Prawo ma to do siebie, że reguluje szereg sfer życia. I bardzo dobrze. Niestety urzędnicy często próbują wprowadzać takie regulacje, które są zwyczajnie idiotyczne. Pół biedy, jeśli taki przepis jest de facto martwy, z drugiej jednak strony przy ciągle rosnących potrzebach budżetu nagle może się okazać, że ten akurat paragraf ożyje. A to może być kosztowne dla wielu z nas.
W miniony weekend nasz kraj zaatakował niż, który przyniósł obfite opady śniegu. To zjawisko ciężko nazwać sprzymierzeńcem kierowców. Zasypane drogi, czekające na odśnieżenie ulice, śliskie nawierzchnie, przysypane śniegiem samochody… A żeby ruszyć w drogę należy samochód odśnieżyć. Nie tylko szyby, ale też inne powierzchnie i elementy – dach maskę, światła, tablice rejestracyjne… I to jest niemalże oczywiste – wszak chodzi o nasze i innych bezpieczeństwo. Jest jednak przepis, który uważam za głupi. To ten mówiący o tym, że nie należy uruchamiać silnika, gdy odśnieża się samochód.
Przepis mówi, że kierowca za coś takiego może zostać ukarany mandatem karnym w wysokości do 300 zł (art. 60 ust. 2 Prawa o ruchu drogowym). Chodzi o to, że auto może stać w terenie zabudowanym z włączonym silnikiem nie dłużej, niż minutę, a to przecież za krótki czas, by skutecznie odśnieżyć samochód, choćby nawet najmniejszy.
Nie wiem, na jakiej podstawie powstał ten przepis i co miał regulować. Podejrzewam, że chodzi o generowanie hałasu oraz emisję spalin. Z tych powodów jestem w stanie zrozumieć zamysł ustawodawcy. Też jestem za ograniczaniem emisji spalin. Hałas jednakże jest częścią naszego życia i nie sądzę, byśmy go wyeliminowali, bądź tylko ograniczyli w jakiś wymierny sposób stosując wspomniany przepis. Wszak silnik pracuje na wolnych obrotach, na biegu jałowym. Inna sprawa, że w takich warunkach emituje on więcej szkodliwych substancji, niż w sytuacji, gdy jest rozgrzany, ale to już nie jest kwestia hałasu.
I tu dochodzimy do innej kwestii. Niedawna nowelizacja daje bezwzględne pierwszeństwo pieszym na przygotowanych dla nich przejściach przez jezdnie. Słusznie, choć z drugiej strony też przepis o tym mówiący nie jest idealnie precyzyjny i też można by było się spierać w niektórych sytuacjach. Ale wyobraźcie sobie wcale nierzadką sytuację, kiedy do przejścia zbliża się pieszy. Ruch jest duży, ale samochody karnie stają. Z każdej ze stron przejścia zatrzymać się może nawet po kilkanaście aut, zwłaszcza, jeśli pieszy porusza się niezbyt szybko, co wynikać może np. z jego wieku, albo warunków na drodze – np. śliskiej nawierzchni. I tych w sumie ze trzydzieści samochodów (w dużym ruchu nic zaskakującego) emituje masę spalin, które trują nas wszystkich: pieszych, ale i kierowców.
A przy odśnieżaniu? Tak, też emitujemy spaliny, gdy włączymy silnik. Też może to być kilka, a nawet kilkanaście samochodów na stosunkowo niewielkiej powierzchni, na przykład na osiedlowym parkingu. Ale czynimy to w imię wyższych celów. Bo jest też inny przepis mówiący o jeździe z odśnieżonymi światłami. Przepis nakazujący odśnieżenie tablic rejestracyjnych. Przepis mówiący o zdjęciu czapy śnieżnej z dachu, czy maski. Wreszcie chodzi o dobrą widoczność – odśnieżone, odlodzone szyby z zewnątrz i brak zaparowanych szyb wewnątrz samochodu. A to włączony silnik z odpowiednio skierowanymi dyszami nawiewów pomaga uzyskać. A to bezpośrednio wpływa na bezpieczeństwo.
Dobra widoczność, to podstawa. Skoro przepisy nakładają na nas, kierowców, słuszny obowiązek odśnieżania samochodów, to może warto uchylić przepis dotyczący niewłączania silnika podczas takich prac. Wszak żyjemy w rzeczywistości, w której szef partii rządzącej pozwolił palić w piecach czymkolwiek, poza oponami, to te dodatkowe spaliny nie powinny już zrobić wielkiej różnicy…
Krzysztof Gregorczyk
Najnowsze komentarze