Sporo czasu upłynęło od mojego poprzedniego testu, kiedy to miałam przyjemność opisać swoje wrażenia z jazdy Citroenem C3 Aircross. Tym razem zostałam postawiona przez redakcję francuskie.pl przed koniecznością podjęcia błyskawicznej decyzji: Hania, mamy nowy DS7 do testów od dzisiaj, bierzesz? TAK!!!… – A po cichu myślę sobie, cóż to za auto, ten jakiś DS?!… Ale SMS z potwierdzeniem już wysłany, decyzja podjęta, klamka zapadła.
Jadąc po odbiór mam tylko nadzieję, że nie okaże się on mniejszy od C3 Aircrossa, ponieważ za mniejszymi pojazdami już nie przepadam. Jako, że nazwa marki DS jest dla mnie kompletną nowością, więc decyduję się podejść do testu okiem laika, niczym czysta biała kartka niezmącona żadnym nastawieniem ani opiniami innych. Nie zamierzam udawać eksperta motoryzacji, ponieważ nim nie jestem! Jestem za to miłośniczką wszelkich nowinek technologicznych, solidności i wyrafinowanego wyglądu przedmiotów ułatwiających codzienne funkcjonowanie, a zwłaszcza samochodów. Kocham piękno i jestem orędowniczką mało popularnej w naszym kraju teorii, że auto może być jednocześnie piękne, mocne i funkcjonalne.
Dojechałam na miejsce i oto on
Na pierwszy rzut oka DS7 zaskoczył mnie rozmiarem, ponieważ nie myślałam że jest aż tak duży i było to pozytywne zaskoczenie! Tym bardziej, że bryła samochodu jest zgrabna i zwarta, o miłych dla oka liniach i idealnych proporcjach. W wieczornym świetle ciemny głęboki granat lakieru wydaje się prawie czarny, co dodaje mu obiecującej tajemniczości. Na powitanie, po kliknięciu w przycisk kluczyka, auto wita mnie uroczym akcentem w postaci obracających się światełek ledowych w przednich reflektorach, no coś pięknego! Projektantom należą się za to ogromne brawa. Ten drobny, finezyjny detal, rozbudza moje nadzieje na to, co zastanę w środku.
Ogrom przestrzeni w środku
Po zajęciu miejsca kierowcy, tym co uderza zmysły w pierwszej kolejności jest ogrom przestrzeni w środku oraz bardzo ergonomiczny rozkład wszystkich jego składowych. Wersja DS7, którą testuję, jest na najwyższym poziomie wyposażenia, co widać, słychać i czuć… dotykając miękką ciemnografitową skórę, którą pokryte są nie tylko fotele i kierownica, ale też wewnętrzna część drzwi oraz fragment kokpitu. Dodatkowym i bardzo efektowym elementem są przeszycia skóry w kształcie rombów i trójkątów, co cieszy moje oko, ponieważ pierwszy raz widzę taki styl wykończenia.
Panie i panowie projektanci, pełen szacunek i uznanie! Wnętrze urządzone jest pierwszorzędnie, wygląd jest na najwyższym poziomie. I robi ogromne wrażenie, przynajmniej na mnie – wcześniej nie widziałam jeszcze auta, które byłoby tak zaprojektowane i wykonane.
Wysublimowany kokpit
W centralnej części deski rozdzielczej umiejscowiony jest spory ekran przypominający tablet, intuicyjny i łatwy w obsłudze. Bardzo wrażliwy na dotyk, błyskawicznie reaguje na każde moje dotknięcie, co zapewne jest też zasługą zwinnego oprogramowania pod spodem.
Szczególną uwagę zwróciłam na fakt, że dostęp do tabletu jest wręcz idealny z pozycji kierowcy, gdyż nie muszę się specjalnie wychylać.
Zachwyca mnie wysublimowany minimalizm kokpitu. Ktoś idealnie to wszystko opracował, wszystkie detale perfekcyjnie do siebie pasują i całość wygląda niezwykle elegancko i z klasą. Wisienką na torcie jest analogowy zegarek, wysuwający się płynnie po uruchomieniu silnika. Po zgaszeniu silnika, w równie płynny sposób, ruchem obrotowym w dół, wtapia się w tło.
