Praktycznie każdy samochód ma kierownicę. Można się pokusić także o stwierdzenie, że praktycznie każdy kierowca ma jakiś poziom inteligencji. Właśnie – jakiś… Czy przynależność, czasem mocno dyskusyjna, do rodzaju ludzkiego ma być jednoznaczna z umiejętnością prowadzenia samochodu? Zdecydowanie nie!
W ciągu ostatnich kilku lat na polskie drogi wyjeżdża średnio jakiś milion aut, których do tej pory w naszym kraju nie było. Aby jednak być w zgodzie z naturą wypadałoby też wyjaśnić, że pewnie co najmniej kilkadziesiąt tysięcy aut co roku ubywa – czy to na skutek wypadków, czy po prostu rozlatują się ze starości. Tak, czy inaczej, co roku od chwili wejścia Polski do UE na naszych drogach pojawia się pewnie minimum 700-800 tysięcy samochodów po raz pierwszy rejestrowanych na obszarze Najjaśniejszej. W efekcie osiągnęliśmy sytuację, gdy samochód może mieć niemal każdy. Bo każdy znajdzie coś na swoją kieszeń – dziś na niektóre pojazdy wystarczy kilkaset złotych. W tej sytuacji trudno nie kupić auta – można nawet na miesiąc odstawić tanie wino i po tych kilku tygodniach auto jest. Ubezpieczenie? Też coś… ;-) Chyba tylko głupki płacą OC. Auto ma jeździć, a nie być skarbonką!
Niemożliwe? To chyba nie znacie polskich realiów. Ale ja tu nie o takich przypadkach chciałem pisać. Twierdząc, że samochód może mieć w Polsce praktycznie każdy, wcale nie chodziło mi o aspekt ekonomiczny. Tym razem pragnę zająć się kwestiami znacznie wyższymi, bliższymi ducha, świadomości, i takich tam pierdółek ;-)
Wszyscy jeździmy po naszych drogach, jedni mniej, inni więcej. Każdy z nas, choćby dlatego, że potrafi czytać ze zrozumieniem teksty zamieszczane na łamach wortalu Francuskie.pl ;-))) jest w miarę świadomym kierowcą, który nie tylko potrafi mechanicznie prowadzić samochód, ale do tego jest jego miłośnikiem i interesuje się sprawami motoryzacji. Nie tylko i nawet nie przede wszystkim aspektami technicznymi, ale ogólnie motoryzacją. Dowodem tego jest choćby nadzwyczajna liczba odsłon przy niemal każdym tekście zamieszczonym w tymże dziale. Czytacie te teksty z reguły chętniej, niż przeglądy prasy, niż nasze redakcyjne testy nawet! A więc nieobce Wam są różne przemyślenia – przede wszystkim własne, ale też nasze, z którymi nierzadko polemizujecie.
No ale do rzeczy. Jeździcie po tych naszych drogach i… Przyznajcie się z ręką na sercu – jak często zdarza wam się bluzgać pod nosem, albo nawet w zaciszu swego samochodu na to, co robią inni kierowcy. Raz dziennie? Raz w tygodniu? Raz w miesiącu? Jeszcze rzadziej? No nie, w to nie uwierzę – kto bluzga rzadziej, niż raz w miesiącu? To chyba Pani/Pan nie jeździ na co dzień ;-)))
Zachowania królów astrachańskich szos, jakie możemy obserwować w kraiku nad Wisłą czasem naprawdę przerażają. Pół biedy, jeśli tylko śmieszą, ale czasem naprawdę wzbudzają grozę! Szkoda się rozpisywać o braku sygnalizowania zamiaru skrętu poprzez włączenie kierunkowskazu. To nagminna niechęć. Albo raczej dbałość o środowisko – miganie kierunkowskazów jest okupione zwiększonym zużyciem paliwa, czyli wyższą emisją dwutlenku węgla… ;-)
Pół biedy, jeśli stoi się na skrzyżowaniu, choć zapaliło się już zielone światło. Stare przysłowie pszczół mówi „Spiesz się powoli”, ewentualnie „Wolniej jed’esz, dalsz’e budiesz”. Więc ruszać z piskiem opon spod świateł też nie wypada, bo zaraz mnie jeszcze na Francuskich.pl opiszą ;-)
Ale powiedzcie mi, skąd się wzięła mania skręcania w prawo spod samej osi jezdni? Mi się to kojarzy tylko z jednym – tak manewrujący kierowca szkolił się z jazdy na furmance, a wiadomo, że dyszel zachodzi, więc trzeba wziąć zakręt z zapasem. A że nie tylko nie ułatwi to przejazdu innym kierowcom, ale go wręcz utrudni? A jakie to ma znaczenie – ważne, że pan woźnica pojechał tak, jak każe sztuka powożenia…
Widzicie na pewno mnóstwo takich sytuacji na drogach, że najchętniej zatrzymalibyście samochód, siedli na skraju jezdni i zapłakali. Nie dziwię się – ja też wtedy wpadam w czarną rozpacz i z jednej strony chciałbym powybijać tych artystów, którzy wyczyniają takie głupoty na drogach, a z drugiej pytam sam siebie – „za co?”. Przecież to nie ich wina. Oni się tacy po prostu urodzili. Wprawdzie inteligencji można dopomóc, można się starać ją rozwinąć, ale czyż mamy na to czas? Przecież samochód się tak łatwo prowadzi: chcesz skręcić w prawo – kręcisz kółkiem w prawo, chcesz skręcić w lewo – kręcisz kółkiem w lewo, a najwięcej problemów sprawia ruszanie, kiedy trzeba z grubsza w jednym momencie jedną stopę unieść, a drugą opuścić. Ale to też jest do opanowania po kilkutygodniowym treningu!
