Po 50 latach od pierwszego Maratonu Londyn-Sydney wychodzą na jaw nowe informacje o tym, co naprawdę zdarzyło się na ostatnich kilometrach. Czy zderzenie Citroena DS z Mini było nieszczęśliwym wypadkiem, czy spiskiem, który miał doprowadzić do przegranej Citroena?
24 listopada 1968 roku wystartował pierwszy w historii samochodowy maraton Londyn – Sydney, który został zorganizowany przez brytyjską gazetę „Daily Express” i australijski „Daily Telegraph”. Maraton przebiegał przez 12 krajów i 3 kontynenty, a trasa mierzyła łącznie ponad 16.000 km. W rajdzie wzięło udział 98 załóg, które przemierzały różnorodne tereny Europy, Bliskiego Wschodu, Indii, a po długiej podróży wyruszyły z Perth w Australii, by 18 grudnia dotrzeć do Sydney.
Podczas rajdu nie brakowało przykrych zdarzeń, kolizji i awarii, ale największą ciekawość budzi incydent, który miał miejsce 153 km przed metą. Kiedy wydawało się, że Citroenowi DS prowadzonemu przez Francuza Jean-Claude’a Ogier’a i belgijskiego kierowcę Luciena Bianchi nic nie jest w stanie zagrozić, zdarzył się poważny wypadek. DS21 zderzył się czoło z prywatnym pojazdem, który pojawił się na trasie rajdu. Świat obiegła informacja o nieszczęśliwym wypadku, ale John Smailes, który po latach odbył rozmowy z uczestnikami, w książce „Race across the World” po raz pierwszy opisuje historię, która rzuca nowe światło na te wydarzenia. „Samochód, który w nas wjechał, znalazł się tam celowo. To nie był normalny wypadek” – tłumaczy Jean-Claude Ogier.
Przed ostatnim etapem rywalizacji Citroen DS21, prowadził 11 minutami. Na drodze do mety, Ogier zajął miejsce za kierownicą, zastępując zmęczonego Bianchi. Zwycięstwo było wręcz pewne, gdyby na trasie maratonu nie pojawił się jakby znikąd, biały Mini Cooper S, który poruszał się pod prąd. Doszło do fatalnego czołowego zderzenia. Mini stanął w ogniu. Wypadku nikt nie widział, ani nie słyszał z wyjątkiem samych uczestników. Drogi, którymi biegł maraton były otwarte, nie miały żadnej kontroli, tak więc na trasę mógł wjechać praktycznie każdy.
Jean-Claude Ogier nie ma wątpliwości. „Sądzę, że Mini pojawił się na trasie celowo, aby nas zatrzymać” – zapewnia. Kto mógłby chcieć przeszkodzić w zwycięstwie Citroena? „Citroen jest mały na rynku i wygrana nie wpłynęłaby najlepiej na sprzedaż innych producentów… Ludzie obstawiali samochody i nie chcieli, żebyśmy wygrali” – mówi Ogier. – „Kierowcy Mini mieli na sobie czteropunktowe szelki” – kontynuuje Ogier. – „To tak, jakby zostali ustawieni do kolizji”.
Po wypadku, w mediach błyskawicznie rozprzestrzeniły się różnego rodzaju plotki. Najczęściej powtarzano, że mężczyźni w Mini byli policjantami po służbie i znajdowali się pod wpływem środków odurzających. Tak naprawdę, Greg Stanton i Allan Chilcott byli 18-latkami, członkami Campbelltown District Motor Club. Po latach, Chilcott zaprzecza jakiemukolwiek spiskowi. „Byliśmy tylko dwójką dzieciaków z Campbelltown” – mówi – „maraton był dla nas czymś wielkim”.
Zwycięzcą Maratonu Londyn-Sydney okazał się zespół: Andrew Cowan, Brian Coyle i Colin Malkin w samochodzie Hillman Hunter. Podczas rozdania nagród Andrew Cowan, bohater imprezy, powiedział: „Wygrana w tak wielkiej imprezie musi być ogromnym szczęściem, ale jeśli o mnie chodzi, wygrana nie była szczęściem, ale pechem, który zadecydowała o przegranej”.
Źródło: Whichcar
Najnowsze komentarze