Citroen C6 jest samochodem znanym z wyjątkowego poziomu komfortu, który potrafi doprowadzić do prawdziwej obsesji. Po 10 latach użytkowania, pewien właściciel C6 postanowił opisać swoje przygody z pojazdem na łamach magazynu driventowrite. Na początek przedstawił drogę do zakupu, która nie była ani łatwa, ani oczywista.
“Były to czasy najlepsze i były to czasy najgorsze, był to wiek mądrości i był to wiek głupoty, była to epoka wiary i była to epoka ateizmu, był to wiek oświecenia i był to wiek ciemnoty, była to wiosna nadziei i zarazem zima rozpaczy”. Wspomnienia z użytkowania Citroena C6 rozpoczynają się cytatem z Charlesa Dickensa. Zdanie ma odzwierciedlać wszelkie wzloty i upadki, jakie doświadczył właściciel oraz „ostatnią próbę podejścia francuskiego producenta do segmentu, który obecnie stał się tak wielowymiarowy, że może oznaczać wszystko od Skody Superb po BMW X7”.
Zafascynowany konceptem Lignage Brytyjczyk bardzo ucieszył się, że model w prawie nienaruszonej formie trafił do produkcji w 2005 roku. Gdy zastanawiał się nad zakupem, jeden ze sprzedawców opisał model jako barkę z niewielkim bagażnikiem, co nie było żadnym interesującym argumentem. Ten sam sprzedawca, szybko przeszedł z C6 do prezentacji innego samochodu – Subaru Legacy, ale myśli wciąż zaprzątał Citroen.
„Pamiętam jak siedziałem na targach motoryzacyjnych w londyńskim centrum Excel w 2008 roku. Byłem wtedy bardziej zainteresowany wypróbowaniem nowego C5, ale był tam również C6. Spędziłem sporo czasu bawiąc się rozsuwanymi kieszeniami w boczkach drzwi i podziwianiem frapującego wyglądu pojazdu. Często mówiono mi, że z racjonalnego punktu widzenia jest to dość niezgrabny projekt, ale trudno odmówić mu prezencji. Z pewnością zrobił na mnie większe wrażenie niż atrakcyjny, ale bardziej konwencjonalny Citroën C5”.
Jako bezpieczny, stabilny i wygodny środek transportu, autor artykułu wybrał Subaru, ale po trzech miesiącach sprzedał pojazd i zamierzał kupić coś innego. Po głowie chodził klasyczny król komfortu – Citroen DS. Po długich i gorączkowych poszukiwaniach w internecie, w ogłoszeniach pojawił się nieskazitelny kandydat w kolorze błękitu, przechowywany w ogrzewanym garażu. Przy oględzinach pojazdu, właściciel DS-a zademonstrował długą i niezwykłą procedurę wymaganą do uruchomienia Citroena a potencjalny kupiec zdał sobie sprawę, że jeśli kupi tę „niebiańską rzecz”, bez garażu z pewnością uśmierci samochód, jeśli tylko DS nie zrobi tego wcześniej ze swoim właścicielem.
„Uciekłem trochę załamany i zasiadłem w kawiarni w Berko z latte i iPadem. Wciąż gorączkowo chciałem coś kupić, a telefon od mojej żony zmusił mnie do myślenia: czy nie ma nic bardziej nowoczesnego, co mogłoby Cię zainteresować? – spytała. Bingo! Mój mózg w stanie podniecenia policzył: „nowocześniejszy” + „DS” = Citroën C6”. W internecie znalazł się odpowiedni egzemplarz.
„C6, o którym mowa, to wersja Exclusive w kolorze Ganache, który w jasnym, rześkim grudniowym świetle wyglądał cudownie, głęboko i enigmatycznie. Był brązowy, owszem, ale z czerwonymi, złotymi i lekko fioletowymi refleksami, które z pewnych kątów w tym cudownym słońcu mają głęboki, bordowy odcień”. Sprzedawca Adam zabrał zainteresowanego klienta na jazdę próbną po Wokingham. C6 był dość niepokojący w prowadzeniu.
„Wiem, że nie jest on tak specyficzny jak DS, CX lub XM, ale przesiadając się z Subaru Legacy, było to tak, jak wyobrażałem sobie, prowadzenie Silver Shadow – wszystko odizolowane od drogi, chwilowe opóźnienia między komendami i reakcjami, super lekkie sterowanie, spokojna automatyczna skrzynia biegów… trochę niczym barka, w każdym razie na pierwszy rzut oka”. „Citroen C6 był supercichy, ogromny, miał imponującą – choć miejscami raczej tandetną – tablicę rozdzielczą i sprawiał wrażenie bardzo dobrze zbudowanego. Citroen C6 doprowadził do totalnego uzależnienia dlatego nie było innej możliwości – pojazd został kupiony a nowy właściciel znalazł się na linii startu z samochodem, z którym wiąże się już 10 lat obsesji.
Źródło: Driventowrite
Najnowsze komentarze