Renault Koleos to SUV z napędem 4×4. Samochód prezentuje się nieźle na drodze, w środku jest całkiem przestronny. To co, jedziemy? Zrobimy coś czego 90% użytkowników samochodów typu SUV nigdy nie robiło – wjedziemy jednym z nich w teren. Ale zanim to się stanie mam jeszcze chwilę żeby przyjrzeć się Koleosowi z bliska.
Mówią, że ze stylistyką samochodu jest jak z urodą kobiety – jedni wolą brunetki, a inni blondynki. Podobnie jest z Koleosem – na pierwszy rzut oka nie zachwyca urodą. Ot, taka sobie pseudo-terenowa zabawka na 4 kołach do tego bazująca na Nissanie X-Trail. I nie mam zamiaru nikogo przekonywać o urodzie tego samochodu. Mogę jedynie napisać, że stylistykę częściowo podyktowała wspólna płyta podłogowa z Nissanem oraz uwarunkowania terenowe, co przełożyło się na 27° kąt natarcia oraz 31° kąt zejścia. Robi wrażenie? Myślę, że tak.
Samochód, którym za chwilę wyruszymy w drogę, to wersja Privilege z silnikiem 2.0 dCi o mocy 173 KM, momencie obrotowym 360 Nm i manualną sześciostopniową skrzynią biegów. Jak przystało na samochody marki Renault drzwi otwieramy dotykając klamki. Nie ma konieczności wyjmowania karty, ponieważ samochód wyposażony został w system Hands Free.
Karta pozwala również na otwarcie samej klapy bagażnika oraz włączenie oświetlenia zewnętrznego.
Po otwarciu drzwi wita nas wnętrze, do którego użytkownicy limuzyn Renault przywykli. Design deski rozdzielczej cieszy oko, wykończenie i użyte materiały nie pozastawiają wiele do życzenia (opcjonalnie można zamówić skórzaną tapicerkę).
Konsola środkowa ładnie komponuje się ze stylistyką wnętrza, w oczy rzuca się od razu dwustrefowa automatyczna klimatyzacja oraz radio, które wyposażone zostało w złącze zewnętrze 3,5 mm – pozwala to na podłączenie naszego ulubionego odtwarzacza mp3 lub – jakby to zasugerował dział marketingu Renault – naszego iPoda.
W tym samochodzie nawigacja jest opcją, dlatego w górnej części deski rozdzielczej zamiast kolorowego ekranu mamy wyświetlacz podający podstawowe parametry.
Miejsce pracy kierowcy również jest wykonane z dużą starannością. Obszyta skórą trójramienna kierownica leży bardzo dobrze w dłoniach. Na kierownicy mamy m.in. przyciski od sterowania tempomatem. Kolumna kierownicza regulowana jest w dwóch płaszczyznach, co w połączeniu z regulacją siedzenia pozwoli znaleźć dogodną pozycję każdemu kierowcy. Zegary są czytelne, a większość kontrolek informacyjnych usytuowana jest przy obrotomierzu. Pod prędkościomierzem znajduje się wyświetlacz, który niestety jeszcze nie rozmawia z nami po polsku, i po prawej stronie wskaźnik poziomu paliwa oraz temperatury silnika. Czysto i przejrzyście.
Zaglądając do tyłu samochodu nie zawiedziemy się. Pasażerowie tylnych siedzeń mają do dyspozycji regulowane oparcia tylnej kanapy, oraz kilka schowków (w tym pod nogami). Każdy usiądzie wygodnie, ponieważ miejsca na nogi i nad głową jest wystarczająco – niemniej koszykarzom polecałbym jednak miejsca z przodu. Nie byłbym sobą i prawdopodobnie firma Renault również, gdyby ergonomia wnętrza nie miała mankamentów, a ja przemilczałbym je. Zasadniczo są dwa, ale teraz wymienię tylko jeden – otwieranie wlewu paliwa. Kogo pokusiło, aby zamontować dźwignię na przednim słupku przy dźwigni otwierania maski – nie wiem. Nie zmienia to faktu, że przy tankowaniu chyba nie było kierowcy który by jej nie szukał obok fotela.
Wracając do wnętrza warto skupić się na bagażniku. Samo jego otwieranie przypomina już klapę typową dla terenówek.
Po naciśnięciu włącznika podnosi się górna cześć razem z szybą, a następnie ciągnąc za dźwignię opuszcza się dolna część klapy.
