Zakup nowego samochodu ma szereg zalet. Obok możliwości indywidualnej konfiguracji – przynajmniej powinniśmy otrzymać dziewiczy, bezwypadkowy pojazd. Dla ogromnego grona kupujących barierą nie do pokonania jest cena. W odsieczy przychodzi rynek wtórny z całym bogactwem inwentarza. Także z ryzykiem czekającym na nas przy zakupie. Sprawdźmy, jakie kryteria powinny przeważyć o dyskwalifikacji oglądanego przez nas egzemplarza.
Od dekad znane są metody skutecznego zabezpieczania stali przed korozją – w historii motoryzacji znajdziemy wielu producentów, którzy opanowali tę sztukę do perfekcji, inni zaś wciąż z oszczędności stosują przeciętne rozwiązania. Bez względu na markę i rok produkcji niezwykle istotnym punktem na liście kontrolnej weryfikowanego pojazdu jest właśnie stan karoserii. A zwłaszcza elementów konstrukcyjnych. Pamiętajmy, bogactwo rynku wtórnego pozwala niemal przebierać w ofertach, absolutnie nie ma więc sensu porywać się na remont blacharski tuż po zakupie. Wyjątkiem są oczywiście niektóre klasyczne samochody, zwłaszcza w unikatowych wersjach.
Test: Nowa Dacia Sandero 1.0 ECO-G LPG 100 KM. Jeździliśmy najpopularniejszym samochodem Europy
Korozja i wysokie koszty napraw blacharskich
Popularne, wolumenowe modele trzeba kupować bez korozji. Wystarczy poznać ceny usług fachowców ze swojej okolicy, aby dobitnie przekonać się jak drogie są naprawy blacharskie – zwłaszcza w warsztatach, które swoją pracę wykonują schludnie, zgodnie ze sztuką. Oczywiście, wciąż znajdziemy garażowych majstrów, którzy zdziałają „cuda” w przydomowej szopie za 1/3 ceny.
O ile ze rdzą elementów poszycia nadwozia – maski, pokrywy bagażnika i drzwi – wygramy relatywnie niewielkim nakładem środków (wymieniając je na pozbawione korozji elementy), o tyle rdza elementów konstrukcyjnych jest zapowiedzią potężnych wydatków – które nie mają żadnego uzasadnienia w popularnym modelu.
Samochód po zalaniu
Powtarzające się w Europie i nie tylko powodzie niszczą nie tylko dobytek tysięcy poszkodowanych mieszkańców, całą napotkaną infrastrukturę. Niszczone, lub „tylko” zalewane są tysiące samochodów, które w ramach późniejszego sprzątania zamiast do utylizacji trafiają ponownie na rynek wtórny. Zaradni handlarze niezmiennie polują na takie okazje – egzemplarze, które mimo zalania wciąż prezentują się doskonale. Po domowym suszeniu, praniu lub wymianie wnętrza oferowane są na sprzedaż w atrakcyjnych cenach. Nawet popowodziowy samochód z prawdziwym, udokumentowanym niskim przebiegiem nie nadaje się do zakupu.
Test: nowy Peugeot 3008 GT HEV 145 KM 2025. Hybrydowy SUV
Zacznijmy od przykrego zapachu wilgoci, stęchlizny z którym niemal nie da się wygrać. Błoto, muł przyniesione przez wodę zalegają w profilach zamkniętych stając się doskonałym miejscem do rozwoju korozji – z którą nigdy nie wygramy. Najgorsze są jednak problemy z elektryką i elektroniką. Normą w zalanym samochodzie najpewniej będą losowo niedziałające systemy, nieprawidłowe ich działanie. Pod znakiem zapytania stoi także poprawne działanie systemów bezpieczeństwa.
Czy na pewno bezwypadkowy?
Wertując ogłoszenia w popularnych serwisach aukcyjnych spotkamy niemal tylko bezwypadkowe, niezwykle zadbane egzemplarze. Wszystko oczywiście wedle zapewnień sprzedających. Rzeczywistość jest zgoła inna. Gros pojazdów ma na swoim koncie uszkodzenia – drobne stłuczki, wypadki. Pamiętajmy tylko, że drobne szkody, w których konstrukcja nośna samochodu nie uległa uszkodzeniu są niegroźne.
Nawet adnotacja o szkodzie całkowitej nie odnosi się do skali zniszczeń, lecz do szacowanych przez ubezpieczyciela rachunku za naprawę. Dopiero poważnie zniszczone samochody, które często ze względu na wysoką wartość mimo wszystko zostały odbudowane są pułapką dla kupujących. Dlatego tak ważna jest wnikliwa kontrola rzeczywistego stanu technicznego samochodu przed zakupem.
Przekładka z anglika
Kilkanaście lat temu dosyć popularny był import samochodów z brytyjskiego rynku. Abstrakcyjnie niska cena faktycznie zadbanych egzemplarzy pozwalała na opłacenie daleko idącej modernizacji już w Polsce, w postaci przełożenia układu kierowniczego na właściwą stronę – razem ze zmianą całego wnętrza i oświetlenia. Były to istne garażowe przeróbki. Fachowcy z różną starannością przeszczepiali kompletne wnętrza z rozbitych egzemplarzy pochodzących z kontynentalnej Europy.
Największym wyzwaniem było przełożenie układu kierowniczego, najpewniej wespół ze zmianą ściany grodziowej. Normą były różnice w wyposażeniu wynikającym z numeru VIN, niepoprawne działanie elektroniki i inne niepożądane zjawiska. Dodatkowo późniejsza odsprzedaż takiego pojazdu była karkołomnym zadaniem. Nadal niektóre piękne egzemplarze z ogłoszeń internetowych mają właśnie taką burzliwą przeszłość.
Rynek wtórny niezmiennie pełen jest kosztownych pułapek i niestety nieuczciwych sprzedawców – nie tylko handlarzy. Kluczem do bezpiecznych zakupów jest daleko idąca kontrola i brak zaufania do czczych zapewnień.
Nowe Renault Clio z polskiego salonu. Cena, silniki, wyposażenie
Najnowsze komentarze