Przedłużenie umów na trzy lata w oparciu o hybrydową umowę, łączącą elementy sprzedaży agencyjnej i tradycyjnego dealera to propozycja koncernu Stellantis dla polskich dealerów. Jednak wielu z nich ciągle się waha co do przedłużenia współpracy.
Przypomnijmy: wszyscy dealerzy Stellantis otrzymali wypowiedzenia, których okres kończy się w tym roku. Wypowiedzenia (wręczane w całej Europie), związane były z wprowadzaniem nowych warunków w sieci sprzedaży i koniecznością osiągnięcia oszczędności w ramach planu Dare Forward 2030, ogłoszonego przez Carlosa Tavaresa.
Dealerzy od dłuższego czasu zarzucają polskiemu importerowi, że polityka przez niego prowadzona utrudnia osiąganie zysków i zwrotów z inwestycji. Problemy pogłębiły się wraz z wybuchem epidemii COVID-19, pojawiły się braki w dostępności samochodów i części, utrudnione zostały rozliczenia, zaczęła zawodzić logistyka. Równocześnie Stellantis utrzymywał wysokie wymogi w zakresie planów sprzedaży czy szkoleń, wprowadzając przy okazji nowe wymogi.
Rozpoczęło się też kasowanie zamówionych już samochodów z systemu i sugerowanie, że można zamówić je jeszcze raz, ale po znacznie wyższej cenie. Stellantis nie odpowiedział nam do tej pory na pytania o tą praktykę, która dla klientów oznacza brak nowych aut. Czarę goryczy przelały audyty, które w przypadku niektórych dealerów skończyły się groźbą wielomilionowych kar.
Nowe umowy, które Stellantis proponuje dealerom również budzą wątpliwości. Dealerzy uważają, że ich zapisy powinny być przedmiotem uważnej analizy choćby przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, w ocenie prawników mogą bowiem zawierać zapisy, co do których istnieje wiele znaków zapytania. Takie stanowisko wyraził m.in. Paweł Tuzinek, prezes Związku Dealerów Samochodów. „Będziemy nakłaniać dealerów, żeby przed ich wejściem w życie dokonać weryfikacji umów przez polski UOKiK czy Komisję Europejską. Tak dla bezpieczeństwa – dealerów, klientów i samych importerów” – powiedział Tuzinek w rozmowie z Samar.pl.
Co Stellantis ma do zaproponowania dealerom dzisiaj? Tworzenie salonów wielomarkowych oraz tymczasowe umowy na trzy lata w przypadku marek popularnych. Czy jednak zwiększenie ilości marek w ramach jednego salonu ma sens? Łączny udział Stellantis w polskim rynku spadł do poziomu poniżej 5%. Warto przypomnieć, że jeszcze kilka lat temu Fiat i Opel były liderami naszego rynku a sam Peugeot miał udział większy niż cały Stellantis dziś. Rosnące ceny nowych samochodów – koncern podnosi je znacznie częściej niż konkurencyjne Renault – również nie napawają optymizmem co do zwiększenia sprzedaży w Polsce.
Dealerzy zwracają uwagę także na inne problemy przy bieżącej współpracy, na przykład brak dostępności części zamiennych, niezbędnych dla napraw po stłuczkach i wypadkach, które są tak istotnym źródłem zysku dla ASO. Na niektóre z nich czeka się tygodniami a nawet miesiącami. Podobnie jest też w innych markach – kłopoty ma z tym cała branża.
Carlos Tavares, szef Stellantis, zapowiedział, że koszty działania sprzedaży mają się zmniejszyć o połowę. To oznacza zarówno zwolnienia w samym koncernie jak i zmniejszenie ilości dealerów. Remedium na to ma być znaczne zwiększenie poziomu sprzedaży internetowej. I rzeczywiście, już dzisiaj na polskich stronach wszystkich marek widać nacisk na zakupy on-line. Klienta kusi się m.in. dodatkową gwarancją.
Wydaje się, że docelowo Stellantis chce mieć sprzedaż całkowicie pod swoją kontrolą, minimalizując udział podmiotów zewnętrznych. Podobnie ma zamiar zrobić Volkswagen. Przy tradycyjnym modelu sprzedaży pozostają jednak inne firmy, np. Renault.
Która droga okaże się lepsza? Pokaże to dopiero przyszłość.
Najnowsze komentarze