Wszystko działa sprawnie i nie wymaga użycia siły. Dużym plusem jest to, że dolną część klapy możemy z powodzeniem obciążyć bez obawy o jej urwanie. Z powodzeniem możemy sobie na niej usiąść lub położyć towar przy załadunku. A jeżeli okaże się, że nasz sprzęt do golfa jest zbyt długi i trzeba złożyć tylne siedzenia, to możemy to zrobić bez biegania wokół samochodu. Producent zamontował na krawędziach dźwignie które jednym pociągnięciem składają siedzenia!
Widziałem w samochodach już różne rozwiązania, ale to jest dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Niestety rozwiązanie to jest obarczone pewnego rodzaju dyskomfortem. Aby system mógł działać, oparcia tylnej kanapy muszą swoje ważyć. Niestety waga ta staje się uciążliwa w momencie kiedy chcemy z powrotem złożyć siedzenia. Osoby o wątłej posturze (w tym ja) mogą mieć z tym problem, ponieważ złożenie oparcia wymaga użycia znacznej siły. I to właściwe drugi ergonomiczny mankament tego samochodu.
W bagażniku znajdziemy również pełnowymiarowe koło zapasowe, podnośnik, klucz i… klin! Tak – samochód na wyposażeniu posiada klin.
Mógłbym się jeszcze porozwodzić na temat wyposażenia, szklanych dachów, haczyków na zakupy, ale za chwilę mamy ruszać w teren, a tam takie elementy wyposażenia przestają mieć znaczenie.
Jest już mój pasażer – wsiadamy i ruszamy w drogę. Pierwsze wrażenie po odpaleniu Koleosa, to cisza i spokój. Komora silnika jest dobrze wytłumiona, a silnik pracuje bardzo przyjemnie. Wbijam pierwszy bieg, puszczam sprzęgło i… ten ważący ponad 1600 kg SUV rusza bez dodawania gazu! Jeżeli ktoś miał już do czynienia z nowymi jednostkami diesla wie, że ruszanie bez dodawania gazu jest prawie niemożliwie ponieważ samochód zwyczajnie gaśnie.
Wyjeżdżamy na drogę publiczną, która w polskich warunkach jest naturalnym torem testowym. Samochód zachowuje się stabilnie i wybiera nierówności drogi (ładnie to ująłem…) bez najmniejszego problemu. Chciałoby się rzec, że w końcu jest samochód, który toleruje nasze drogi, jednak to potrafi praktycznie każdy SUV – zaraz zobaczymy czy poradzi sobie, kiedy zjedziemy z asfaltu.
Po ok. 3 kilometrach przyszedł czas opuścić na chwilę „cywilizowane” drogi. Ponieważ pod koniec naszej trasy poruszaliśmy się już wąskimi ulicami prędkość podróżna spadła do mniej więcej 40 km/h. Zapominając o tym wjechałem tak w coś, co miało przypominać drogę. Już chciałem odruchowo przyhamować, ale samochód wytrzymał tą próbę i tak dojechaliśmy do pierwszej przeszkody.
Zadanie w teorii dość proste – zjechać do rzeki po betonowym, porośniętym trawą nasypie, przejechać przez rzekę i wyjechać podobnym nasypem z drugiej strony.
Ostatni raz przejazd ten robiłem jakiś rok temu samochodem terenowym i 2 miesiące temu quadem, jednak nie uspokoiło to specjalnie mojego pasażera. Do tego brak zabezpieczającego samochodu i moja znajomość Koleosa spowodowały, że obraliśmy ostatecznie łatwiejszą drogę. Tak więc polnymi drogami dojechaliśmy do wybetonowanego przejazdu przez rzekę, z którą autko poradziło sobie bez problem. Chwilę później przeprawialiśmy się drogą na skraju lasu gdzie co jakiś czas dochodziły nas dźwięki czujników parkowania. Na szczęście po lewej stronie znajduje się wyłącznik sytemu Park Assist co przydaje się bardzo podczas terenowej wyprawy.
Dalsza część trasy, to głównie poruszanie się po asfalcie. Najpierw dojazd do centrum handlowego, gdzie Koleos przyciągał spojrzenia przechodniów, a potem szybki przejazd drogą ekspresową i z powrotem wracamy w teren. Tym razem mamy przed sobą sztuczny nasyp przypominający trochę kamieniołom. Droga rozjeżdżona jest przez duże ciężarówki oraz koparki, więc o przejechaniu samochodem osobowym można zapomnieć. To już miejsce tylko dla SUVa.
Samochód w takich warunkach prezentuje się okazale – niczym z folderu reklamowego. Chyba zostanę dyrektorem kamieniołomu…
Warto tutaj zwrócić uwagę na nadwozie samochodu – jeszcze jakieś 15 minut temu jeździliśmy po rzece i lesie, a Koleos nie jest nawet specjalnie brudny.
