Nie, nie będzie o mieszkaniach. Będzie o samochodach i ludziach, o ich wzajemnych relacjach. W świetle samochodu francuskiego. Po wczorajszym zdarzeniu, którego w pierwszym odruchu miałem nie poruszać, ale sprowokowany przez znaną Wam już – nawet ze zdjęć – Koleżankę, Monikę. Ale sprowokowany nie w sposób tabloidowy. Nie chcę roztrząsać sprawy tak, jak większość mediów. Chcę zwrócić uwagę na relacje człowiek-maszyna.
Tak – nawiązuję do wczorajszej tragedii w Czechach. Owszem, szkoda mi ludzi, którzy zginęli, szkoda mi rannych. Ale tak naprawdę szkoda mi Leszka Kuzaja. Nie jestem jego zagorzałym fanem, ale to nie znaczy, że go nie cenię. Owszem – jestem pełen podziwu dla jego osiągnięć, talentu, dla tego, że mu się jeszcze chce. Co więcej – raczej średnio się Leszkowi wiodło w tym sezonie i liczył, że zakończy zmagania spektakularnym sukcesem za kierownicą Peugeota 307 WRC. Na to się zanosiło. Niestety, nie udało się. Co gorsza – śmierć poniosło dwóch ludzi. To był ciężki rok dla Leszka…
Może narażę się części z Was, zapewne nie zrozumieją mnie rodziny ofiar, ale bardziej współczuję polskiemu kierowcy, niż tym, którzy zginęli, czy okryli się żałobą. Dlaczego? Wypadki, często poważne, niosące utratę zdrowia, a nawet życia zawodników, są wpisane w ten sport od jego zarania. Kierowcy i piloci liczą się z tym, ale podejmują to ryzyko. Z różnych powodów. Na szczęście zabezpieczenia instalowane w samochodach wyczynowych są tak dobre, że stosunkowo rzadko kraksa kończy się śmiercią, czy trwałym kalectwem. Niestety zabezpieczenia nie działają na osoby poza samochodem. A jak ktoś się sam o kłopoty prosi, to prędzej, czy później jego prośby zostaną wysłuchane…
Wspomniana już wyżej Monika podsumowała to świetnym stwierdzeniem: jak bokserzy walczą, to nikt nie stoi w ringu, aby lepiej widzieć, bo może sam dostać. Święta prawda! Czemu więc kibice rajdowi tak często znajdują się w miejscach, gdzie stać nie powinni? Czy to tylko chęć bycia tam, gdzie nie wolno? W Polsce, to bym zrozumiał – jesteśmy narodem krnąbrnym i organicznie nie chcemy się dostosowywać do przepisów. Ale to było w Czechach. Zdarza się też w innych krajach.
A może po prostu to jest bezmyślność? Ta cecha występuje u przedstawicieli chyba każdego narodu. Bo jak inaczej nazwać wejście w niedozwoloną dla kibiców strefę z kilkuletnim dzieckiem, co miało miejsce wczoraj w Pradze. Człowiek dorosły może jeszcze mieć szansę na ucieczkę, ale mała dziewczynka? Już niekoniecznie – ona może być wręcz znudzona oczekiwaniem na krótkie przejazdy kolejnych samochodów i rozglądając się nie zauważy błyskawicznie zbliżającego się niebezpieczeństwa w postaci przeszło tony metalu wyrzuconej na zakręcie! Czy ludzie naprawdę są aż tak bezmyślni?
Kochamy samochody – inaczej nie spotykalibyśmy się na tych łamach. Ale pamiętajmy, że samochód może być groźny. Nawet nie tyle sam, bo to – choć trudno w to uwierzyć ;-) – w gruncie rzeczy bezmyślna maszyna. Niestety w rękach ludzkich jest mu posłuszna. Przynajmniej dopóki fizyka na to pozwala. W Pradze nie pozwoliła. Zapewne Leszek Kuzaj przesadził z prędkością. Może trafił na plamę oleju. Może zawiodły elementy zawieszenia samochodu. Nie zamierzam go jednak oskarżać, bo na rajdowe wyniki i rajdowe wypadki składa się mnóstwo elementów. Ryzyko nieprzewidzianego zdarzenia istnieje zawsze, czego przykładem jest choćby zderzenie dwóch Citroënów C4 WRC na dojazdówce w Rajdzie Jordanii – Loeb i Rautenbach spotkali się w zbyt wąskim dla nich obu miejscu i obaj wyeliminowali się z imprezy. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Ale widać, co się dzieje, kiedy jedno miejsce w danej chwili z różnych względów chcą zająć dwa elementy – musi dojść do kolizji. Człowiek jest istotą kruchą i nie ma siły – musi przegrać taką konfrontację z samochodem…
I tak właśnie stało się wczoraj w Praskim Rallysprincie. Kuzaj i Parry wypadli z trasy, zahaczyli o latarnię, ale wszystko skończyłoby się bez ofiar, gdyby na trajektorii lotu 307-ki WRC nie znaleźli się ludzie. Ludzie, których nie powinno tam być! Bo kto przy zdrowych zmysłach ustawia się na zewnętrznej szybkiego zakrętu??? To jest proszenie się o kłopoty, a – jak widać – Opatrzność czasem jest łaskawa i prośby spełnia…
Szkoda mi Leszka Kuzaja. To ambitny zawodnik, a końcówka i tak niespecjalnie udanego sezonu zakończyła się dla niego tak tragicznie. Nie zdziwię się, jeśli odwiesi kas, zdejmie kombinezon, wyrzuci rajdowe buty i zakończy karierę. Choć prawdę mówiąc liczę na to, że tego nie zrobi, bo wówczas mógłby się stać zgorzkniałym facetem, a to byłaby dla niego wielka tragedia. Panie Leszku – niech Pan się nie poddaje. Gdyby ci kibice oglądali wyczyny Pana i Pańskich rywali z właściwego miejsca – do tragedii by nie doszło. Pan dobrze wie, jak niebezpieczny jest to sport. Nieraz już miał Pan różne przypadki, które wręcz obrosły legendą. Owszem – nie były aż tak tragiczne, ale proszę się nie obwiniać. Ludzka ciekawość, chęć bycia nawet tam, gdzie nie wolno, ale za to mieć dobry widok, jest nie do przezwyciężenia. Ludzie są ciekawi, ciekawscy wręcz, i zawsze będą włazić w każdą dziurę ryzykując zdrowiem i życiem. Tak było i tym razem. I choć szkoda mi ofiar, to tak naprawdę szkoda mi Pana. Bo to Pana będzie obwiniać mnóstwo ludzi o to, że zginęło tych dwóch kibiców. Że mała dziewczynka ma połamane nogi, a jej matka wylądowała na intensywnej terapii. Ale naprawdę uważam, że oni są sami sobie winni.
Szanowni kibice. Uważajcie na to, gdzie stajecie obserwując rajdy, czy wyścigi. Słuchajcie poleceń obsługi. Ci ludzi nie są po to, by Wam życie utrudnić, tylko je uratować. A więc jedźcie, oglądajcie rajdy i wyścigi, ale z bezpiecznych miejsc. I wracajcie z nich cało i zdrowo!
Krzysiek Gregorczyk
Najnowsze komentarze