W prasie pojawiły się informacje o tym, że wprowadzenie normy Euro 7 spowoduje, iż nowe samochody podrożeją nawet o 5 tysięcy euro. Media powołują się przy tym na wypowiedź prezesa koncernu Volkswagen. Wzrost cen jest prawdopodobny, ale nie o taką kwotę. W całej sprawie chodzi o granice, do jakich możemy się posunąć z bezpieczeństwem. Wydaje się, że można wydać nieskończoną ilość pieniędzy, ale nigdy tam nie dotrzemy. Więc może czas powiedzieć już stop?
W Europie toczy się dzisiaj trudna dyskusja związana z przyszłością motoryzacji i koniecznością znalezienia równowagi pomiędzy ochroną środowiska a możliwościami ekonomicznymi klientów. Wbrew sensacyjnym doniesieniom niektórych mediów, norma Euro 7 nie jest dzisiaj zdefiniowana i zapewne długo jeszcze nie będzie. A nie można założyć, że cena nowych samochodów wzrośnie o pięć tysięcy euro bez poznania jej dokładnej specyfikacji.
Opinia prezesa grupy Volkswagen powinna być więc traktowana raczej jako głos w dyskusji i ostrzeżenie dla polityków, że restrykcyjne normy mogą spowodować trudne dzisiaj do przewidzenia skutki ekonomiczne, w tym wzrost cen nowych aut.
A ceny ich rosną nieprzerwanie od wielu lat. Zanim mieliśmy do czynienia ze zjawiskiem inflacji, było to związane m.in. z dokładaniem kolejnych systemów bezpieczeństwa i wymuszaniem instalowania coraz to bardziej wymyślnej elektroniki. Doszliśmy zresztą dzisiaj do momentu, w którym producenci powiedzieli dość. Dacia zakwestionowała sens instalowania czujników zapięcia pasów na szóstym i siódmym miejscu w swoim samochodzie, co spowodowało obniżenie ilości gwiazdek przyznawanych przez Euro NCAP ale nie zmienia użyteczności Dacii Jogger i faktu spełniania przez ten samochód wszystkich wymaganych norm.
Warto zadać sobie dzisiaj pytanie, że model postulowany przez część polityków, w którym zakładamy 100% bezpieczeństwo samochodów, jest możliwy do osiągnięcia bez ponoszenia nadmiernych kosztów. Wydaje się to wątpliwe. Najnowsze zmiany regulacyjne, czyli konieczność montowania tak zwanej czarnej skrzynki w autach, są i tak bardzo obciążające – nas, klientów.
Bo za wszystkie pomysły polityków na końcu płacimy my – nabywcy samochodów. To dokładnie tak, jak w przypadku podatków, nawet jeśli obciążają one branżę, firmę czy instytucję, to każda regulacja odbija się na naszych kieszeniach, wcześniej czy później! I w tym sensie, chociaż samochody nie podrożeją o 5 tysięcy euro, to jednak znowu podrożeją! Staną się mniej dostępne. Kolejna grupa klientów nie kupi nowego auta.
Potrzeba zwiększania bezpieczeństwa, redukcji emisji spalin i pomysły na odchodzenie od paliw kopalnych są być może słusznym kierunkiem, jednak nie można tego realizować w oderwaniu od realiów ekonomicznych. A te są dzisiaj nieubłagane.
I to jest rzeczywisty problem, z którym trzeba się zmierzyć – postawienie granicy dla tego trendu bezpieczeństwa za wszelką cenę, bo ta cena zaczyna być po prostu zbyt wysoka! Być może nie warto jej płacić a powiedzieć po prostu STOP.
Najnowsze komentarze