Tak mi przyszło do głowy, że sierpień musiał być znakomitym miesiącem dla dealerów i importerów wielu marek. Wszak wraz z początkiem września wchodził w życie protokół WLTP, który namieszał na rynku całkiem sporo. Stąd wszyscy wyzbywali się na gwałt samochodów, które nie uzyskały homologacji zgodnej z tym protokołem. Po 1. września byłby niemały problem z ich zarejestrowaniem, w związku z czym część dealerów podobno rejestrowała niesprzedane auta na siebie. Ceny transakcyjne aut wielu marek szalały osiągając poziomy zupełnie niezwiązane z cennikami. Kto na tym wyszedł najlepiej?
No właśnie – można się śmiać z producentów, którzy norm nie spełniają. Na skutek zbliżającego się WLTP i czasochłonnością procesu homologacyjnego taki Volkswagen wynajął pasy startowe nieczynnego podberlińskiego lotniska i składował tam jakieś tysiące wyprodukowanych samochodów. Pewnie zastosował też spore rabaty – pisząc kilka testów zaglądałem na strony importera tej marki i widziałem baaardzo agresywną politykę cenową na poszczególne modele. Rabaty na niektóre wersje Golfa sięgają nawet 16.000 zł, na Tiguana 12.000 zł, na Passata 22.000 zł, a na Arteona 19.000 zł. Nie jestem przekonany, że wynikało to li tylko z WLTP. Acz dopiski w cennikach, że „dla aut z Roku Modelowego 2018 wybrane silniki dostępne są jedynie z oferty placowej dealerów” może coś takiego sugerować.
I tu pojawia mi się pytanie – czy warto było się starać i produkować samochody oszczędne i emitujące tyle spalin, ile wymagają normy? Przecież z gamy aut, którym realnie daleko było do uzyskania wymogów homologacyjnych WLTP, a których producenci wraz z importerami musieli się szybko pozbyć, można było wyciągnąć niemałe korzyści. Owszem, sprzedawano je dużo taniej, niż w cennikach. Ale jaki będzie tego wydźwięk medialny? Motogazetki, dość usłużne wobec niektórych producentów, przekują to w sukces sprzedażowy. Już widzę te zachwyty nad przyrostami sprzedaży! To nic, że będzie to efekt znaczących obniżek cen na samochody, które nie spełniały norm wprowadzanych protokołem WLTP. Ważne, że sprzedaż rosła.
Jestem przekonany, że mainstreamowe pisma motoryzacyjne będą ukazywać wielki wzrost sprzedaży Volkswagena, Škody, czy Audi. Zyskają z pewnością także Hyundai, czy Kia – wiem, że dawały pod koniec sierpnia ogromne rabaty, przekraczające nawet 20% ceny katalogowej auta. I jestem dziwnie przekonany o tym, że francuskie marki zbytnio w tym czasie nie zyskały. Bo praktycznie spełniały wymogi stawiane przez WLTP, uzyskały homologację i – jak sądzę – nie musiały obniżać cen, by wyzbyć się przed „dniem zero” wielkich ilości swoich aut.
Podkreślam, że piszę ten tekst nie mając przed sobą żadnych danych sprzedażowych, a jedynie opierając się o doniesienia dotyczące obniżek cen i walki o klienta. Ale niebawem się okaże, komu ile przyrosło w lipcu i sierpniu bieżącego roku.
Krzysztof Gregorczyk
Najnowsze komentarze