Minęło już siedem miesięcy 2007 roku. Wydawałoby się, że po okresie wakacyjnym dealerzy (w porozumieniu z generalnymi importerami, oczywiście) zaproponują trochę ciekawych ofert, żeby powoli zacząć czyścić magazyny. Jeśli tego nie zrobią w odpowiednim czasie, to zostaną ze sporą ilością aut na nowy rok, a w Polsce klienci za takimi samochodami nie przepadają. U nas rocznik, jak przebieg – święty jest i basta. Na szczęście rocznika nie da się łatwo sfałszować…
Owszem – jest spora grupa klientów, którzy tylko czekają na okazje, by kupić wymarzone auto z czasem naprawdę sporym, sięgającym kilkudziesięciu tysięcy złotych, rabatem. Nie dziwi mnie to – ja też umiem liczyć. Spójrzmy jednak prawdzie w oczy – dla przeciętnego dealera, czy importera taki spadek ceny związany jest ze sporo mniejszym zarobkiem, więc unikają oni gromadzenia takich samochodów.
Ile można czekać na klienta zainteresowanego autem z rocznika poprzedniego? Wielu importerów potrafi tak sterować dostawami i stanami magazynowymi, że w nowy rok wkraczają z minimalną liczbą takich samochodów. Inni handlują nimi przez cały pierwszy kwartał, a nawet koło Wielkanocy, czy przed majowym weekendem można jeszcze coś trafić, choć zwykle są to pojedyncze egzemplarze.
Są jednak firmy, które najwyraźniej wprowadzić chcą na polskim rynku nowy zwyczaj. I jak przywykliśmy, że w dziedzinie dbałości o bezpieczeństwo podróżujących samochodem osób, poziomu wyposażenia, czy wreszcie stylistyki, przodują firmy francuskie, tak w gromadzeniu samochodów to nie one są awangardą rynkową… I dobrze!
Przeglądając dziś internetowe strony motoryzacyjne natknąłem się na informację o wyprzedaży samochodów z rocznika 2006. Tak – dobrze przeczytaliście! W kalendarzu już sierpień’2007, a ktoś oferuje jeszcze auta wyprodukowane w ubiegłym roku! Co więcej – nie była to informacja zdezaktualizowana. Znalazłem ją bowiem na stronie www Instytutu Badania Rynku Motoryzacyjnego SAMAR, która to witryna ma specjalny dział, gdzie publikowane są informacje o promocjach u różnych importerów.
Gdzieś tak w początkach lipca Seat, bo to o tę markę chodzi, stwierdził, że ma jeszcze sporo samochodów z roku 2006. No i zaoferował je klientom. SAMAR przypomina o tej promocji co jakiś czas, ale że nie jestem zainteresowany autem z niemieckim temperamentem wykonanym z hiszpańską precyzją (czy może odwrotnie?), więc informacja owa najwyraźniej mi umknęła. Tym bardziej, że się trochę w lipcu urlopowałem i starałem się ograniczyć moje kontakty z komputerami wszelkiej maści. Nie wierząc jednak własnym pięknym oczom zajrzałem jeszcze na stronę internetową Seata i znalazłem tam potwierdzenie tego, o czym napisał SAMAR.
Jak myślicie – czy Seat zaproponował jakieś kosmiczne rabaty? Ja spodziewałbym się jakichś wyjątkowych okazji, ale importer Seatów jest chyba strasznym dusigroszem. Za samochody, które stoją w salonach już po minimum siedem miesięcy, wciąż chce niewiele mniej, niż normalnie. Na takiej Ibizie można zaoszczędzić raptem 3-4,5 tys zł. To pewnie mniej, niż 10% wartości nowego auta. Jestem pod wrażeniem okazyjności zakupu! Toż ciuchy przed końcem sezonu potrafią mieć cenę niższą o 70%! Cordobę można kupić z upustem 4,5-5,5 tys. zł, więc zniżka jest zapewne procentowo podobna, jak w przypadku Ibizy. Na Leonie oszczędzicie 5-7 tys. zł, a na i tak nietaniej przecież Alhambrze – tylko 5 tys. zł.
