Dacia Sandero to niepozorny samochód miejski, ot taki typowy hatchback. Pod maską benzynowy, niezawodny i sprawdzony silnik o mocy 87 KM i pojemności 1,6 litra. Przetestował go nasz Czytelnik.
Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że o ile subiektywnie oceniam samochody marki Renault, o tyle Dacia Logan nie urzekła mnie wcale i tym bardziej nie spodziewam się niczego po Sandero. Samochód, jaki miałem przyjemność testować, to najbogatsza wersja Lauréate. W wyposażeniu standardowym mamy dwie poduszki powietrzne, ABS ze wspomaganiem nagłego hamowania, elektrycznie podnoszone szyby z przodu i z tyłu, elektrycznie sterowane lusterka, centralny zamek, wspomaganie kierownicy, manualną klimatyzację, komputer pokładowy, dzieloną tylną kanapę, system Isofix i wiele innych dodatków, jakich jeszcze niedawno próżno było szukać w Loganie.
Z zewnątrz samochód prezentuje się całkiem ładnie – mamy zderzaki i lusterka w kolorze nadwozia, chromowane wstawki oraz zestaw akcesoriów SUV. Ten ostatni ma jedynie walory estetyczne, ale przy odpowiednim lakierze ładnie komponuje się z bryłą samochodu.
Pod maską znana już jednostka Renault o pojemności 1.6 litra i 8 zaworach. Silnik jak na dzisiejsze realia dysponuje stosunkowo niewielką mocą (87 KM) oraz momentem obrotowym (128 Nm), a całość pogarsza średnie zużycie paliwa wynoszące ponad 10 litrów na 100 km w cyklu miejskim.
Wnętrze nowej Dacii, to mieszanka Logana ze stylem Renault. Jakość tapicerki oraz tworzyw jest do zaakceptowania, nic nie trzeszczy, a całość chociaż niedroga, jest starannie spasowana. Siedzenia są wygodne, trzymanie boczne jest zadowalające. Dużym plusem jest regulacja podparcia lędźwiowego oraz wysoka pozycja za kierownicą.
Miejsce pracy kierowcy można uznać za zlepek projektów, z których producent nie potrafił wybrać najlepszego. Z jednej strony mamy bowiem czytelne zegary i poprawnie działające przełączniki przy kolumnie kierowniczej, a z drugiej regulację kolumny kierowniczej tylko w jednej płaszczyźnie, regulację lusterek i blokadę tylnych szyb pod dźwignią hamulca ręcznego. To wszystko jest jeszcze do opanowania, ale prawdziwy problem pojawia się w momencie regulacji reflektorów. Pokrętło znajduje się po lewej stronie deski rozdzielczej w jej dolnej części – w miejscu gdzie na ogół w innych samochodach jest skrzynka bezpieczników lub dźwignia do otwierania maski. Całość dopełnia fakt, że pokrętło to nie jest podświetlane i w nocy pozostaje szukać go jedynie z latarką.
Konsola środkowa, to znany już z Logana projekt i jak to mawia mój kolega – był czas przywyknąć. Miłym akcentem ożywiającym wnętrze jest imitacja elementów aluminiowych oraz możliwość wyłączenia poduszki powietrznej pasażera. Kolejnym ergonomicznym zaskoczeniem jest sterowanie tylnymi szybami. Mogę napisać jedynie, że pasażer środkowego miejsca będzie miał niezłą zabawę podczas jazdy opuszczając nogami boczne szyby. O ile ma małe buty. A czemu, zobaczcie na zdjęciu poniżej.
Dużym plusem jest bagażnik o pojemności 320 litrów oraz schowki w bocznych drzwiach i pod poduszką powietrzną pasażera. Do pełni szczęścia brakuje tylko niewielkiej półeczki na podszybiu w której można by położyć telefon, klucze od domu lub pilota od bramy.