Istnieje coś takiego, jak tajemnica lekarska. Nie wolno ujawniać informacji związanych z chorobami pacjenta. Ale poziom inteligencji nie wchodzi w jurysdykcję tej tajemnicy. Głupota, to nie choroba. Dlatego bardzo bym chciał, żeby określono jakiś poziom IQ, poniżej którego delikwent nie miałby prawa starać się o uprawnienia do prowadzenia pojazdów mechanicznych. No sorry, ale samochód może być niebezpiecznym narzędziem i trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że można nim narobić komuś niezłego bigosu. Osoby o inteligencji znikomej mogą mieć zaburzone postrzeganie takich niebezpieczeństw, może więc po prostu je wyeliminować z grona osób uprawnionych do prowadzenia pojazdów?
Faszyzm? Nie – instynkt samozachowawczy. Gdyby odebrać prawka tylko tym, którzy mają IQ poniżej 60 punktów*, to i tak ze 20% kierowców straciłoby uprawnienia ;-))) Dobra, żartuję. Wiem, że to bardzo niewiele, ale popatrzcie na drogi obok siebie – czyż wielu „zawodników” na rallycrossowym torze, po jakim na co dzień się poruszamy, nie sprawia wrażenia, jakby nawet tej sześćdziesiątki nie osiągnęło?
Pewnie wielu z Was uzna, że trochę przesadzam. Zastanówcie się jednak dobrze – często z powodu takich właśnie „mądrych inaczej” dochodzi do wypadków. Sam w połowie lat 90-tych miałem dzwon dlatego, że taki półmózg, bez ubezpieczenia OC, postanowił zrobić „agrafkę”. Nie chciało mu się czekać na właściwym pasie ruchu, to sobie wykoncypował rozwiązanie… Strzeliliśmy się, klient był lekko „pod wpływem”, nieubezpieczony. Nikomu się nic nie stało, ale samochody były porozbijane dość mocno. Gdyby facio nie przeskoczył testów na inteligencję, to pewnie nie doszłoby do takiego zdarzenia. Jak wielu takich „głupich Jasiów” jeździ po polskich drogach? Sami to widzicie na co dzień.
Nie każdy ma predyspozycje do prowadzenia samochodu, tak jak nie każdy nadaje się na żeglarza jachtowego, czy skoczka spadochronowego. Nie każdy umie pływać, a jak nie umie, to nie dostaje karty pływackiej. Co więcej – zwykle się nie pcha na głęboką wodę. Dlaczego więc prawo jazdy chce mieć każdy? Sama statystyka mówi, że umiejętności prowadzenia samochodu po prostu nie może posiąść każdy człowiek. Wielu kierowców, to tylko rzemieślnicy, którzy w normalnych warunkach sobie radzą, ale w sytuacjach kryzysowych „wymiękają”. Co gorsza – jeżdżą, jakby byli sami na drodze, robią mnóstwo błędów, a obywa się bez kolizji dzięki przytomności umysłów tych inteligentniejszych użytkowników dróg. Może więc testy na inteligencję, a przynajmniej testy psychologiczne, powinny stać się obowiązkowe przed dopuszczeniem klienta do ruchu, do egzaminu, do kursu na prawo jazdy w ogóle! Ciekawy jestem Waszych opinii.
Krzysiek Gregorczyk
Zainteresowanych choć ogólnym poszerzeniem wiedzy na ten temat odsyłam do Wikipedii.
Osobom pragnącym sprawdzić swój iloraz inteligencji proponuję najpierw wizytę na stronie polskiej Mensy.
Najnowsze komentarze