To był moment. Jedno spojrzenie, błysk w oku i czy tego chcemy, czy nie: zaiskrzyło. Naszą uwagę przykuło ogłoszenie sprzedaży Citroena Xantii z rocznika 2000. Z pozoru nic nadzwyczajnego, nie licząc oczywiście zawieszenia hydro, ale coś mówiło nam, że ten samochód musi być nasz. Pierwszy właściciel, nienaganny przebieg i ten opis: „wygrałam auto na loterii w 2001 roku i tak jest ze mną po dziś dzień”.
Aby kupić używanego Citroena Xantię nie potrzeba grubego portfela. Na popularnym portalu ogłoszeniowym znaleźliśmy sześć ogłoszeń, a ceny przeważnie nie przekraczały 3.200 zł. Różniły się w zależności od stanu pojazdu i wyposażenia. Najdroższy egzemplarz kosztował 7.500 zł. Jeden z wystawionych modeli zwrócił jednak naszą szczególną uwagę. Samochód pochodził z rocznika 2000, miał 213 tys. km przebiegu, pierwszy właściciel a opis głosił: „wygrałam auto na loterii w 2001 roku i tak jest ze mną po dziś dzień”. Xantia od pierwszego właściciela i do tego z ciekawą historią – nie mogliśmy przepuścić takiej okazji.
„Nie mogę żyć bez konkursów”
Po krótkim telefonicznym wywiadzie, okazało się, że samochód wygrał tata Pani Kasi, który mimo usilnych prób skończenia z hobby przyznaje, że już nie może żyć bez konkursów. Aby zwyciężyć potrzeba szczęścia, ale temu szczęściu można czasem troszeczkę pomóc, bo przecież jeśli się nie próbuje, to i na wygraną nie ma co liczyć. Pan Jan na swoim koncie ma mnóstwo mniejszych i większych nagród pieniężnych i rzeczowych jak: wycieczka na Teneryfę, zegarek, czy równowartość 150 tys. zł zdobyta w zagranicznej loterii.
Citroen Xantia, którego zdobył w konkursie „Cztery kółka” Super Expressu w 2000 roku, jest jednak zdecydowanie najciekawszą z nich, przynajmniej w naszych oczach ;-) Konkurs miał cztery etapy, w których trzeba było wytypować: model pojazdu, kolor nadwozia, pojemność silnika oraz numer i serię dowodu rejestracyjnego. Najtrudniejsza była ostatnia część, dla której pan Jan zastosował metodę na chybił trafił. Większość osób, jak to zwykle bywa z konkursami przekonywała, że i tak nici z wygranej, aczkolwiek jeden z sąsiadów, otrzymał chyba informacje z samej góry i powiedział: „będziesz miał szczęście”.
Xantia – a dlaczego nie Xsara?
„Tatuś, gdy cię nie było dzwoniła Pani z Super Expressu” – powiedziała pewnego dnia córka pana Jana, ale zwycięzca ani słowem nie wspomniał, o co może chodzić. Został zaproszony do Warszawy, zwiedził redakcję gazety, skorzystał z możliwości odbioru nagrody bliżej miejsca zamieszkania i… milczał jak grób. Cel podróży pozostał wielkim sekretem. Nikt niczego się nie domyślał. Tajemnica trwała aż do wspólnego wyjazdu do Wrocławia, kiedy to Jan Mikołajczyk wraz z żoną i córką „tak przy okazji” wstąpili do salonu Citroena, aby pooglądać nowe samochody. Ku zaskoczeniu pani Danuty, na miejscu czekała ekipa Super Expressu oraz nagroda: Citroen Xantia. Jak spodobał się samochód?
Zwycięzca początkowo był odrobinę wybredny. „Lubię Citroeny. Sąsiad ma Xsarę, gdybym mógł wybierać, wybrałbym właśnie Xsarę albo Xsarę Picasso”. Xantię podarował więc pan Jan małżonce z okazji 25. rocznicy ślubu. To się nazywa prezent!
