Nowe samochody zachwycają poziomem bezpieczeństwa i liczbą asystentów kierowcy dłuższą niż instrukcja obsługi rakiety kosmicznej. Ale wielu kierowców mówi jasno: dziękujemy, wolimy coś prostszego. Wolimy stare auta. Takie, które jeszcze nie próbują myśleć za nas, nie piszczą, nie blokują, nie zmuszają do aktualizacji oprogramowania i nie zamieniają każdej podróży w walkę z elektroniką. A przede wszystkim są tanie.
Weźmy chociażby Peugeota 307 kombi z początku lat 2000. Klasyka. Auto może mieć 20 lat, ale wciąż daje radę. Jeździ, skręca, hamuje – i to wszystko bez miliona czujników, kamer i bez konieczności zastanawiania się, czy akurat nie wyłączy się któryś z systemów „dla naszego bezpieczeństwa”. A najważniejsze – jest tanie w utrzymaniu, proste w budowie i jeśli jest zadbane, spokojnie przejeździ jeszcze dekadę. OK, może nie jest typowo francuskie, ma swoje wady. Ale jest tanie jak barszcz.
Wielu kierowców po przetestowaniu najnowszych „karet” pełnych elektronicznych asystentów mówi wprost: te wszystkie gadżety może i mogą być przydatne ale też irytują. Auto co chwila ostrzega przed czymś, co sami widzimy, ingeruje w tor jazdy, nagle samo przyhamowuje albo – co gorsza – staje się nie do naprawienia bez podpięcia pod komputer i serwisu, który kosztuje więcej niż wartość auta. Aha, serwis musi płacić za te przyjemności abonament – bo jak nie zapłaci, to nie ma dostępu do jakiejś bazy. Koszty przerzuci oczywiście na klienta.
Tymczasem stary, dobrze utrzymany samochód ma coś, czego nowe auta coraz częściej nie oferują – swobodę i prostotę. To kierowca decyduje, kiedy zahamuje, kiedy przyspieszy, kiedy zmieni pas. Nie trzeba się zastanawiać, czy system lane assist nagle nie „pociągnie” kierownicy, albo czy adaptacyjny tempomat nie zrobi czegoś głupiego w korku. Serwisant nie potrzebuje dostępu on-line, bo naprawia się to z zamkniętymi oczyma.
Dla wielu posiadaczy starszych samochodów fakt, że ich auto nie świeci choinką kontrolek i nie domaga się aktualizacji map GPS co dwa miesiące, jest największą zaletą. Nie ma abonamentu. I może właśnie dlatego coraz więcej ludzi mówi: zamiast się stresować nowoczesnym autem, wolę mieć sprawdzonego, zadbanego staruszka. Bo mniej elektroniki to mniej problemów, mniej stresu i więcej frajdy z jazdy.
A może tak się trochę sami oszukujemy? A może chcemy nowe a stare samochody mają po prostu jedną gigantyczną zaletę – są tanie. I dlatego są po prostu dostępne. Dzisiaj bez 100.000 zł do salonu nie podchodź a jak chcesz coś mocniejszego to i 200.000 zł może być mało. Za poczciwego 307 zapłacimy grosze, nawet jeśli trafi się coś używanego z pierwszej ręki – będzie tanio. Za nówkę – trzeba sporo wyłożyć.
Najnowsze komentarze