Któż z nas nie jechał z takim dyrygentem, który będąc pasażerem stara się prowadzić auto za nas. Kim są dyrygenci? Niestety nie ma reguły. Są to zarówno ludzie starzy, jak i młodzi, zarówno mężczyźni, jak i kobiety, zarówno kierowcy zawodowi, jak i amatorzy.
Mam kolegę z pracy, którego kilka razy zdarzało mi się podwozić z redakcji do domu. Za każdym razem obiecywałam sobie, ze będzie to ostatni raz. Jego uwagi typu: „Zielone, skręcaj. Prawy pas. Lewy pas. Jedź. Ruszaj” doprowadzały mnie do szału. Choć rzecz jasna najpierw grzecznie zaciskałam zęby. Potem następował tekst:
Waldek? Ty prowadzisz, czy ja?
– No ty, ty…
– To, po co się odzywasz?
– Bo ja bym inaczej pojechał.
– Ale to ja prowadzę, a mam dwadzieścia lat prawo jazdy, więc daj już spokój.
Jednak po pięciu minutach sprawa zaczynała się od nowa. Pewnego razu poinformowałam go, ze zaraz zostanie wysadzony z samochodu na środku jezdni, bo nie zdzierżę uwag: „szybciej, wolniej”. Nie można wtedy prowadzić rozmów ani koncentrować się na drodze. Waldek uspokoił się, ale znów tylko na pięć minut. Ponieważ sytuacja powtarzała się wielokrotnie, więc teraz starannie unikam odwożenia go do domu. Z auta kilkakrotnie wysadzałam też mojego przyjaciela Wojtka, który zawsze twierdzi, ze lepiej poprowadziłby auto niż ja. Oczywiście to przekonanie o własnym ogromnym talencie szoferskim nie przeszkodziło mu stracić prawo jazdy, a potem, już jako „ulubiony pilot wszystkich kierowców” poprowadzić kiedyś swoja żonę i mnie w uliczkę pod prąd.
Myliłby się jednak ten, kto by przypuszczał, że dyrygentem jest tylko ktoś, kto sam umie prowadzić samochód, a nami kieruje, bo uważa, ze gdyby on siedział za kierownicą zrobiłby to lepiej.
Świat zna miliardy kierowców bez prawa jazdy! Mistrzynią jest jedna z moich przyjaciółek, która prawa jazdy nigdy nie miała, a w moim otoczeniu jest „najsłynniejszym” dyrygentem. To przez nią parę razy o mało się nie rozbiłam, bo darła się wniebogłosy np. „uważaj! Boże! Hamuj! O Jezu!” Choć zapewniam, ze na drodze nie działo się nic niestandardowego. Zresztą czy najlepszym dowodem na to, że dyrygentami są również osoby bez prawa jazdy nie jest przytoczony przeze mnie kawał?
I tylko jedno powiem. Ja nigdy, przenigdy nikogo nie pouczam, jak ma jeździć, wyznając zasadę, że skoro ktoś dał mu prawo jazdy, to on ponosi odpowiedzialność za mnie w samochodzie. Dlatego mnie nikt jeszcze nigdy nie chciał wysadzić po drodze. Powiem więcej, wielokrotnie znajomi woleli, żebym to ja siedziała z przodu, bo nigdy w czasie jazdy na temat prowadzenia auta się nie odzywam.
Najnowsze komentarze