Nad polskim morzem powstał samochód unikatowy, choć na pierwszy rzut oka jedynie kolor wydaje się niespotykany. O tym, co niestandardowego znajduje się w tym pojeździe, a także o cytrynowej pasji, z konstruktorem i właścicielem hydropneumatycznej C-15 rozmawia Krzysztof Gregorczyk.
Panie Marku – Pański samochód zwraca uwagę przechodniów i innych kierowców nawet w tak zacytrynionych okolicach, jak Kołobrzeg. Po pierwsze – rzuca się w oczy jego zieloniutki (chciałoby się rzec – groszkowy) kolor. Po drugie – dodatki w stylu podwójnych reflektorów na dachu kabiny pasażerskiej i spojler kończący „budę”. I po trzecie – to, czego nie widać na co dzień, a co stanowi clou Pańskich przeróbek…
Rzeczywiście – moja C-15 niewiele ma wspólnego z fabrycznym autem. W zasadzie od zawsze jeździłem Citroënami, zawsze na zawieszeniu hydraulicznym. A ponieważ znam trochę ;-) budowę tych samochodów, gdyż sam prowadzę warsztat samochodowy w Podczelu, to było jasne, że to Citroëna poddam przeróbkom. Wykorzystywałem (i wykorzystuję) model C-15 w pracy – to bardzo pakowne, zwinne i oszczędne auto, którego utrzymanie kosztuje przysłowiowe grosze. Niestety zaprojektowane zostało już dość dawno temu – na dzisiejsze czasy nie zawsze jest wystarczające.
Co więc postanowił Pan w nim zmienić?
Zawsze czułem niedosyt mocy i momentu obrotowego w fabrycznym silniku. Dlatego też pierwszym pomysłem była wymiana silnika. Postanowiłem do lekkiej C-15 zamontować silnik z flagowego niegdyś Citroëna XM. To benzynowa jednostka o pojemności 2.0, czyli podstawowa przy tym paliwie. I chyba tak naprawdę najczęściej występująca, zwłaszcza w Polsce.
To pierwsze modyfikacje, ale skąd pomysł na wymianę zawieszenia?
Cóż – moja C-15 czasem musi popracować, jako wół roboczy – zdarza się jej ciągnąć przyczepę. Z racji podczepienia ciężaru z tyłu – przód startuje do góry. A jak jeszcze obciążę sam samochód (wiadomo – na tylnej osi), to już całkiem dziwnie się robi. Żeby nie czuć się, jak w startującym odrzutowcu (choć moc jeszcze troszkę nie ta ;-)) – postanowiłem zastosować rozwiązanie zapewniające stały prześwit, reagujące dość szybko na jego zmiany, niezależne od obciążenia, a jednocześnie zapewniające nieporównywalny komfort podróżowania. Jedyne, co przyszło mi do głowy, to przeszczepienie zawieszenia hydraulicznego, którego tak wiele osób się boi i przez to nie docenia.
A skąd części? Wszak zakup kompletnego hydro do np. CXa, to wydatek grubo przekraczający 20 tys. zł – oczywiście w Autoryzowanych Stacjach Obsługi…
Ponieważ w Podczelu prowadzę zakład samochodowy zajmujący się również Citroënami, więc i części różnych u mnie można znaleźć sporo. Oczywiście w znakomitej większości korzystałem z części używanych. Chodziło tak naprawdę o eksperyment i żałowałbym dużych wydatków poniesionych na części nowe, jeśli w efekcie nic by z moich modyfikacji nie wyszło. Wszak montowałem zawieszenie hydrauliczne do samochodu, w którym nigdy takiego rozwiązania nie implementowano. Musiałem pokonać sporo przeciwności, zanim udało się uzyskać zadowalający efekt.
To prawda. Z XMa pochodzi silnik oraz przednie siłowniki zawieszenia. Obudową filtra powietrza podzieliła się z moją C-15 Xantia. Tylna belka została zaimplementowana z modelu BX, ale wahacze zostały oryginalne – z C-15. CX użyczył sterowanie wysokością. Jak widać – przegląd dawców jest spory.
Jak przebiegał proces modyfikacji samochodu?
Najpierw był, oczywiście, pomysł. Następnie przejrzałem posiadane części. Czego nie miałem – musiałem zdobyć, ale na szczęście w Kołobrzegu i okolicach jest mnóstwo Citroënów, więc i serwisuje się je dość regularnie – zawsze więc jest powód, by ściągnąć dwa razy więcej elementów – jeden komplet dla klienta, a drugi – do moich przeróbek. No i gdy przyszedł czas na dość gruntowny remont C-15 – postanowiłem wcielić w życie moje przemyślenia. Łącznie poświęciłem na te modyfikacje jakieś pół roku, ale oczywiście były to prace hobbystyczne, więc prowadzone w ramach wolnego czasu.
Nie zaimplementował Pan jednak części hydrauliki odpowiedzialnej za układ hamulcowy. Dlaczego?
Cóż – bywają problemy z dystrybutorami hamulcowymi. Kupno używanego, to loteria, na którą nie można sobie – moim zdaniem – pozwolić. Nowy dystrybutor kosztuje na tyle duże pieniądze, że stwierdziłem, iż jego kupno do tego typu modyfikacji nieco mija się z celem. Wszak to miały być modyfikacje niejako „chałupnicze” – nie chciałem pchać się w zbyt duże koszty. Poza tym nawet inżynierowie Citroëna w modelu C5 poszli tą samą drogą – wydzielili układ hamulcowy z całej hydrauliki ;-)
Mając możliwość testowania różnych gruszek z różnych Citroënów mogłem pozwolić sobie na zastosowanie metody czasochłonnej, ale za to taniej – metody prób i błędów. Tak właśnie dobrałem sfery zawieszenia – pod kątem własnych wymagań i upodobań. Z efektu jestem zadowolony – samochód jest i komfortowy, i bezpieczny – nie buja się w sposób niekontrolowany. I oczywiście udało mi się osiągnąć założone cele – stały prześwit i wysoki komfort.
Jak przebiegały prace? Czy modyfikował Pan swoje auto sam, czy z czyjąś pomocą?
Praktycznie rzecz biorąc sam zajmowałem się wszystkimi modyfikacjami. Lubię dopilnować osobiście, czy wszystko dobrze działa, a że to był taki trochę szalony projekt, to i odpowiedzialność musiała spaść na mnie ;-)
Dziękując za rozmowę zapraszamy wszystkich Państwa do podzielenia się informacjami o modyfikacjach, jakie przeprowadziliście w swoich samochodach francuskich. Jeśli to będzie wynik pasji, a efekt stanowić będzie niespotykaną ciekawostkę, a nie jedynie czysty tuning – zechcemy na naszych łamach zaprezentować Wasze projekty. Prosimy pisać na adres [email protected]
Zdjęcia dzięki uprzejmości Grzegorza Drozdowskiego z Kołobrzegu
Najnowsze komentarze