Dziś oficjalny początek roku szkolnego. Wielu z nas odwiezie swoje pociechy do szkół. Pociechy wystrojone odświętnie (przynajmniej za naszych czasów tak bywało), wciąż tryskające radością po kończących się już, niestety, wakacjach. Pamiętajmy jednak o paru drobiazgach…
Dzieci… Nasza duma i nasza radość. Nasz powód do przechwałek przed znajomymi, ale i jednocześnie nasze problemy i zmartwienia. Bo które dziecko zupełnie nie psoci? Które nie rozrabia? Później się nierzadko z ich dokazywania śmiejemy, ale co nam nerwów napsują, tego nikt nam nie odbierze… Kochamy je jednak nad życie i dbamy, żeby nic im się nie stało…
My – kierowcy, bardzo często znajdując się za kółkiem naszej ukochanej maszyny, tracimy poczucie rzeczywistości… Któż z nas nie przekraczał w życiu dozwolonej prędkości? Któż nie miał niebezpiecznej sytuacji na drodze? Sytuacji, do której sam się choć w drobnym stopniu przyczynił… Z czasem się z tego wyrasta, choć niektórym nie dane jest zdążyć… Ale wielu kierowców, którzy dorobili się już swoich pociech, zaczyna jeździć ostrożniej, rozważniej, mniej brawurowo. Należy do nich i niżej podpisany. Święty nie jestem – nie będę Was oszukiwał. Ale od pewnego czasu naprawdę jeżdżę dużo spokojniej, a mógłbym przedstawić wielu świadków moich szaleństw za kierownicą przed paroma laty. Na szczęście obyło się bez problemów poza zwyczajowymi mandatami. Oczywiście praktycznie zawsze za prędkość…
Jestem jednym z kierowców, którzy zawsze jeżdżą z zapalonymi światłami mijania. Od zawsze tak robię – odkąd pierwszy raz usiadłem za kierownicą własnego samochodu. Od tamtej pory zrobiłem ładnych paręset tysięcy kilometrów. I choć i mnie bolą ceny paliw na naszym rynku, a zwłaszcza ich relacja do naszych polskich dochodów, to nie uważam, że dołożyłem dużo pieniędzy do poprawy bezpieczeństwa mojego i jeżdżących ze mną ludzi.
Pamiętajcie bowiem o jednym – samochód z włączonymi światłami zużywa wprawdzie minimalnie więcej paliwa, ale zawsze jest lepiej widoczny od takiego, który świateł włączonych nie ma. A bezpieczeństwo nie ma ceny.
Zresztą nie chodzi tylko o moje bezpieczeństwo. Ani o moich pasażerów. Chodzi o bezpieczeństwo pieszych, którzy mają znacznie mniejsze szanse na wyjście bez szwanku z wypadku drogowego. Masa samochodu vs masa pieszego zwykle dość diametralnie się różnią. Podobnie jest z twardością materiałów, z jakich są wykonani… W każdej z tych kategorii pieszy stoi na przegranej pozycji. Są wprawdzie szczególnie twardogłowi ;-) ale tymi nie będziemy się tu dziś zajmować.
Warto chyba zwrócić uwagę na fakt zwykle pomijany w dyskusjach o tym, czy jeździć z włączonymi światłami mijania przez całą dobę, czy może jednak przy tzw. dobrej widoczności lepiej je wyłączyć. To wspomniane już na początku dzieci… Jak pisałem i jak Wy o tym doskonale wiecie – dzieci mają jedną oczywistą cechę, która w późniejszym okresie ich życia zwykle zanika – otóż dzieci dokazują, jak miła z piosenki Grechuty (któż to jeszcze pamięta?…). Dokazują nierzadko w okolicach dróg – wracając ze szkoły na przykład. W czasie tych swoich psot przynależnych wiekowi często nie zwracają uwagi na otoczenie. To my – kierowcy – musimy myśleć za te dzieci; także za cudze! Może jednak włączajmy światła mijania – dzieci mogą nas nie usłyszeć zajęte własnymi wrzaskami – ale może nas dostrzegą, choć kątem oka, a wówczas instynktownie – odwrotnie, niż ćmy – odsuną się od źródła światła.
Z ogromnym zadowoleniem stwierdzam, że z roku na rok przybywa w Polsce kierowców, którzy włączają światła mijania podczas każdej podróży. Próbowałem nawet analizować, jaki procent aut francuskich jeździ z zapalonymi reflektorami, na razie jednak uznaję mój materiał badawczy za stosunkowo mało reprezentatywny, by tu publikować jego wyniki. Do tematu z pewnością jednak wrócę w najbliższej przyszłości, tym bardziej, że zaczyna się niebawem jesień, a to pora ograniczonej widoczności. Tak, czy inaczej – serdecznie Was zachęcam do włączania świateł po każdym uruchomieniu silnika – w trosce o Wasze, ale i moje bezpieczeństwo. Ale i – a może przede wszystkim – w trosce o bezpieczeństwo tych wszystkich maluchów. Żeby i im – tak jak my mieliśmy okazję – udało się przeżyć dzieciństwo…
Od dziś więc bardzo Was proszę: włączcie niezbędną żarówkę.
Krzysiek Gregorczyk
Najnowsze komentarze