Francja w 2005 roku wyprodukowała 3,5 miliona samochodów. W roku 2022 było to zaledwie 1,4 miliona aut. Podobne zjawisko można zauważyć na całym kontynencie. Co się dzieje?
Wśród przyczyn kryzysu w branży motoryzacyjnej można wyróżnić dwa główne nurty powodów. Jeden to dążenie urzędników do zapewnienia totalnego bezpieczeństwa, które objawia się zwiększaniem wymogów co do samochodów. Drugi to dążenie do nadmiernych zysków przez samych producentów, przerażonych spadkiem sprzedaży.
Konflikt na tle bezpieczeństwa doskonale ilustruje marka Dacia, która stara się zachować cenowy rozsądek. Jej model Jogger nie został co prawda przetestowany przez Euro NCAP, ale nie przeszkodziło to dać mu jednej gwiazdki. Wśród powodów takiej oceny wymieniono m.in. brak ostrzeżeń o niezapiętych pasach w ostatnim rzędzie. Dacia trzeźwo odpowiedziała, że nie będzie klientom montować tego, czego nie musi i czego oni sami nie chcą. Euro NCAP odpowiada, że to ważne a koszt nie jest duży, bo to przecież jeden kabel. Zagadnienie owego kabelka i kontrolki niezapiętych pasów doskonale ilustruje paranoiczne dążenie do totalnego bezpieczeństwa za wszelką cenę. Możemy uczynić samochody bezpiecznymi, ale … to kosztuje. Wesołe pomysły urzędników mają wpływ na ceny nowych aut – tu euro, tam pięć, tam dwadzieścia i nagle samochód staje się droższy o dwa tysiące euro, cztery tysiące. Tylko z powodu przepisów. A jeśli ktoś pamięta nieodległe czasy to za 10 tysięcy euro można było kupić całkiem ciekawy nowy samochód w salonie.
Ktoś może powiedzieć, że bezpieczeństwo jest ważne, bo leczenie ofiar wypadków kosztuje. Zgadza się, kosztuje bardzo dużo. Lepiej i jeszcze taniej jest jednak zapobiegać wypadkom w ogóle, zmieniając programy kształcenia, ucząc kierowców, stosując prewencję, jak już wchodzimy w taką dyskusję. Za bezpieczeństwo, urojone czy rzeczywiste, płacimy jednak coraz więcej! Ośmielam się powiedzieć, że dzisiaj została już przekroczona granica paranoi. Urzędniczej.
Nie jest tak, że bezpieczeństwo nie ma ceny. Ma i my za to płacimy.
Drugi zestaw przyczyn można odnieść do pewnego rodzaju pazerności zarządów koncernów motoryzacyjnych. Gdy zobaczyły one spadki sprzedaży, to zaczęły iść w stronę realizacji utopijnej wizji podniesienia wskaźników finansowych. Przez wiele lat wystarczały skromniejsze wyniki, ale teraz nagle wszyscy się umówili, że będą pompować EBIDTy i marże do oporu. Stellantis przoduje, krzycząc, że redukuje koszty o 50% a zyski rosną w kosmicznym tempie. Inni próbują bardziej lub mniej naśladować. Marże rosną, ceny rosną. Rosną też samochody, bo przecież kto jak nie koncerny (my jako klienci też nie jesteśmy bez winy – daliśmy się nabrać) nie nakręciły mody na SUVy. Parę – paręnaście centymetrów w górę – cena razy dwa.
Oczywiście przyczyn spadku produkcji jest znacznie więcej – inflacja, spadek siły nabywczej społeczeństwa, konkurencja z Azji i USA – można by tak długo. Moim zdaniem jednak grzech pierworodny leży w nadmiernym dopuszczeniu urzędników do samochodów i przyzwalaniu na rozpasanie marżowe. To ślepa uliczka i jeśli to się nie zmieni, to wkrótce po motoryzacyjnej sile Europy pozostanie tylko wspomnienie.
Najnowsze komentarze