie
Praktycznie każdy kilometr zasięgu traktowałam z szacunkiem i uznaniem, dlatego zamiast dozwolonych 120 km/h poruszałam się drogą ekspresową z prędkością 90 km/h. Świadomość dodatkowego czasu, który będę musiała spędzić przy ładowarce, aby odzyskać zasięg, skutecznie zdejmowała moją nogę z pedału gazu. Na drodze ekspresowej doznałam dziwnego, niespotykanego wręcz uczucia zazdrości, kiedy wszystkie samochody łącznie z ciężarówkami wyprzedzały Zoe, ale po mniej więcej godzinie jazdy można przywyknąć do takiego stanu. Warto ustawić tempomat na odpowiednią wartość, aby prawej stopy nie kusiło do zbyt wysokiego poboru energii. Podczas szybszej jazdy w samochodzie nie jest już aż tak bezgłośnie jak w mieście, do wnętrza wyraźnie dochodzą szumy pędu powietrza z zewnątrz.
Ładowanie Renault Zoe przypadło na Kielce. Trasę z Warszawy ze względu na niższą prędkość pokonaliśmy pół godziny wolniej niż wskazywała nawigacja. Nie jest źle. Uznaliśmy, nie do końca zgodnie z prawdą, że mamy czas i nic lepszego do roboty ;-) Dobrym sposobem na znalezienie właściwej ładowarki są aplikacje na smartfona, ja skorzystałam z PlugShare, która wskazuje lokalizację stacji w Polsce, dostępność oraz rodzaj ładowarki. Aplikacja posiada opinie użytkowników oraz informację, czy wymagana jest opłata, jedną z funkcji jest planowanie trasy elektryka. Według Plug Share w Kielcach stacji ładowania nie brakuje. Bardzo dobrze oceniana była stacja BMW w galerii Korona i tam właśnie udałam się na „tankowanie” Zoe. Gdy przybyłam na miejsce, spośród trzech dostępnych miejsc do ładowania samochodów elektrycznych, wolne były dwa, jedno zajmowało BMW i3.
Dojedzie?
Stan baterii Renault Zoe wskazywał 40% a po podpięciu do stacji o mocy 7,3 kW poznałam werdykt: mam 4,5 godziny czasu… Wystarczy na obiad, kawę, deser, zakupy, uff… i jeszcze zostanie trochę wolnego ;-) Po około 2,5 h snucia się po galerii, wróciłam do samochodu. Bateria zdołała napełnić się w 86%. Obok, pewnie w poszukiwaniu wolnego miejsca stanął SUV BMW bezskutecznie próbujący udawać model elektryczny. Tymczasem zasięg Zoe wzrósł ze 111 do 241 km. Do pokonania kolejnej części trasy, czyli ok. 150 km wystarczyło.
Wieczorową porą dotarłam do swojego rodzinnego miasta Chrzanowa, które a jakże, nie posiada ani jednej ładowarki, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Aplikacja, którą się posługiwałam również nic o tym nie wspominała. Pozostało zatem albo udać się do większego miasta w okolicy, czyli Katowic lub Krakowa albo wykorzystać gniazdko domowe. Wybrałam opcję numer dwa, bliższą i wydawałoby się, łatwiejszą, ale tylko pozornie.
Znajdujące się najbliżej asfaltu gniazdko garażowe ze względu na brak uziemienia okazało się nieskuteczne o czym informował wyświetlany na czerwono komunikat. Aby doprowadzić źródło prądu z mieszkania potrzeba było kolejnych kombinacji. Renault Zoe stanęło tak blisko budynku, jak to tylko było możliwe, aczkolwiek nie obyło się bez dwóch przedłużaczy. Kabel ciągnął się przez całą długość łazienki, wychodził na zewnątrz przez okno i prowizoryczne zadaszenie aż do naszego elektryka. Zamknięcie okna na czas ładowania, czyli dokładniej mówiąc, na całą noc było niemożliwe. Temperatury być może nie należały do wakacyjnych, ale mrozów na szczęście również nie doświadczyliśmy ;-) Aby napełnić baterię z 39 do 100% potrzeba było ok. 16 godzin.
