Citroen Berlingo 1.6 Multispace to duży pojemny samochód, którym przewieźć można prawie wszystko. Ja spróbowałam – pisze Małgorzata Karolina Piekarska.
Jeżeli miałabym wybrać się w daleką podróż to Citroen Berlingo znalazłby się w pierwszej dziesiątce aut branych przeze mnie pod uwagę. Rankingu by jednak nie wygrał, ale o tym za chwilę. Oczywiście jest w tym wszystkim podstawowy warunek, że daleka podróż nie byłaby podróżą po bezdrożach. Jak i inne auta tej marki, citroen jest jednak delikatny. Natomiast… dawno nie jechałam tak wygodnym samochodem. Po pierwsze siedzenia! Takie, które w długiej trasie nie rujnują karku i nie powodują przykurczu kolan, to naprawdę wbrew pozorom rzadkość nawet w luksusowych autach. Producenci często nie wiedzą czy ma być to ładne czy wygodne. A nie zawsze jedno z drugim idzie w parze. Nie należę do kobiet, które podchodzą do samochodu w ten sposób, że ma być ładny i koniecznie czerwony. Nie jeżdżę kolorem ani urodą samochodu. Dla mnie auto ma być przede wszystkim funkcjonalne. To właśnie takie jest! Siedzenia wygodne, dodatkowo z poręczami, które pozwalają odpocząć przedramionom, szczególnie na dłuższej trasie.
Auto daje poczucie bezpieczeństwa, co oczywiście wiąże się z tym, że jako samochód dostawczy jest wyższe od innych. Wysiada się z niego wygodnie. Nie przeżywałam w nim horroru typu wypadanie na twarz, jak miało to miejsce w terenowej dacii Duster. Niezwykle wygodne jest to, że druga para drzwi dla pasażerów siedzących z tyłu – jest rozsuwana. To daje komfort przy wsiadaniu, zwłaszcza, gdy wozimy dziecko z fotelikiem, ale też daje duże możliwości przewożenia różnych rzeczy, które tak niewygodnie się wkłada, gdy drzwi otwierają się tradycyjnie. .
Wersja Berlingo z tylną klapą zamiast podwójnych drzwi bardzo mi odpowiadała. Nawet w deszcz można zapakować bagaże do środka bez konieczności korzystania z parasola. A gdyby mieć rozpinany nad klapą namiot (widziałam takie w internecie) można autem biwakować… bez względu na pogodę. Myślę, że ta wersja świetnie nadaje się dla tych, którzy zajmują się handlem obwoźnym. Można sprzedawać prosto z samochodu mając naturalny daszek nad głową w postaci tej otwartej klapy. Można też siedzieć w bagażniku. Samochód ma zresztą ten bagażnik spory i bardzo wygodny.
Przewieźliśmy nim calutką scenografię do spektaklu „Listy do Skręcipitki” (patrz zdjęcia) i jeszcze była masa miejsca, więc… bagażnik to nie byle co. Przestronny kokpit ma masę schowków na rzeczy potrzebne i niepotrzebne. Przyznaje, że to cud, miód, ultramaryna dla kobiety. Niezwykle mi się spodobał schowek z przodu od strony kierowcy, czyli między kierownicą, a szyba. Można tam wrzucić masę potrzebnych przedmiotów – szczególnie notes, ołówek i np. podręczna mapę. Nie należy tam jednak (i nie tylko tam) wrzucać jedzenia, bo jak się zapomni i zajrzy po pół roku, może się okazać, że smaczna czekolada roztopiła się w lecie i wypłynęła z papierka, a zimą przymarzła do ścianki. Jest to schowek, który w upał potrafi się bardzo mocno nagrzać, więc raczej powinny być tam przechowywane papiery, ołówki, ewentualnie klucze od mieszkania czy coś takiego. Niestety przy takiej liczbie skrytek jest tez możliwe, ze się gdzieś coś wrzuci i zapomni, a co gorsza coś gdzieś wrzuci pasażer i nas nie poinformuje! Zwłaszcza, ze schowki są także w podłodze, pod sufitem, w drzwiach i podobno w różnych miejscach w panelu bocznym miedzy przednimi siedzeniami.
Napisałam podobno, bo trafiła mi się wersja z wymontowanym tymże panelem. Nie jestem więc w stanie nic powiedzieć o tym, jak rozwiązano sprawę miejsca na np. kubki z napojami, czy butelkami z wodą. Ale i bez tego tych schowków, które miałam do dyspozycji było na tyle dużo, że… zmieściłam w nich kilkadziesiąt płyt CD, bo odtwarzacz, w który zostało wyposażone był naprawdę dobry. A umiejscowiony pod kierownicą zmieniacz kanałów, czy ścieżek na płycie jest bardzo dobrze wyprofilowany. Nic tylko słuchać, a jak się nie podoba, to zmieniać na coś innego. Auto zdaje się być niezwykle przestronne. Trzy osoby na tylnym siedzeniu nie tylko w upały nie zabierają powietrza, co przy pełnym załadunku zdarza się w zwykłych osobowych miejskich autach i to nawet dobrej klasy, ale też wszyscy pasażerowie mogą się wygodnie rozwalić. No w podróży – raj! Choć przyznam, że podróżowałam w składzie osobowym nie ponadgabarytowym. Nie wiem więc, co by było, gdyby auto opanowało pięć matek Gilberta Grape’a. Auto nie jest moim samochodem numer jeden ze względu na brak wbudowanego GPS. W podróży w nieznane musiałam się posiłkować swoim, którego uchwyt był niestety w macierzystym moim pojeździe w warsztacie. Tak więc za uchwyt służyła mi osoba siedząca na siedzeniu pasażera.
Wyjątkowo dyskomfortowa sytuacja. Nie wiem też gdzie ten GPS bym umiejscowiła, bo z braku uchwytu nie kombinowałam. No i niestety samochód jest średnio zwrotny, choć przyznaję, że poznałam gorsze pod tym względem pojazdy. Ma też dość niewygodne w ustawianiu lusterka. Nie ustawiłam ich umiejętnie i w pewnym momencie zaliczyłam przytarcie. No, ale cóż… zawsze znajdzie się jakieś, „ale”, bo ideałów nie ma. Ani wśród samochodów ani tym bardziej kobiet-kierowców. A mnie przeważnie się coś przytrafia, bo bez tego życie byłoby bardzo nudne.
Najnowsze komentarze