Straż Miejska to służba, która nie budzi sympatii ani kierowców, ani mieszkańców niezmotoryzowanych. Ci drudzy nie raz proszą o interwencję, gdy jakaś pijana grupka nastolatków zakłóca ciszę nocnę na osiedlu. Ale Straż Miejska do takich interwencji nie lubi przyjeżdżać. Łatwiej złapać przysłowią babcię z pietruszką czy odholować samochód, niż podjąć wyzwanie i zająć się agresywnymi pijakami. Takie jest przynajmniej potoczne widzenie Straży i zapewne ta opinia znajduje swoje uzasadnienie.
Ostatnio warszawscy strażnicy miejscy mocno zaktywizowali swoje działania mandatowe. Ktoś nieświadomy mógłby powiedzieć, że wzięli się w końcu do roboty. Nic bardziej mylnego. Straż Miejska otrzymała plan przychodów. Ze służby porządkowej stała się służbą zarabiającą. Patologiczne myślenie urzędników spowodowało, że karanie jest traktowane jako działalność zarobkowa. Ukaraj mandatami więcej, zarobisz więcej. Nic więc dziwnego, że pracowici strażnicy od rana do nocy uwijają się niczym pszczółki, zajmując się m.in. odholowywawniem samochodów z ulicy Postępu. Tłumaczą owo odholowywanie oczywiście względami bezpieczeństwa. To modne od kilku lat słowo-wytrych nie uzasadnia jednak tego działania. Może w końcu trafią na kierowce- prawnika, który udowodni im, że działają na granicy prawa a może jednak już za nim.
Na razie sami strażnicy uparcie łamią prawo, bo podczas usuwania aut z chodnika, oczywiście sami na nim parkują w najlepsze i nie przyjmują do wiadomości, że przecież mogą sobie dojść ten kilometr czy dwa, podobnie jak to ze złośliwym uśmiechem na ustach sugerują kierowcom odholowywanych aut. Co więcej, zdarzało się, że kierowca holownika uciekał przed zbliżającym się właścicielem pojazdu. Wszystko by zarobić (ukraść kierowcy?) te kilkaset złotych za holowanie. Złośliwi podejrzewają też, że między kierowcami "holowników" a strażnikami istnieje rodzaj porozumienia finansowego i wszyscy na tym świetnie zarabiają. Miejmy nadzieję, że to tylko nieuzasadniona plotka tych, których auta odholowano.
A dlaczego Straż Miejska może działać na granicy prawa? Żeby komuś odholować nieprawidłowo zaparkowany samochód (i pobrać słoną opłatę za tą czynność) musi istnieć faktyczne uzasadnienie, że auto zagraża bezpieczeństwu. Bezwzględna jest tutaj Ustawa prawo o ruchu drogowym.
Art. 130a. 1. Pojazd jest usuwany z drogi na koszt właściciela w przypadku:
1) pozostawienia pojazdu w miejscu, gdzie jest to zabronione i utrudnia ruch lub w inny sposób zagraża bezpieczeństwu;
W miejscu, o którym piszę, parkowanie jest zabronione – jest znak zakazu parkowania – natomiast zaparkowane pojazdy nie utrudniają ruchu. W związku z tym nie zachodzi przesłanka z Art. 130a. Nawet jeśli znak zakazu parkowania wyposażony jest w sławną tabliczkę T-24 (w tym przypadku jest), czyli informację o tym, że auto móże być odholowane na koszt właściciela. W myśl polskich przepisów możliwość odholowania pojazdu można stosować tylko wtedy, jeśli jego pozostawienie będzie zagrażało bezpieczeństwu. Na razie więc Straż Miejska działa na korzyść urzędników.
Natomiast w całym tym zamieszaniu Urząd Miasta i Straż Miejska zapomniały o mieszkańcach, dla których pracują. To firmy przynoszą ogromnę dochody do budżetu w postaci podatków. I firmom i mieszkańcom należy ułatwiać życie a nie utrudniać. Problem z brakiem parkingów na Mokotowie, które staje się coraz bardziej zatłoczonym centrum biznesowym stolicy narasta. Łatwiej jednak wystawić mandat, niż rozwiązać problem. Mentalność urzędnika zwycięża nad dobrem obywatela i miasta.
Skróty i poprawki – redakcja Francuskie.pl
Najnowsze komentarze