Przez całe lata 90-te i początek dwutysięcznych standardem w ofercie segmentu A i B były silniki diesla. Oczywiście diesle obok prymitywnych silników benzynowych były zauważalnie droższe w zakupie, za to zachwycały oszczędnością. Przepis sprawdzał się przez całe lata 90-te, później umarł śmiercią naturalną. Czy słusznie?
Wielu z nas pamięta wciąż spotykanego na drogach Peugeota 106 czy legendarnego 205. W każdym z nich oferowany był prosty diesel z niewrażliwą na jakość tankowanego oleju napędowego pompę wtryskową. Niewielka moc zupełnie przyzwoicie radzi sobie z lekkim nadwoziem, spalając przy tym niewielkie porcje paliwa. Oczywiście w kwestii dynamiki jazdy użytkownik musi uzbroić się w cierpliwość.
W kolejnych wcieleniach miejskich modeli pancerne diesle zastąpiły konstrukcje nowej generacji. Także w cennikach Peugeota 206, 207 czy 107 i innych zagościły diesle wyposażone w bezpośredni wtrysk common raill i turbosprężarkę. Z perspektywy użytkownika istotnie sprawują się lepiej, zapewniając akceptowalną dynamikę i wciąż ascetyczne spalanie. O ile silniki diesla nadal oferowane są w wielu modelach segmentu B, o tyle z segmentu A zniknęły już wiele lat temu.
Z perspektywy producenta rachunek ekonomiczny był bardzo prosty. Nawet bazowy diesel był znacząco droższy w produkcji niż jednostka benzynowa, dodatkowo takie wersje sprzedawały się mizernie. Codzienna jazda chociażby Peugeotem 107 z dieslem 1.4 HDI nie należała do przyjemności. W porównaniu do wariantu benzynowego rozczarowuje dynamiką jazdy.
Kluczową kwestią dla kierowcy są walory eksploatacyjne i finalny rachunek za użytkowanie. Niewielkie zużycie paliwa niestety nie jest w stanie zrekompensować szeregów uciążliwości. Auto segmentu A z natury są stworzone do miasta, w tych warunkach prosty silnik benzynowy błyskawicznie osiąga temperaturę roboczą, pozwalając na bezpieczne korzystanie z pełnej mocy silnika – co więcej, zimą zapewnia podróż w komfortowych warunkach. W przypadku silnika diesla podstawowym problemem jest właśnie powolne nagrzewanie. Kilkukilometrowa trasa do pracy czy szkoły zazwyczaj nie pozwoli na rozgrzanie silnika, nawet wskazówka temperatury cieczy chłodzącej (o ile takowa jest) może nie drgnąć. O szkodliwości notorycznej jazdy niedogrzanym silnikiem nie trzeba chyba wspominać.
Kolejnym zdroworozsądkowym argumentem przeciw są oczywiście koszty serwisowania. Odczuwalnie wyższa masa własna w perspektywie czasu odbija się na żywotności układu hamulcowego, który musi zmagać się z większą masą. Z analogicznej przyczyny szybciej zużywa się przednie zawieszenie, a także cierpi precyzja prowadzenia w zakrętach. Finalnie trzeba liczyć się także z większymi kosztami bieżącej eksploatacji i obsługi serwisowej nawet pozornie prostego diesla.
Po latach musimy być gotowi na regenerację turbosprężarki, wtryskiwaczy wrażliwych na jakość stosowanego paliwa i inne wymagające elementy osprzętu. Tutaj niskie zużycie paliwa nie wystarczy by osiągnąć sukces.
Najnowsze komentarze