Jeżdżę czteroletnią Dacią Sandero w wersji z klimatyzacją. Gdy ją kupowałem, był to jeden z najtańszych nowych samochodów na rynku. Jak dzisiaj, z perspektywy lat, wyglądają moje spostrzeżenia z używania tego samochodu?
Wybór Dacii Sandero jako nowego samochodu nie był wcale oczywisty. Wcześniej jeździłem tylko autami używanymi. Jak prawie wszyscy za komuny miałem malucha, którym zjeździłem Polskę wzdłuż i wszerz. Lata leciały, kupiłem coś większego i wygodniejszego. Jeździłem różnymi samochodami, zwykle kompaktami, zawsze używanymi. Do pracy dojeżdżałem zwykle komunikacją miejską, więc auto było potrzebne raczej do załatwiania różnych spraw typu zakupy a od czasu do czasu na wakacje. Przyszedł taki moment, że miałem już dość ciągłych napraw starych samochodów. Wiecie, jest taki wiek auta, w którym wymienia się w nim prawie wszystko. I nie ma znaczenia, czy jest samochód francuski, niemiecki, japoński czy koreański. Wymienić trzeba, bo takie jest odwieczne prawo natury. Po którejś tam wizycie w warsztacie zacząłem się zastanawiać, czy może to nie jest czas na coś nowego.
Zacząłem czytać, oglądać i się zastanawiać. O marce Dacia wiedziałem pewnie tyle co większość z nas – że istnieje i tyle. Nie zwracałem jakiejś szczególnej uwagi na rumuńskie auto z francuskimi częściami. Znajomi doradzali najróżniejsze samochody, z których większość zdecydowanie wykraczała poza mój budżet, bo chciałem kupić samochód za gotówkę, którą odkładałem od jakiegoś czasu. Kredyt nie wchodził w rachubę. Do salonu Dacii trafiłem po obejrzeniu kilku innych samochodów. Toyota Yaris, Skoda Fabia, Volkswagen Polo i Renault Clio były na liście zakupowej. Ostatecznie wygrała cena i zdrowy rozsądek. Doskonale wiedziałem, że mając już swoje lata potrzebuję samochodu na krótkie dystanse, przewidywałem 5-10 tysięcy rocznie, głównie do miasta. Wakacje raz w roku, czasem wypady na działkę i do znajomych.
Wybór padł na srebrną Dacię Sandero z silnikiem 1.2 75 KM, klimatyzacją i radiem. Do tego pięciobiegowa skrzynia manualna. Głównie interesowała mnie klimatyzacja, bo lata w Polsce są coraz cieplejsze i jazda autem bez klimy jest zwyczajnie męcząca. Dokupiłem kilka dodatków typu nakładki na klamki, nakładkę na próg bagażnika, żeby go nie rysować. Po czterech latach mogę powiedzieć, że był to dobry wybór, dla moich potrzeb oczywiście. Dla wielu osób takie auto będzie za słabe albo za mało reprezentacyjne. Do samochodu dokupiłem 5-letnią gwarancję Formuła Non-Stop z limitem 60 tysięcy kilometrów, mam więc jeszcze rok spokoju, chociaż do dzisiaj nic się nie dzieje. Tylko tankowanie i przeglądy. Jedno i drugie rzadko, bo jeżdżę niedużo.
Jakie są plusy takiej taniej Dacii? Jest niezawodna, tania w eksploatacji, ma dość wygodne fotele, może wyższe osoby będą narzekać na nieco krótkie siedziska. Do miasta nadaje się dobrze, w trasach sobie radzi, ale na pewno nie jest to samochód na autostradę. Powyżej 90 km/h robi się po prostu głośno. To jednak mały silnik, wolnossący i do tego pięciobiegowa skrzynia.
Niewielkie rozmiary ułatwiają parkowanie. Po czterech latach auto wygląda prawie jak nowe. Prawie, bo moje przygody parkingowe na nim jednak trochę widać. Cztery lata to żaden wiek dla auta, ale po komentarzach na temat Dacii, jakie niekiedy czytałem, spodziewałem się że będzie gorzej. Silnik wystarcza do miasta, natomiast wyprzedzanie na drodze przy szybszej jeździe trzeba już nieco planować. Nie ma tutaj przecież turbo – to jednostka do spokojnej jazdy i trzeba o tym stale pamiętać. Jest leniwa, wręcz flegmatyczna.
Czy czegoś po tym czasie żałuję? Może trzeba było wybrać mocniejszą wersję – Sandero z tym silnikiem i tą skrzynią nie jest demonem prędkości. Dwa lata temu musiałem jechać autostradą przez kilkaset kilometrów i było to naprawdę męczące. Sandero robi się po prostu głośne a jazda przy prędkości autostradowej oznacza pracę silnika przy około 4 tysiącach obrotów bo nie ma szóstego biegu. Przeszkadza też trochę szum powietrza. Na forum DaciaKlub.pl są opisy jak poprawić wyciszenie, mi się nie chciało.Ale tak jak pisałem, większość czasu spędzam z autem w mieście a kiedy jadę na wakacje to wybieram drogi krajowe. Po projekcie wnętrza Sandero widać też jego wiek, to trochę takie Clio z lat dziewięćdziesiątych. Bagażnik wystarcza dla mnie na wszystko, chociaż przy wyjeździe na wakacje składamy tylne siedzenia.
Gdybym dzisiaj miał kupować nowy samochód to pewnie zdecydowałbym się na nowego Dustera, zapewne z gazem. Być może za dwa – trzy lata stanę przed takim wyborem. Dlaczego nie Sandero? W roku 2020 widać już po nim już wiek, kiedy go zaprojektowano i nie ma co ukrywać, że domaga się następcy. Bardziej wizualnie, bo pod względem oszczędności i zawieszenia trudno mu coś zarzucić.
Zalety:
- ekonomiczny silnik
- dobry komfort jazdy (zawieszenie jest dostosowane do naszych dróg)
- bezawaryjność i trwałe wnętrze,
Wady:
- hałas powyżej 90 km/h
- brak komputera samochodowego
- projekt wnętrza jak w aucie z lat 90-tych
Tekst: Czytelnik, zdjęcia: Redakcja
Chcecie się podzielić wrażeniami z zakupu i eksploatacji swojego auta? Czekamy na [email protected] Na autorów czekają upominki: gadżety Francuskie.pl.