Koncern Stellantis ogłosił, że wycofuje się z budowy wielkiej fabryki akumulatorów w Kanadzie. Miało to miejsce to po tym, gdy rząd tego kraju nie przekazał pół miliarda dolarów subsydiów. Pieniądze miały obniżyć koszty koncernu. Sprawa ma jednak drugie dno.
Fabryka akumulatorów Stellantis miała powstać w miejscowości Windsor w stanie Ontario. Byłaby z całą pewnością wzmocnieniem lokalnej ekonomii oraz przyczyniłaby się do powstania miejsc pracy i trudno się dziwić, że władze Ontario nie są zadowolone z decyzji koncernu. Według doniesień tamtejszych mediów powodem wycofania się z inwestycji było znacznie większe wsparcie, które zadeklarowały Stany Zjednoczone.
Model biznesowy Stellantis zakłada maksymalne wykorzystywane dotacji. Tak było w przypadku polskich fabryk (z Kancelarii Premiera trafiło do firmy ok 100 mln zł), tak jest też w innych krajach. W Hiszpanii i we Włoszech koncern korzysta np. z funkcjonujących dopłat do pensji w czasie przestojów wywołanych skutkami COVID-19. Zmiana decyzji w zakresie lokalizacji fabryki wydaje się więc być zgodna z polityką maksymalizacji zysków finansowych.
Oprócz krytyki decyzji Stellantis i władz Kanady pojawiły się też inne komentarze, mające wymiar bardziej ekonomiczny. Eksperci przypominają, że w rzeczywistości subsydia zazwyczaj nie mają wpływu na decyzje dotyczące lokalizacji firm. Przytoczone badania sugerują, że od 75 do 98% dotowanych firm wybrałoby swoją lokalizację nawet bez dotacji, ponieważ inne czynniki, takie jak bliskość bazy klientów, łańcuchy dostaw i warunki życia, wydają się mieć większe znaczenie.
Najwięcej inwestycji przyciągają kraje i regiony, które wspierają rozwój gospodarczy poprzez niskie podatki i rozsądne regulacje prawne. Kraje, które posługują się subsydiami, muszą zwiększać podatki, co powoduje pogorszenie się jakości życia mieszkańców i małych firm, kosztem wsparcia dla globalnych korporacji – podsumowują eksperci.
Najnowsze komentarze