Kilka lat temu szczytem marzeń niektórych moich rodaków był stary zajeżdżony samochód, ściągnięty zza granicy. Najlepiej z górnej półki. Nieważne, że na przekręconym liczniku kilkaset tysięcy kilometrów. Nieważne, że zmontowany z dwóch przystanków i trzech ćwiartek. Grunt, żeby było jakieś logo. W promowaniu złomu pomagały niektóre media motoryzacyjne, w końcu nasi zachodni sąsiedzi musieli się pozbyć tego szmelcu jak najszybciej. Długie kolumny lawet ściągały co się dało. Na szczęście powoli rynek się nasycił i mimo zubożenia społeczeństwa pojawiły się alternatywy.
Dzisiaj można już kupić w Polsce kilkuletni samochód od pierwszego właściciela. Chociaż jest to raczej wyjątek niż reguła, to takie okazje się zdarzają. Takie okazje najłatwiej, chociaż wcale nie najtaniej, można złapać w… salonach samochodowych. Citroen, Peugeot i Renault oferują swoim klientom możliwość odkupienia samochodu i tworzą przysalonowe komisy samochodowe, w których można znaleźć ciekawe propozycje. Przy najbliższej okazji przybliżymy Wam temat, jednak dzisiaj chciałem o czymś innym.
W pewnych środowiskach samochód jest wyznacznikiem pozycji społecznej. Chociaż nie zawsze trzeba drogo. Artysta w Citroenie 2CV jest jak najbardziej na miejscu. W innych środowiskach ludzie lubią się chwalić przed sąsiadami, wtedy do głosu dochodzi złom z Zachodu. Na szczęscie nie mam takich problemów. Zresztą nasze społeczeństwo też dojrzewa i mimo nachalnej niekiedy propagandy ze strony kolorowych pseudo-motoryzacyjnych gazetek część osób potrafi wskazać na ciekawe samochodu niekoniecznie dla ludu czy ze zmokłą kurą na masce. Bardzo pomaga tu internet, miejsce niezależne od sponsorowania przez producentów samochodów. Tu każdy może wyrazić swoje zdanie. A jeśli ktoś żyje parę latek na tym świecie, to może też samemu dostrzec, że życie nie jest idealne, że nia ma 100% niezawodnych samochodów a większość komunikacji reklamowej to tylko otoczka, skrywająca normalne mechaniczne twory, które mogą się podobać lub nie, ale nie mają cech nadnaturalnych. Swego czasu mój kolega, skuszony wizją rzekomo bezawaryjnej japońskiej marki, zainwestował sporo w samochód klasy D. Nowy, z salonu. Serwisował w autoryzowanej stacji obsługi. Jego przygody ze szwankującą elektryką, sypiącym się zawieszeniem i niezbyt kompetentnym serwisem, mogłyby stanowić kanwę niezłej powieści grozy. Wyleczono go skutecznie z wizji snutych w reklamach. Dysonans poznawczy bolał. Bądźmy jednak uczciwi – to się zdarza wszędzie. Nie dotyczy tylko aut.
Wracając do kwestii ceny. Zastanawiałem się ostatnio czego wymagam od samochodu, jako kierowca i jako klient. Chciałem wybrać trzy cechy, które są dla mnie priorytetem a jednocześnie nie wykluczają się wzajemnie. Doszedłem do wniosku, że chciałbym, aby mój samochód miał komfortowe zawieszenie, dostosowane do polskich dróg. To mój priorytet numer jeden. Nie przepadam za twardymi sportowymi zawieszeniami. A szczerze nie cierpię zawieszeń w stylu Kia Ceed – to dramatycznie twarde auto, które kompletnie nie nadaje się na nic, poza równiutkim jak stół asfaltem. Tak więc priorytetem jest dla mnie komfort zawieszenia. Ale jaka cecha samochodu jest na drugim miejscu? Wygodne wnętrze, wygodne dla kierowcy przede wszystkim. To dlatego, że mam 188 centymetrów wzrostu i muszę znaleźć trochę wygody, zwłaszcza na długich trasach. Nie chodzi tu o wielkosć auta, bo nawet w małych samochodach podróżuje się wygodnie – oczywiście nie we wszystkich. Trzecim istotnym dla mnie parametrem są finanse. Samochód powinien być tani w utrzymaniu i mieć dobry stosunek jakości do ceny. W zasadzie to interesuje mnie całkowity koszt posiadania i utrzymania samochodu, a nie tylko koszt zakupu czy serwisu. Całkowity koszt posiadania to koszt zakupu, ryzyko kradzieży a wobec tego konieczność dobrego ubezpieczenia, czas gwarancji, spalanie… Warto liczyć to w całości, uwzględniając bonusy oferowane przez producentów – na przykład przedłużoną gwarancję.
Gdybym miał dzisiaj kupować nowy samochód, to zapewne spojrzałbym przychylnie na tańsze propozycje:
Citroen C-Elysee – chyba nie do pobicia w kwestii jakość/cena. Sprawdzone, chociaż tańsze podzespoły, ogromny bagażnik, przyjemne wnętrze, klimatyzacja i to wszystkie za jakieś 45 tysięcy złotych. Czy są minusy? Owszem, jest to jednak auto na pograniczu segmentów, silnik 1.2, więc niezbyt dynamiczny. Zresztą podobnie jest z Peugeot 301. Ta sama półka cenowa. Ale propozycja ciekawa. Producent obiecuje niezawodność i popiera to długością gwarancji. Nic dziwnego, że PSA liczy na sprzedaż kilkuset tysięcy sztuk tego modelu.
Jest też Dacia. Czyli Renault poskładane z części, które zaprojektowano niekiedy w latach dziewięćdziesiątych. Ktoś to poskładał całkiem mądrze. Ładne (Duster, nowe Sandero Stepway), albo przynajmniej użyteczne nadwozie (Lodgy), dobre silniki i doskonały stosunek jakości do ceny. Dacia Duster byłaby moim wyborem dzisiaj, chociaż może bym poczekał na nową odsłonę, bo nowe wnętrze Dacii jest naprawdę godne uwagi a zestaw MediaNav oferowany za bardzo nieduże pieniądze świetnie gra, o czym pisaliśmy w naszym teście Dacii Lodgy. Ile zapłacić za Dacię Duster? No cóż, w grę wchodzi raczej wersja Laureate 4×2, więc 53 tysiące złotych trzeba wysupłać. Jako, że sporo fotografuję w terenie, to może skusiłbym się na 4×4 i wtedy wydatek jeszcze wzrasta.
Każdy z nas ma jednak własne kryteria wyboru i zapewne ilu Czytelników tyle będzie opinii na ten temat.
Do tematu wrócimy niebawem.
Najnowsze komentarze