Citroën AMI oraz jego klony, czyli Opel Rocks oraz Fiat Topolino to bardzo dobry pomysł biznesowy, bowiem rynek mikrosamochodów rozwija się bardzo szybko a niektórzy szacują jego docelową wartość nawet na 100 miliardów euro. Skąd taka popularność małych aut?
Citroën AMI odpowiada na żywotne potrzeby społeczeństwa – można by zacząć taką analizę, ale nie obejdzie się bez krótkiego wprowadzenia. Niewielkie pojazdy, które zabezpieczają kierowcę i pasażera przed warunkami atmosferycznymi, w szczególności przed deszczem czy zimnem, istniały zawsze i powracały na rynek w najróżniejszych odmianach. Jednak dopiero dzisiaj zaczynają mieć głębszy sens dla klientów, wraz ze zmianą społecznych przyzwyczajeń i sposobu życia.
Zobacz: nowe samochody Citroën
W czasach, gdy popularność zyskała praca zdalna a włodarze pracują nad koncepcją 15-minutowych miast, czyli lokalizowaniu wszystkiego stosunkowo blisko dla mieszkańców, taki niewielki samochód, pełniącyfunkcję środka transportu alternatywnego dla komunikacji miejskiej i roweru ma coraz większy sens. Nie sprawdzi się u każdego, nie sprawdzi się we wszystkich zastosowaniach, ale w wielu – owszem.
Czym jest bowiem taki AMI? Lekka, pospawana z rurek konstrukcja, plastikowe panele, akumulator, silnik, sterowanie – to autko uproszczone do granic możliwości. Wszystko tu jest tanie, krzyczy wręcz „budżetowo”. Producent dokłada do niego marketing, otoczkę bycia modnym, fajnym, ciekawym, potężną marżę i sprzedaje. Citroën AMI produkowany jest w Maroku, a więc ma minimalne koszty od strony siły roboczej, nie musi spełniać wielu norm obowiązujących „dorosłe” pojazdy. I nie wyjedziesz nim na autostradę, ale na zakupy już tak.
Zobacz: testy samochodów nowych i używanych
Citroën AMI wyszedł w bardzo dobrym momencie, gdy pojawiła się potrzeba taniego środka transportu w mieście czy poza nim, na krótkie dystanse. Duży SUV jest mało ekonomiczny i drogi w takich zastosowaniach. AMI, przy swojej dość niskiej cenie, kusi. Zaparkujesz nim za darmo, zakupy się zmieszczą, jedno dziecko można odwieźć do szkoły, pojedziesz nawet po bus pasie a za tą przyjemność płaci się około 30 tysięcy zł. Zaletą może być też łatwość ładowania z dowolnego gniazdka. A że jest wolny i ma zasięg 70 km? Nie stworzono go do niczego innego.
Alternatywą dla AMI może być tylko używany elektryk– typu Citroën C-Zero, też mały, chociaż 4-osobowy, z zasięgiem nieco większym, bo realnie przejedzie się nim około 100 kilometrów. AMI ma jednak jeszcze jedną zaletę, jest nową konstrukcją i jednak wyróżnia się na ulicy, a przy tym trudno oczekiwać po nim większych kosztów użytkowania, bo czynności serwisowe ograniczono tu do minimum.
Inni producenci zazdrośnie patrzą na małego AMI i być może wypuszczą jakieś swoje wersje. Na pewno robi tak Renault, które ma przecież doświadczenia z Twizy i dostarcza teraz takie autka pod marką Mobilize.
Świat mikrosamochodów rozwija się także ze względu na kryzys – auta potwornie podrożały a nie każdy chce wydawać 70 tysięcy na samochód klasy B, gdy dojeżdża dość blisko. W naszych warunkach główną przeszkodą dla AMI jest problem z ładowaniem. Używanie szybkiej ładowarki nie ma żadnego sensu a zwykłych gniazdek w sklepach i na osiedlach brak. To na razie auto dla kogoś, kto ma firmę z parkingiem lub domek…
Najnowsze komentarze