Zastanawia mnie jednak co innego. Mimo wcale niemałej promocji i na dodatek wsparciu polskiej prasy Seat został na dobrze ponad pół roku z niemałą, jak sądzę, ilością samochodów z rocznika ubiegłego. Jak to więc jest? Klienci już nie chcą aut marki należącej do ukochanego w Polsce niemieckiego koncernu VAG? A może poszli w stronę marki „najlepszej ze wszystkich”, czyli Volkswagena, który chwali się wysoką dynamiką sprzedaży? No i najtańszej w koncernie Škody? Bo Audi już jest poza zasięgiem finansowym przeciętnego Polaka, a to akurat jest auto, które może jeszcze skusić kierowcę lubiącego czerpać radość z jazdy, bo przynajmniej niektóre modele mają naprawdę nieźle zestrojone zawieszenia.
Nie zazdroszczę Seatowi sytuacji handlowej, ale muszę przyznać, że marketing importera średnio się stara, skoro do tej pory dealerzy usiłują sprzedawać auta z ubiegłego roku. Albo więc polityka firmy jest nietrafiona (czy to z uwagi na ceny, czy to z powodu nadmiernego importu, a więc mierzenia sił na zamiary), albo samochody nie odpowiadają oczekiwaniom Polaków. A może jedno i drugie po trochu.
Nasi rodacy od pewnego czasu nie są już zainteresowani kupowaniem najtańszych i najgorzej wyposażonych wersji. Coraz więcej Polaków kupując auto wymaga nie tylko poduszek powietrznych i ABSu (ten musi już być w standardzie), ale także klimatyzacji, ESP i innych „bajerów”. Citroën dość boleśnie przekonał się o tej zmianie podejścia klientów w momencie debiutu rynkowego modelu C5 przed kilkoma laty – zamówiono naprawdę sporo samochodów z podstawowym silnikiem 1.8 16v, a Polacy szukali jednostek mocniejszych – sprzedawały się zarówno 2.0 16v, jak i diesle (zwłaszcza 2.0 HDi) i Citroën Polska miał problem. Szybko wyciągnięto jednak wnioski, a w sprzedaży nietrafionych aut pomogła m.in. agresywna polityka cenowa. Dlatego na polskich drogach można spotkać sporo C5ek, w różnych wersjach, bo Citroën cenniki traktuje tylko tak, jak przeciętny człowiek Księżyc – „jest, bo jest, ale nigdy tam nie będę”. Cenniki w Citroënie są tylko po to, by pokazać klientowi, o ile taniej kupuje samochód ;-)))
Tak, jak ewoluuje podejście klientów w naszym kraju do kupowania bogatszych wersji i szukania dobrego wyposażenia, tak może kiedyś nasi rodacy nauczą się czerpać przyjemność z jazdy i wybiją sobie z głowy, że na naszych wciąż dziurawych drogach nie ma sensu się katować w sztywno zawieszonych i niedotłumionych produktach niemieckiej myśli inżynierskiej. Wierzę, że wielu z nas i naszych sąsiadów szukać będzie aut zapewniających komfort podróży, bo polskie drogi, to nie niemiecki Autobahn, a i umiejętności przeciętnego kierowcy w naszym kraju nie pozwalają na ofensywną jazdę w aucie o sportowej charakterystyce. Mimo miliardów euro płynących do naszego kraju z Unii Europejskiej nieprędko też doczekamy się wielu dobrze wykonanych dróg, których po roku, czy dwóch, nie trzeba będzie remontować, łatać, na których nie trzeba będzie omijać dołów i wyrw w asfalcie. Lepiej poszukać samochodu o dużym skoku zawieszenia i twardej sprężynie, która dobrze wytłumi auto, jeśli wpadnie ono w jeden z wielu tysięcy dołków, a odpowiedni amortyzator sprawi, że skok zawieszenia nie zostanie boleśnie przeniesiony na pasażerów. A takie samochody konstruują przede wszystkim Francuzi.
Kupujmy więc Citroëny, Peugeoty i Renault, a będziemy się cieszyć wysokim poziomem bezpieczeństwa, nieziemskim komfortem, dobrym wyposażeniem i wysoką funkcjonalnością. W dodatku jeśli zdecydujemy się nabyć auto wyprodukowane w roku poprzednim, to rabat nie będzie symboliczny, śladowy, lecz nasza kieszeń faktycznie pozostanie w stanie dalekim od kosmicznej próżni. A każda wydana złotówka znajdzie swoją wartość nie tylko przy ewentualnej odsprzedaży samochodu, ale przez cały okres jego użytkowania. W sposób momentami niezauważony, bo do dobrego człowiek się szybko przyzwyczaja, ale doceniony, gdy przypadkiem wsiądziecie do jakiegoś niefrancuskiego samochodu. Czego Wam zresztą nie życzę…
Krzysiek Gregorczyk
Najnowsze komentarze