Dźwignia skrzyni biegów, w wersji automatycznej 8-biegowej, ma oryginalny kształt, niczym spłaszczony od góry joystick, lekko pochylony do przodu. Wykorzystywałam ten element do opierania na nim nadgarstka, gdy korzystałam z ekranu dotykowego podczas jazdy. Dzięki temu kliknięcia w ekran były precyzyjne. Ciekawe, czy taki był zamysł twórców wnętrza, czy może to po prostu przypadek?
Szybki, zwinny, komfortowy
Ale dość już tych zachwytów nad designem. Panie i Panowie, pora ruszyć na drogi! Biorąc pod uwagę solidny rozmiar auta, które na oko wygląda na około 2 tony (a waży tylko 1,5!), nastawiam się na powolny i ciężki pierwszy “krok” i znowu miłe zaskoczenie. SUV jest zwinny jak gazela, a ja właśnie czuję, co to znaczy 225 koni mechanicznych pod maską. Uśmiech towarzyszy mi już podczas całej dalszej jazdy. Prowadzi się niezwykle płynnie, a jego duży rozmiar nie stanowił problemu nawet podczas przeciskania się przez wąskie uliczki starych części miasta. DS7 ma zresztą sporo ułatwień dla kierowcy, wykrywa przeszkody z przodu i z boku.
Kolejny dzień wyznaczam na nieco dalszą podróż i sprawdzenie SUV-a na autostradzie. W podróż zabieram pomocnika w osobie mojego 10-letniego siostrzeńca i ruszamy na pokaz lotniczy do 43 bazy lotnictwa morskiego w Gdyni. Samochód sunie po jezdni niczym poduszkowiec, z tą jednak różnicą, że sprawia wrażenie przyspawanego do podłoża. Zarówno mój pasażer i ja czujemy się komfortowo i bezpiecznie. Zwracam uwagę na spalanie, ponieważ gdy zaczęłam test średnia na wyświetlaczu pokazywała 9,3 l / 100 km. Postanawiam jechać maksymalnie ekonomicznie, poza tym osoba ukochanego siostrzeńca na pokładzie dodatkowo motywuje do spokojnej i bezpiecznej jazdy. Staram się nie przekraczać 140 km/h. Jedynie przy wymijaniu wolniejszych pojazdów pozwalam sobie na bardziej dynamiczne przyspieszenie. Po dojechaniu do obwodnicy Trójmiasta, średnia spalania spadła już do 9,2 i zastanawiam się czy na zakończenie testu uda mi się zejść do 9,0.
Ale dosyć tego dobrego, właśnie pakujemy się w spory korek. Nawigacja TomTom robi co może, podpowiadając coraz to bardziej wymyślne skróty, wysila się nawet w przypadku znalezienia objazdów z czasem krótszym o minutę. Ach, ta nadgorliwość ;) W końcu jedna z podpowiedzi podaje rozsądny lepszy czas i zjeżdżamy pierwszym zjazdem, by po paru minutach w miarę płynnej jazdy (ruch nadal był gęsty) utknąć w gdyńskim korku już na dobre. Ale nam to nie przeszkadza, gdyż auto jest komfortowe, a my rozmawiamy o samolotach, które mamy nadzieję zobaczyć na pokazie i słuchamy muzyki podłączonej z iPhone’a, ładującego baterię na bezprzewodowej półeczce pod tabletem komputera pokładowego. Pełen relaks! Nawet w korku jest przyjemnie i miło. Pomału zbliżamy się do terenu lotniska i są!
Właśnie przeleciała nad nami para SU-22, a dzięki szybie w dachu auta, widzimy je jak na dłoni, gdy po zakręcie wracają na lotnisko.To co mnie uderza w tamtym momencie to niesamowite wyciszenie DS7! Przy zamkniętych oknach w aucie dźwięk jest wyraźnie słabszy, a przelatujące myśliwce najlepiej mi to uzmysłowiły. Resztę pokazu decydujemy się spędzić w samochodzie koło lotniska, ponieważ szyba w dachu daje nam perfekcyjną widoczność, a my jednocześnie unikamy zmoknięcia w deszczu.
