Co się stanie, gdy zagorzały fan Citroenów znajdzie w Kalifornii rzadki model Mehari? Oczywiście go kupi, wsiądzie do niego i przejedzie pół Stanów, by swoją nową zabawkę nadać do Francji w jednym ze wschodnich portów. Ta historia zdarzyła się naprawdę i mogłaby by stanowić niezły scenariusz filmowy. Oczami wyobraźni widzimy film drogi, w którym dwaj przyjaciele mierz się z licznymi przeciwnościami, by zdążyć na czas do portu i wysłać wymarzony samochód do Europy.
Wszystko zaczęło się w 2017 roku gdy Étienne Musslin był na rodzinnych wakacjach w Kalifornii. Tam zobaczył na ulicy w San Rafael, miejscowości położonej na północ od San Francisco, bardzo rzadkiego Mehari, w wersji amerykańskiej. A musicie wiedzieć, że w latach siedemdziesiątych Citroen miał w Stanach Zjednoczonych dwa przedstawicielstwa, jedno w Nowym Jorku, a drugie w Beverly Hills. Sprzedano tu około tysiąca samochodów, które jak żaden inny, nadawały się do kalifornijskiego klimatu. Ten konkretny egzemplarz był z 1969 roku, na liczniku miał 35.000 mil i obecny właściciel chciał za niego fortunę, bo ceny Mehari poszybowały w górę, podobnie jak w Europie.
Étienne zaczął sprawdzać, gdzie można samochód zapakować na statek. Możliwości były dwie, albo Miami na Florydzie, albo bliższe Houston przy Zatoce Meksykańskiej. Ale nadal oznaczało to konieczność przejechania z San Francisco blisko 2.000 mil. I to w określonym czasie, bo kolejny dogodny rejs miał być za kilka miesięcy.
Do Stanów Zjednoczonych zostaje więc wysłany z Francji przyjaciel Etienne’a, mechanik, z dwoma torbami części. Zrobił przegląd, przygotował auto do podróży. Obaj wsiadają do małego Citroena i w drogę! A jest to spore wyzwanie. Mehari może jechać maksymalnie 90 km/h, a jego mały silnik niekiedy słabo radzi sobie z wjazdem na górskie przełęcze na wysokości 3.000 metrów, przez które trzeba się przedostać w drodze do Houston. Obaj podróżnicy starają się jechać nocą, żeby utrzymać założony średni dystans 400 km/h dziennie. Mają tylko 8 dni, żeby zdążyć na statek.
Najgorsze czeka ich w Nowym Meksyku. Wilgotny klimat, deszcze i wszędzie woda. Jadą zapakowani w… worki na śmieci. W końcu docierają do portu. Jeszcze tylko walka z portową biurokracją i zapakowany samochód może spokojnie ruszyć do Francji.
Zakup Mehari w USA to ekonomiczny nonsens. Ale przygoda z tym związana jest bezcenna.
źródło: Falsace.fr
Najnowsze komentarze