Czy reklama w Polsce ma jakieś granice przyzwoitości? Czy ma je product placement? Mam wrażenie, że nie zawsze. I jest to mój wniosek z lektury artykułu na portalu Gazety Wrocławskiej. Otóż autorzy opisali w nim tragedię, która relacjonowały również inne media, a jaka miała miejsce kilka dni temu za nasza zachodnią granicą. Dwójka młodych ludzi zginęła przejechana przez samochód. Była to para autostopowiczów, którzy przyjechali o wiele za wcześnie na Przystanek Woodstock do Kostrzynia. Ponieważ nudzili się, więc postanowili „skoczyć za granicę”. Jak relacjonują wszystkie media: „Dotarli do Seelow, pierwszego większego miasta po zachodniej stronie granicy. Po całym dniu zwiedzania pojawił się jednak problem z powrotem na pole namiotowe. Młodzi ludzie nie mogli złapać powrotnego autostopa – relacjonuje Sławomir Konieczny, rzecznik prasowy lubuskiej policji. Od namiotu dzieliło ich 22 km. Zdesperowani, ok. godz. 22, położyli się na ruchliwej, wylotowej drodze z miasta. – Wpadli na pomysł, że wtedy ktoś na pewno się zatrzyma. Pomylili się. Kierowca nie miał szans dostrzec pary i w porę wyhamować. Obie osoby zostały przejechane.”
Tę tragiczną wiadomość opisał też portal Gazety Wrocławskiej. Niestety w przeciwieństwie do innych w tejże wiadomości podlinkował markę samochodu, który śmiertelnie przejechał parę. Po kliknięciu w link z napisem Citroen C8 czytelnik był automatycznie przenoszony do serwisu „Moto-Gratka”, który oferował mu kupno m.in. tego modelu oraz innych modeli tej marki. Jakby autorzy sugerowali, że jak rozjeżdżać ludzi – to tylko tym!
Wszyscy rozumiemy, że istnieje coś takiego, jak lokowanie produktu, czyli product placement, ale czy to zjawisko nie powinno jednak mieć jakichś granic? Jestem pewna, że Gazeta Wrocławska będzie się bronić stwierdzeniem, że te reklamy w postaci podlinkowania robi za nich automat. Uważam jednak, że jakiś człowiek też powinien zamieszczone przez redakcje artykuły przeglądać na stronach i sprawdzać, czy nie zawierają takich „rewelacji”. Nie może bowiem stać się normą, że śmierć ludzi jest okazją do reklamy, a co za tym idzie potencjalnego zarobku! Wątpię zresztą, czy tego typu reklama spodoba się koncernowi Citroena. Mam nadzieje, że właściciele „Moto-Gratki” też nie będą zachwyceni kontekstem reklamowym, w jakim znalazł się prowadzony przez nich serwis. Bo z takiej reklamy wnioski są mało zachęcające: „Chcesz rozjechać ludzi na miazgę – kupuj na Moto-Gratce”.
Dla „Niewiernych Tomaszów” – screen ze strony.
Najnowsze komentarze