W roku 2035 ma zostać zakończona produkcja samochodów spalinowych i pozostaną nam tylko elektryki. Jak to wpłynie na ceny nowych i używanych samochodów?
Nieuchronnie zbliżamy się do momentu, gdy nowe samochody spalinowe znikną z salonów. Chociaż data ta wydaje się być odległa, to widać już wyraźnie zmiany. Tradycyjni producenci mają z tym spory problem, bo chociaż sprzedaż nowych aut na prąd rośnie, to jednak nadal jest to niewielka część ich biznesu. Jednym z głównych wyzwań pozostaje cena.
Za nieco ponad tydzień zobaczymy nowego Citroëna C3. Jego elektryczna podstawowa wersja ma kosztować 25.000 euro, czyli w przeliczeniu na złotówki około 120.000. I tu pojawia się pierwszy problem. Najtańszy nowy Citroën C3 kosztuje obecnie 75.000 zł a biorąc pod uwagę ogromne zniżki i promocje jakie są w polskich salonach to można go kupić poniżej 70.000. Różnica jest więc kolosalna.
Nie ma szans, aby w ciągu kilku lat koszty produkcji nowych samochodów spadły tak bardzo, by dorównać autom spalinowym. Te drugie mają za sobą kilkadziesiąt lat rozwoju technologii i amortyzacji. Elektryki to sprawa stosunkowo nowa. Renault rozpoczęło swoją przygodę z nimi w 2012 roku gdy weszło Zoe – którym byliśmy zresztą zachwyceni, wszystkim – poza ceną. To nie wystarcza, by zamortyzować całą technologię, zwłaszcza że ta się ciągle rozwija.
Największy problem z cenami dotyczy aut najtańszych – wspomniany Citroën C3 czy Peugeot 208, samochód roku 2020, będą przecież znacznie droższy. Wspomniana wyżej różnica to aż 50.000 zł. Kwota, za którą jeszcze niedawno, można było kupić nowy samochód. Można więc powiedzieć, że w cenie jednego auta elektrycznego mogliśmy kupić dwa zwykłe. Tak się nie da funkcjonować, jest to ekonomiczna śmierć.
Problemu nie rozwiązują dopłaty, bo to pieniądze które są zabierane z naszych podatków, które i tak są bardzo wysokie a kierowcy płacą ich najwięcej! Za każdy przejechany kilometr odprowadzamy spory haracz do kasy państwa.
Koniec samochodów spalinowych może być bardzo problematyczny dla całego rynku. Podniesienie bariery wejścia z nowym samochodem znacznie powyżej 100 tysięcy złotych napędzi rynek aut używanych, ale tylko chwilowo, bowiem rząd szykuje już opłaty ekologiczne, im starsze auto tym będzie drożej. W tej sytuacji popularność mogą zyskać projekty typu Citroën AMI, mały, z niewielkim zasięgiem, ale dostępny cenowo. Widać też perspektywy dla rynku car sharingu – tylko dlaczego kosztem dostępności aut dla zwykłych ludzi?
Producenci, którzy pozycjonują swoje marki w tańszym segmencie popularnym mają więc przed sobą spore wyzwanie. Jak się potoczą losy motoryzacji? Czy przetrwa tą dziejową zawieruchę elektryczną? Na odpowiedź musimy trochę poczekać.
Najnowsze komentarze