Renault Zoe dostarcza odpowiedniej wygody i przestrzeni, nawet kierowca o wzroście przekraczającym 1,9 m bez problemu zmieścił się na przednim fotelu. Wnętrze pojazdu zostało urządzone w prosty i praktyczny sposób. Na pokładzie Zoe nie zabraknie nam ani przestrzeni na kubek z kawą, ani podstawki na drobne przedmioty, swoje miejsce ma tutaj również karta Hands-Free. Bagażnik pojazdu ma pojemności 338 litrów. Część tej przestrzeni musimy niestety przeznaczyć na niezbyt poręczne kable do ładowania, ale i tak zostanie dużo wolnego miejsca na walizkę, plecak, czy torbę.
A kiedy goni nas czas…
Warto znać miejsca, w których możemy szybko naładować akumulator. Jeszcze przed oddaniem pojazdu udałam się w ostatnią podróż elektrykiem, na szczęście już po stolicy, gdzie ze znalezieniem stacji nie powinno być problemu. Pierwsza opcja dostania się na spotkanie nie wypaliła, dlatego zamiast oddać Renault, model posłużył mi jeszcze przez kilka godzin. Aby dostać się na miejsce musiałam pokonać 22 km jednak wyświetlacz Zoe informował jedynie o 30 km zasięgu. Biorąc pod uwagę uciekające kilometry i fakt, że trochę mi się spieszy perspektywa zejścia do zera nie wyglądała zbyt obiecująco. Przemknął mi przez głowę szalony pomysł, czy aby przypadkiem nie zaryzykować, ale szybko z niego zrezygnowałam.
Zapas ok. 20 min wystarczył do znalezienia najbliższej stacji, dojechania na miejsce i przynajmniej częściowego uzupełnienia braków a możliwość jazdy bus-pasem pomogła nie utknąć w korku. Najbliżej znajdowała się ładowarka obok hali-widowiskowo sportowej przy ul. Pileckiego 122. Z 11% naładowanie baterii wzrosło do 17% i wystarczyło, aby dotrzeć do hotelu Double Tree by Hilton, przy ulicy Skalnicowej z 10 minutowym poślizgiem. Według aplikacji Plug Share na miejscu znajdowało się gniazdko, tylko na miejscu nikt o nim nie słyszał. Kilka napotkanych osób, które na pierwszy rzut oka wyglądały na pracowników hotelu usłyszały o takim wyposażeniu po raz pierwszy. Po pokonaniu dwóch okrążeń po parkingu znalazłam małą, niepozorną skrzynkę, wyciągnęłam kable i podłączyłam do Zoe. Po ok. 2 godzinach zasięg wzrósł do 50 km, co w zupełności wystarczyło na powrót.
Cena testowego modelu wynosi 144.400 zł, jednak Renault wycofało już z oferty I generację i wkrótce pojawi się następca. Zasięg nowego modelu wynosi nawet 390 km. Być może trasę z Warszawy pokona już bez konieczności ładowania po drodze.
Jazda Renault Zoe po Polsce to trudne zadanie, ale nie jest ono niewykonalne. Wymaga jednak nieco więcej strategii i czasu, który jest dla wielu osób jak na lekarstwo. Po oddaniu pojazdu, który dostarczył mi wielkiej przyjemności z jazdy odczułam także wielką… ulgę. Nie muszę już planować, szukać ładowarek, których nie ma w naszym kraju zbyt wiele, ani podczas jazdy odruchowo spoglądać na uciekającą liczbę kilometrów pozostałych do konieczności naładowania akumulatora.
Małgorzata Kozikowska
Originally posted 2019-10-22 15:07:22.
Najnowsze komentarze