Budzi zainteresowanie
Teraz, gdy praktycznie stoimy w miejscu, nie sposób nie zauważyć, jakie zainteresowanie wśród innych kierowców i przechodniów wzbudza nasz SUV. Wiele osób się po prostu za nim ogląda. Siostrzeniec dostaje zadanie wyłapania wśród mijanych samochodów innego DS-a, ciekawi nas czy spotkamy nawet inny model tej marki, ale nic z tego, nie widzimy żadnego do końca mojej przygody z tym modelem. To też wskazówka dla producenta – marka jest w Polsce chyba mało rozpoznawalna. Warto to zmienić!
Czas zjechać z asfaltu
Pora na kolejny etap testu. Wpisuję w nawigację nowy cel podróży, czyli miejscowość Bojano, do której dojazd prowadzi krętymi i mocno wyboistymi polnymi drogami. Pasy zapięte, jesteśmy gotowi na solidne niewygody, pamiętając jak mocno czuć nierówności tych dróg w każdym innym samochodzie. Przy okazji, ktoś coś wspominał o napędzie na 4 koła? DS7 tego nie posiada ponieważ nie ma takiej potrzeby. Francuski SUV jest dowodem, że można osiągnąć idealny kompromis pomiędzy stworzeniem samochodu na autostradę, do miasta i na polne drogi. Umówmy się, do jazdy off-road kupuje się inne auta ;) Wkraczamy na pierwsze piaszczyste nierówności i przy prędkości 50 km/h nie czujemy żadnego dyskomfortu! Nie ma znaczenia, jak bardzo wyboisty jest fragment drogi, gdyż DS7 po prostu sunie majestatycznie, trochę jakby wygładzał przed sobą drogę.
Może to autosugestia, ale wydaje mi się, że takiego efektu nie było chyba w żadnym aucie, którym jeździłam, francuskim, niemieckim, japońskim ani szwedzkim! Pomaga tu DS Active Scan Suspension, kamera analizuje stan nawierzchni a komputer dopasowuje parametry zawieszenia.
Niezależnie od tego jak to zrobiono, z każdym pokonywanym kilometrem drogi, coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że jest to samochód bardzo komfortowy. Francuzi wymawiają “DS” prawie identycznie jak słowo “déesse”, a po francusku znaczy to “bogini”. I coś w tym na pewno jest.
Powrót do Warszawy upływa szybko, za szybko… Płynna jazda mogłaby trwać nieco dłużej. Nadal jadę w miarę spokojnie, staram się nie przekraczać prędkości 140-150 km/h, co po dojechaniu do stolicy daje efekt w postaci obniżenia się wartości średniego spalania do 9,0 l i o to mi chodziło.
Wygodne parkowanie
I na koniec parę słów o szukaniu miejsca postojowego i manewrowaniu. Kamery tylne i widok z góry na parkujący samochód to dzisiaj prawie standard a już na pewno w tej klasie. Standard czy nie, ale pomaga mi szybko zaparkować w każdym wybranym miejscu, a DS7 Crossback ma zaskakująco mały promień skrętu. Wyłączam silnik, otwieram drzwi, by wysiąść i zaskoczenie! Siedzenie kierowcy delikatnie odsuwa się w tył zwiększając ilość miejsca na nogi, aby wysiadanie było jeszcze bardziej komfortowe. I jak tu się nie zakochać?
Podsumowanie. Plusy dodatnie.
Podsumowując, jak mogę określić francuskiego SUV-a? Pierwsza myśl, jaka przychodzi mi do głowy to, że jest to samochód rzeczywiście dla mnie. Zachwyca mnie sylwetka, niezwykłe eleganckie wnętrze i styl jazdy, który może być albo dynamiczny lub majestatyczny i komfortowy, w zależności od mojego nastroju. Czuje się w nim pewnie i bezpiecznie. Z pełnym przekonaniem polecam go osobom, które mają swoje zdanie i nie boją się wyróżniać z tłumu. DS to taki klejnot wśród marek samochodowych.
Tekst: Hanna Gołuńska
Na zdjęciach testerka we własnej osobie ;)
Najnowsze komentarze