Zwycięzca posiada prawo jazdy, samochodem jeździ od czasu do czasu, ale preferuje inny środek transportu, a mianowicie… rower. Dystanse ponad 100 km, to dla niego pestka, trasa Kudowa Zdrój – Wrocław to normalka, odbył nawet rowerową wycieczkę do Wiednia.
Tajemnica goni tajemnicę
Przed sąsiadami nie da się zbyt wiele ukryć, a schowanie czegoś rozmiarów samochodu tym bardziej stanowi wyzwanie. Zresztą Xantia jako nagroda musiała przez pewien czas jeździć oklejona logo Super Expressu i chcąc nie chcąc cała okolica w Kudowie Zdroju wiedziała o wygranej. Tajemnicę udało się jednak utrzymać przy sprzedaży pojazdu. Pan Jan dowiedział się, że Citroen szuka nowego właściciela dopiero po moim telefonie.
Pani Danuta bardzo przywiązała się do samochodu i dbała o jego kondycję. To jest „moja cytrynka, mam nadzieję, że trafi w dobre ręce” – powiedziała. Nadszedł czas na zmianę, ale Pan Jan już ma na celowniku kolejne konkursy, w których nagrodą jest samochód. Trzymamy kciuki!
Tutaj nie ma się co psuć czyli kilka drobiazgów do naprawy
Xantia pochodzi z rocznika 2000 i została sprzedana za 2.000 zł. Wyposażenie widoczne w ogłoszeniu było bardzo podstawowe. Ograniczało się do centralnego zamka i elektrycznie otwieranych szyb przednich. W samochodzie znajdowało się jeszcze radio, którego panel regulacji głośności żyje własnym życiem. Z zewnątrz pojazd prezentował się bardzo dobrze. Podczas jazdy od czasu do, czasu słychać było lekkie stukanie, w samochodzie nie działa przednia szyba oraz spryskiwacze. Zauroczeni nie przejmowaliśmy się brakami, zresztą samochód jest pełnoletni i gdzieś ten upływ czasu musiał być widoczny.
W końcu konkursowa Xantia trafiła do Francuskie.pl. Citroen pokonał ponad 200 km z Wrocławia, bez klimatyzacji wówczas jeszcze w prawie 30 stopniowym upale, z zepsutym mechanizmem otwierania szyby od strony kierowcy, co stanowiło lekki dyskomfort klimatyczny i sprawiło dodatkową niespodziankę na bramkach autostradowych. Nie obyło się bez trąbienia niecierpliwego kierowcy stojącego w kolejce. Samochód, jak już wspomniałam miał również niesprawne spryskiwacze, ale poprzednia właścicielka dołączyła do pojazdu płyn do szyb i ściereczki, tak na wszelki wypadek ;-)
Co trzeba naprawić? Do zrobienia są głównie drobiazgi. Jednym z nich jest przednia szyba od strony kierowcy. Nasz zaprzyjaźniony elektryk sprawdził bezpieczniki, następnie kable, aż w końcu dostał się do mechanizmu otwierania przedniej szyby i prawie złapał się za głowę. Wewnątrz nie było nic, znajdował się tam wyłącznie drewniany klocek, który służył jako podpórka pod szybę. Kolejne rzeczy do naprawy to pęknięty wlew zbiornika spryskiwaczy i świecąca się kontrolka ABS.
Nasza Xantia trafiła specjalisty od Citroenów z Katowic, który w kilka chwil wymienił centralną kulę od zawieszenia i oświadczył: „możecie jeździć, samochód jest sprawny. Tutaj nie ma się co psuć”. Pochwalił również komfort jazdy Xantią, który w istocie jest wyjątkowy i trudno porównać go do pojazdów bez hydro. Samochód zachowuje się jakby płynął po nierównościach. Nasz mechanik z nutką rozrzewnienia w głosie dodał jeszcze: „Takich samochodów już nie produkują”.
Teraz auto jeździ w redakcji. O dalszych wrażeniach na pewno Was poinformujemy.
Małgorzata Kozikowska
Najnowsze komentarze