Jeżeli pominiemy ergonomiczne niedoróbki, Sandero okazuje się całkiem ciekawym kompaktem. Zobaczmy więc, jak się zachowuje na drodze.
Podczas testu zaplanowana trasa będzie nas wiodła przez miasta, górskie serpentyny oraz drogi ekspresowe. Łącznie blisko 200 km, które – mam nadzieję – Sandero jakoś wytrzyma: nie można zapominać przecież, że to samochód „dłutem wykonany”.
Pierwsze wrażenie po ruszeniu z miejsca to… prawie cisza. Wytłumienie samochodu jest całkiem przyzwoite, a z zewnątrz nie dochodzą jakieś niepokojące odgłosy. Silnik staje się hałaśliwy powyżej 4000 obr/min, a poziom szumów zaczyna przeszkadzać przy ok. 145 km/h. Po ergonomicznych wpadkach Sandero odsłania swoje walory. Z pewnością można do nich zaliczyć lekko działający pedał gazu oraz sprzęgła, dźwignię zmiany biegów wybierającą precyzyjnie biegi oraz układ hamulcowy, który w awaryjnych sytuacjach potrafi zatrzymać samochód niemal w miejscu. Układ kierowniczy również działa bardzo przyjemnie i precyzyjnie. Tak naprawdę na próżno szukać niedociągnięć w układzie przeniesienia napędu. Nie można nawet narzekać na zawieszenie samochodu, które jest nieco twardsze od spotykanego we francuskich samochodach. Dacia Sandero wybiera bardzo dobrze wszystkie nierówności drogi, a w sytuacjach krytycznych zachowuje się w sposób przewidywalny i do opanowania.
Kropki nad „i” postawić jednak nie mogę, ponieważ pewien problem sprawia niestety silnik. Dynamiczna jazda powoduje niemały wir w baku i może przyprawić kierowcę o zawał serca na stacji benzynowej. Podczas test w cyklu mieszanym samochód spalił 8,1 litra benzyny 95-oktanowej na 100 km. Nie jest to, niestety, mało patrząc na konkurencję w tym segmencie. Prawdziwy dramat zaczyna się jednak w mieście, gdzie trudno jest zejść do katalogowych 10 litrów. Pewnym pocieszeniem jest tylko fakt, że samochód na piątym biegu przy 3000 obr/min poruszą się z prędkością ok. 115 km/h, a zużycie paliwa wynosi ok. 6 l/100 km. Takie wartości są do zaakceptowania, szkoda tylko, że nie mamy zbyt wielu dróg w Polsce pozwalających na tak komfortową prędkość podróżowania. Dacia Sandero łącznie w naszym teście spaliła 8,3 l/100 km, co należy uznać za wynik daleki od średniej. Mam tylko nadzieję, że jednostka 1.5 dCi znacznie poprawi pozycję w śród konkurencji.
Podsumowując dwa dni testu muszę napisać, że pomimo szczerej niechęci większości polskich dziennikarzy (wypasionych na luksusowych markach), Sandero jest bardzo ciekawą propozycją. Stylistycznie samochód jest do zaakceptowania, a ergonomia niektórych elementów oraz przestarzałe jednostki benzynowe, to – mam nadzieję – przejściowe problemy producenta. Całości pozytywnych wrażeń dopełnia precyzyjny układ napędowy oraz zawieszenie. Dacia Sandero, to doskonały samochód jako pierwsze autko dla młodego kierowcy lub niewielkiej rodziny. Samochód z powodzeniem zdobywa rynek w Rumunii i należy się spodziewać, że w Polsce również odniesie sukces.
W tej sytuacji zrozumiałe jest zacietrzewienie polskich dziennikarzy pamiętających czasy świetności Poloneza. Polską motoryzację prześcignęli nawet rumuńscy producenci, co może powodować wrzody na żołądku.
Łukasz Florek vel. Sweeper
Dziękuję firmie Renault Mador-Gadocha za udostępnienie samochodu do testów.
Najnowsze komentarze