Zmienia się za to odrobinę struktura ich ofiar. Wczoraj media informowały, że na drogach zginęło podczas weekendu 42 osoby. Aż 19 z nich, to piesi. Mimo to część redakcji powtarzała, jak mantrę, tezę, jakoby to prędkość samochodów była bezpośrednią przyczyną tych niepotrzebnych śmierci. Cóż – jeśli uznamy, że auto poruszające się z prędkością 5 km/h ma praktycznie zerowe szanse na pozbawienie pieszego życia, to rzeczywiście – prędkość była przyczyną zgonów w tych wypadkach. Ale może czas otwarcie powiedzieć, że to nie nasza – kierowców – wina, przynajmniej w części tych zdarzeń. Bo piesi wyczyniają cuda na drogach, które przecież nie dla nich są przeznaczone.
Kilka dni temu widziałem faceta, który szedł ulicą w mieście. Wzdłuż ulicy prowadzi chodnik. Zastanawiałem się, czy na ów chodnik nie wjechać, bo podejrzewałem, że coś się zmieniło w przepisach – pieszy szedł szosą, więc może chodniki przeznaczono dla samochodów? I nie szedł drugą stroną szosy, tylko wzdłuż chodnika!!! Porażka.
W niedzielę jeździłem na cmentarze poza moim miejscem zamieszkania. Wracałem już po zmroku, bo musiałem odwiedzić trzy nekropolie w trzech różnych miejscowościach, a przy okazji odwiedzić rodzinę, więc trochę zeszło. Widziałem pieszych, oczywiście ubranych na ciemno, przebiegających przez drogę krajową lawirujących pomiędzy samochodami, widziałem nieoświetlonych rowerzystów na tej samej drodze, widziałem też samochody z reflektorami ustawionymi zgodnie z zasadą „jedno oko na Maroko, drugie na Kaukaz”. Porażka.
Co więcej – nie widziałem praktycznie żadnych kierowców jeżdżących z prędkościami niedozwolonymi! To znaczy, że media wciskają nam głupoty – nie przesadzamy z prędkościami w takie dni. Nic dziwnego – ruch jest na tyle duży, że po prostu nie da się szaleć. Były odcinki wspomnianej drogi krajowej, po których jechaliśmy z prędkością 50 km/h w długim ciągu samochodów, a drugi, podobny strumień, tyle, że w przeciwnym kierunku, przesuwał się po sąsiednim pasie. Dobrze by było czasem kierowców pochwalić, że nie przesadzali z prędkością, bo naprawdę w wielu miejscach byliśmy wyjątkowo grzeczni i zdyscyplinowani.
Widać zresztą po statystykach, że coraz częściej to nie kierowcy są winni. 45% dotychczasowych weekendowych ofiar śmiertelnych, to piesi. Powiem to wyraźnie – jestem przekonany, że w większości wypadków sami byli sobie winni. Skończmy z obłudą, że tylko kierowcy nie potrafią dostosować prędkości do warunków jazdy. I fakt, że opady nam aktualnie nie dokuczają, że jeździmy po suchych w większości drogach, nie oznacza, że jeździmy zauważalnie szybciej. A gdyby nawet, to i droga hamowania nam się znacząco skraca w stosunku do tej na nawierzchni śliskiej.
Podobała mi się akcja, jaką w moim mieście (może i w innych też? napiszcie, jeśli widzieliście coś takiego) przeprowadzała policja w ubiegłym tygodniu. Wlepiano mandaty pieszym, którzy przekraczali drogę w okolicach cmentarza w miejscach do tego nieprzeznaczonych. Bardzo dobrze! Czas najwyższy pokazać, że wina nie leży tylko po jednej stronie. Często to piesi są sprawcami wypadków, w których zresztą sami cierpią najbardziej. Wczoraj na przykład jechałem za jakimś pacjentem, który szedł środkiem pasa jezdni, po której jechałem. Nie poboczem. Środkiem! Owszem – to była lokalna uliczka, w okolicach cmentarza, ale za to jedyna dojazdowa do przycmentarnego parkingu. Ruch, jak cholera, w obie strony, ale piesi mają to gdzieś. Każde potrącenie ma być zapisywane na konto kierowców? Przecież to bzdura! Podoba mi się więc akcja policji, szkoda tylko, że tak rzadko się takie interwencje zdarzają…
Osobny problem, to klasyczne polskie pijaństwo za kółkiem. Wczoraj radiowa Trojka podała informację, że między Puławami i Kazimierzem nad Wisłą policja zatrzymała samochód do kontroli. Okazało się, że kierowca wydmuchał 0,6 promila. Sporo za dużo, jak na to, co dopuszcza polskie prawo. Kierowca stracił więc prawko. Ale jakie to ma znaczenie? Ten sam patrol kilka godzin później zatrzymał w tej samej okolicy koparkę. Za kierownicą siedział ten sam pacjent, któremu wcześniej zabrano prawo jazdy. Różnica polegała tylko na tym, że tym razem wydmuchał 0,8 promila… Cóż – najwyraźniej musiał się odstresować po wcześniejszych wydarzeniach… Coraz bardziej boję się jeździć po polskich drogach!
To nie prędkość zabija. Robimy to sami!!! To my siadamy za kółko po pijaku, to my wręcz programowo nie chcemy nosić odblaskowych dodatków i nie zapalamy świateł w rowerach. To my nie nawykliśmy do przestrzegania prawa, przechodzenia przez jezdnię w miejscach wyznaczonych, ale i znajomości przepisów, również jako piesi.
Dziś, w chwilach zadumy przy grobach tych, którzy odeszli, pomyślmy troszkę także o nas, którzy żyjemy. I niech to nie będzie tylko przelotna myśl, ale niech w nas zakiełkuje. A potem jedźmy ostrożnie, uważajmy na innych użytkowników dróg, nawet tych, którzy nie są uprawnieni do korzystania z naszych traktów. Uważajmy nawet na tych, którym prawo jazdy dano mocno na wyrost i tak naprawdę nigdy nie powinni wyjeżdżać na drogi publiczne. Bo życie – inaczej, niż w grach komputerowych – mamy tylko jedno. Wykorzystajmy je jak najlepiej!
Krzysztof Gregorczyk
zdjęcie: http://pasjonatkasportu.blox.pl
Najnowsze komentarze