Podróż przez Polskę to wspaniała okazja, żeby nie tylko podziwiać piękno naszego krajobrazu, ale również… przyjrzeć się stanowi technicznemu aut, które dumnie „odpoczywają” na poboczach lub podróżują komfortowo na lawetach. I, o dziwo, moje obserwacje mogą wywrócić do góry nogami wszelkie stereotypy o niezawodnych samochodach.
Tak, tak, nie mylisz się. Jadąc przez kraj, niemal co kilkadziesiąt kilometrów mogłem dostrzec na poboczu Toyotę, spokojnie czekającą na swojego wybawcę – zapewne lawetę. I choć różnorodność marek awaryjnych aut była imponująca – Lexus, Volkswagen, BMW, Skoda, Ford – to Toyota, niczym królowa, była w tym gronie najbardziej… reprezentatywna.
Volkswagen dzielnie podążał jej śladem, choć wydawać by się mogło, że kiedyś było inaczej.
A BMW? Cóż, jeśli Toyota zdobywa tytuł królowej polskich poboczy, to BMW bezdyskusyjnie można mianować królem polskich lawet. Niemal za każdym razem, gdy widziałem lawetę, wiozła ona… tak, zgadliście – BMW. Wygląda na to, że bawarska precyzja sprowadza się nie tylko do luksusu i osiągów, ale i do częstych wizyt w serwisie. Królewski status tego auta na lawecie wydaje się być niezaprzeczalny.
Co ciekawe, na trasie nie dostrzegłem ani jednego francuskiego samochodu. Zero Renault, zero Citroënów, zero Peugeotów. Żadnych awarii, żadnych lawet. Nie wiem, jak oni to robią, ale może francuska motoryzacja odkryła tajemnicę wiecznej niezawodności, podczas gdy reszta Europy i Japonii walczy z przestojami na poboczach. Może to tajemna moc bagietek i croissantów?
Na koniec scenka z z jednej z dróg – Ford się zepsuł i potrzebna laweta? Nic nie szkodzi, czas na selfie zawsze się znajdzie. Obie panie były bardziej zajęte robieniem zdjęć, niż tym co z ich samochodem. Można i tak.
Najnowsze komentarze