Chwilę później zbliżamy się do kolejnej przeszkody, której wcześniej nie pokonywałem żadnym pojazdem. Z jednej strony mamy delikatny kamienisty zjazd do rzeki, z drugiej ostry podjazd po grząskim gruncie a całość dopełnia nieuregulowane dno rzeki. Na szczęście jest alternatywa wbicia biegu wstecznego i dlatego zabrałem się za ten podjazd.
Delikatnie zjeżdżam do rzeki i teraz najtrudniejsza część – podjazd muszę wziąć z taką prędkością , aby nie urwać zderzaka, ale również nie zatrzymać się, ponieważ wówczas pozostanie tylko wycofanie się.
Asekuracyjnie włączam blokadę napędu 4×4, która w rezultacie rozdziela napęd po równo na obie osie. I kiedy już przednimi kołami wdrapałem się do góry… zatrzymałem samochód. Teraz pozostanie zapewne tylko bieg wsteczny, ponieważ koła (przednie po trawie a tylne w wodzie) zaczną się ślizgać, ale samochód ku mojemu zdziwieniu jedzie do przodu!
Koleos posłusznie wdrapał się do góry nie uślizgując żadnego z kół! Podczas podjazdu pieczę nad przyczepnością trzymał system ESP oraz system wspomagajmy ruszanie pod górę, który aktywuje się automatycznie przy pokonywaniu podjazdu o nachyleniu większym niż 10%. Aby sprawdzić poprawność działania systemu podjazd ten wykonaliśmy dwukrotnie i w obu przypadkach samochód posłusznie wyjechał pod górę.
Ciekawostką wymagającą odnotowania jest również drugi system, niespotykany w samochodach tej klasy. Kontroluje on prędkość na zjeździe i pozwala na stabilny zjazd ze stałą prędkością ok. 7 km/h bez hamowania. Szczególnie przydatny w zimie podczas zjazdu ośnieżoną drogą – jeżeli ktoś widział na Youtube film, gdzie samochody bezwładnie zjeżdżają ze stromego zjazdu rozbijając się jedne na drugim, to wie o czym mówię.
Wróćmy jednak do naszego testu.
Po udanym podjeździe przyszedł czas na pokonanie przejazdu przez kolejną rzekę – tym razem z większą, niż zdrowy rozsądek by nakazywał, prędkością.
Warto przy tym zwrócić uwagę na sposób w jaki rozbryzguje się woda – fala nie zawija się gdzieś dokoła samochodu i w efekcie zarówno przednia jak i boczne szyby pozostają suche. Koleos zniósł próbę bez najmniejszego problemu – będąc przygotowanym na ewentualny uślizg przednich kół mocno się zawiodłem, ponieważ i tym razem nad całością czuwał system ESP (bardziej odważni kierowcy mogą go wyłączyć).
No i przyszedł czas na ostatni test…
Kolejny raz mieliśmy zaliczyć przejazd przez rzekę, a właściwe jechać po rzece. Jest to jeden z bardziej ulubionych przez mnie odcinków ponieważ regulowane dno rzeki jest na tyle śliskie, że ciężko się po nim chodzi nie mówiąc już o jeździe.
I tym razem również nie było niespodzianek – samochód poruszał się stabilnie, nie dało się odczuć również uślizgów tylnej osi na zakrętach.
Jak już wcześniej wspominałem miał to być ostatni test, po którym wracaliśmy już do salonu. Po drodze jednak napotkaliśmy na dwie przeszkody, które zmusiły nas do jazdy „na skróty”. Pierwszą z nich okazały się służby techniczne, które zablokowały jedyną asfaltową drogę. Zanim panowie zdążyli dojść do samochodu, żeby go przestawić, my już wyjechaliśmy przez przydrożny rów za nimi. Napiszę tylko tyle, że ich miny warte były tego przejazdu…
Drugą przeszkodą, jaką napotkaliśmy, był zatarasowany przejazd przez wyschnięte koryto rzeki. Droga była na tyle nieprzejezdna, że musieliśmy ominąć ją na przełaj przez nieuregulowany brzeg wyschniętej rzeki – również i z tą przeszkodą poradziliśmy sobie bez problemów.
Tym sposobem po przeszło godzinie wróciliśmy do Jaworza – cali, zadowoleni i mile zaskoczeni właściwościami autka z segmentu SUV. Renault Koleos udowodnił, że zasługuje na ty by nazywać go teRenówką, a do pierwszego podjazdu jeszcze wrócimy. Możecie być pewni.
Wnioski do wyciągnięcia z testu pozostawiam Wam, drodzy Czytelnicy.
Łukasz Florek vel. Sweeper
Dziękuję firmie Renault Mador-Gadocha za udostępnienie samochodu do testów..
Najnowsze komentarze