Gdy tydzień temu informowaliśmy na łamach Francuskie.pl, że Citroën Berlingo i Peugeot Rifter będą dostępne w Polsce wyłącznie w wersjach elektrycznych, wiele osób nie wierzyło, iż producent zdecyduje się na taki ruch. Wczoraj informacje tą za nami powtórzyły inne media a na stronach Citroëna i Peugeota próżno już szukać tych klasycznych wersji tych samochodów. Modele te są dostępne tylko w wersji na prąd.
Dealerzy, z którymi rozmawialiśmy na ten temat, są zgodni, że to oznacza dalszy spadek udziałów marek Citroën i Peugeot w polskim rynku. Spadek tym bardziej niebezpieczny, że jak to ujął jeden z właścicieli salonów obu marek, „klienta stracić bardzo łatwo, ale jego odzyskanie jest praktycznie niemożliwe a na pewno bardzo kosztowne”. Innymi słowy mówiąc, klienci którzy przejdą do konkurencji, która jeszcze utrzymuje auta spalinowe, są w zasadzie utraceni.
Zobacz: Nowy Citroën C4. Ultrakomfortowy kompakt z silnikiem benzynowym, diesla lub elektrycznym.
Jest to zapewne stan przejściowy, który będzie trwał do momentu, gdy spalinowe samochody na dobre znikną z salonów w Europie. Jednak Polska, podobnie jak wiele innych krajów Europy Wschodniej, wolniej adoptuje nowe technologie, także w motoryzacji. Historycznie patrząc, wszelkie procesy w motoryzacji pojawiają się u nas z kilku-kilkunastoletnim opóźnieniem, na co największy wpływ ma struktura rynku, silnie uzależniona w przypadku nowych aut od zakupów firm, podczas gdy klient indywidualny korzysta w przeważającej większości z ofert rynku wtórnego.
Dlaczego jest to tak ważne z punktu widzenia udziałów w rynku? Samochody kombivan typu Rifter i Berlingo, które zawsze stanowiły, zwłaszcza w przypadku Citroëna, silny punkt oferty dla małych firm, łącząc cechy wygodnej i przestronnej osobówki z autem wielu zastosowań w biznesie. Polski klient nie kupi masowo, przynajmniej na razie, wersji elektrycznych. Powód jest oczywisty: bardzo wysoka cena. Warto też zauważyć, że Citroën i Peugeot zdecydowali się na wycofanie klasycznych wersji Berlingo i Riftera nie tylko w Polsce. W wielu inncyh krajach, takich jak Włochy czy bardzo ważna dla marki Hiszpania, dzieje się tak samo. Ale gdzie tu sens i logika?
Odpowiedzią może być korporacyjny nacisk na wyniki finansowe i odejście od modelu, w którym liczy się ilość sprzedanych samochodów. Takie podejście ma jednak dwie strony: lepsze wyniki finansowe są osiągane kosztem znacznie zmniejszonego udziału w rynku i utraty klientów na rzecz konkurencji. Inne firmy, takie jak choćby Renault, zyskują przecież nie tylko na sprzedaży, ale na serwisie, usługach dodatkowych, odsprzedawaniu aut innych niż dostawcze – to naturalny, znany od wielu lat proces. Nie można udawać, że nie ma związku między ilością sprzedanych aut a sprzedażą innych elementów oferty. Także lojalność klienta jest tutaj bardzo istotna, bo wszystkie badania i doświadczenie rynkowe pokazują, że pozyskanie klienta nowego jest znacznie droższe, niż utrzymanie aktualnego.
Zobacz: Nowy Citroën C4. Nasz test.
Dealerzy, z którymi rozmawialiśmy, zastanawiają się nad tym, czy po wycofaniu spalinowych wersji Berlingo i Partnera, nie przyjdzie kolej na inne modele. Za każdy sprzedany samochód spalinowy producent płaci przecież kary (opłatę za emisję CO2). Wycofanie aut spalinowych na pewno pomoże ich uniknąć. Efekt uboczny to dalsze zmniejszenie i tak już niedużych udziałów w polskim (i nie tylko!) rynku.
Jest jeszcze jeden aspekt, o którym koncern Stellantis zdaje się zapominać. Samochody elektryczne, mające wiele zalet z punktu widzenia użytkownika, mają przed sobą w Polsce (i wielu innych krajach bloku wschodniego) bardzo trudną drogę. Przede wszystkim ze względu na cenę są po prostu nielubiane i mocno krytykowane, co widzimy także na Francuskie.pl, po komentarzach czytelników. Niektóre z argumentów są nietrafione lub wręcz nieprawdziwe, ale sporo racji mają osoby, które krytykują niewystarczająco rozwiniętą sieć ładowania choćby na osiedlach mieszkaniowych, na których mieszka blisko połowa Polaków. W tej sytuacji trudno mówić o upowszechnianiu się napędów elektrycznych. Bez zmiany tego stanu rzeczy trudno wymagać od klientów, by kupowali samochody, z którymi muszą co kilka dni pojawiać się na dłuższe ładowanie daleko od swojego miejsca zamieszkania.
Dzisiaj jedno jest pewne: niewielki udział Citroëna i Peugeota w polskim rynku na zmianach, które wprowadzono, ucierpi. I w tym przypadku naprawdę wolałbym się mylić, ale nic nie wskazuje na to, żeby stało się inaczej.
Najnowsze komentarze