Wiecie, że już wkrótce warsztaty samochodowe mogą zniknąć z naszego krajobrazu? To wcale nie jest taki nieodległy scenariusz. Coraz mniej osób chce zajmować się mechaniką. Wszyscy tylko zarządzanie, marketing, social media albo szlachta nie pracuje. A te zapiski są inspirowane prawdziwymi zdarzeniami:
Dzień pierwszy: W końcu jest! Uczeń stawił się w moim warsztacie dla do odbycia praktyk. Przyniósł ze sobą dużą butelkę Coli i sporo kanapek. Ma też najnowszego smartfona i power bank. Nie ma stroju roboczego. „Myślałem, że dostanę tutaj”. Wysłałem pracownika do sklepu z odzieżą roboczą. Uczeń siedział w kanciapie i grzebał w smartfonie. Dzień stracony.
Dzień drugi: uczeń spóźnił się pół godziny. Podobno autobus nie dojechał. W kombinezon przebierał się 10 minut. Narzekał, że mu za ciepło. Bał się wejść do kanału, bo nowe ubranie mu się pobrudzi a poza tym musi mieć czyste ręce. Nawet w kanale co chwilę wyjmował smartfona. Postanowiłem mu dać prostsze zadanie. Niech rozbierze stary silnik. Dzień stracony.
Dzień trzeci: Ten cholerny uczeń spóźnił się ponad godzinę. Postawiłem mu na stole stary silnik. Do odkręcenia jakieś 40 śrub. Narzędzia przygotowane. Popatrzył na mnie bezradnie. Pokazałem mu jak się odkręca śrubę i zostawiłem wydruk z internetu z zaznaczonymi kolejnymi śrubami. Po godzinie wróciłem. Odkręcił jedną. Podobno dałem zły wkrętak. Potem godzinę jadł kanapki. Do końca pracy odkręcił drugą śrubę. Dzień stracony.
Dzień czwarty: Przyjechał punktualnie! Jest nadzieja! Od razu zabrał się do silnika. Zamknął drzwi w kanciapie i coś tam dłubie. Nie będę mu przeszkadzał…. Cholera, wiedziałem, że coś kombinuje. Odkręcił 10 śrub, resztę dnia ponoć nie wiedział jak zabrać się za jedenastą. Pewnie znowu grał. Dzień stracony.
Dzień piąty: Spóźnił się godzinę. Nie przeprosił, ponoć w piątki może bywać później. Nic nie zrobił, koło 14-tej powiedział, że musi już iść, bo dzisiaj piątek. Zadzwoniłem do niego po pracy i powiedziałem, żeby już nie przychodził.
Dzień szósty (sobota): przyjechałem do roboty i sam rozkręciłem ten cholerny silnik. Zajęło mi to godzinę, z czego pół mocowałem go na stojaku, żebym mógł to robić na krzesełku. Siedzę i podziwiam myśl techniczną inżynierów sprzed wojny. Cudo!
Na tym notatki właściciela warsztatu się urywają, ale problem pozostaje. Ze świecą w ręku szukać chętnych do nauki zawodu, którzy będą chcieli się uczyć i jeszcze zrozumieją jak to wszystko działa. Podłączyć komputer i odczytać kod błędu to co innego, ale już pomyśleć, zajrzeć głębiej, zastanowić się – nie ma mowy. Jak tak dalej pójdzie, to przy starszych samochodach nie będzie komu robić a naprawa zostanie zastąpiona przez wymianę wszystkiego na nowe lub wyrzucanie całkiem dobrych samochodów na złom.
Spieszmy się serwisować nasze używane samochody, bo tak szybko mechanicy znikają – ilu znacie naprawdę dobrych, zaangażowanych fachowców, którzy coś realnie potrafią?
Najnowsze komentarze