Dealerzy, którzy handlują dużymi ilościami samochodów i przynajmniej część rejestrują na siebie, noszą miesiąc w miesiąc do wydziałów komunikacji tysiące stron papieru, na którym rejestrują nabycie lub zbycie. Obowiązek ten nie dość, że jest zupełnie niepotrzebny z punktu widzenia państwa, to generuje masę niepotrzebnej pracy.
Dealerzy oraz firmy, które obracają większymi ilościami samochodów, co miesiąc generują setki, a nawet tysiące stron papierów, które trzeba zanieść do urzędu, złożyć na wydziale podawczym, otrzymać potwierdzenie przyjęcia na kopii. Do tych zadań trzeba niekiedy oddelegować specjalnego pracownika lub dwóch. Wszystko dlatego, że takie czynności trzeba rejestrować.
Zobacz: inspiracje do podróży samochodem. Ameryka, Azja, Europa, Nowa Zelandia, Australia
Jaki jest cel z punktu widzenia państwa? W zasadzie żaden – teoretycznie chodziło o to, aby samochody były pod ściślejszą kontrolą, bo ktoś zauważył, że jest to duży biznes, a więc można na tym coś do kasy państwa wrzucić. W ramach tego pseudouszczelniania systemu stworzono absurdalne rozwiązanie, komplikujące życie, generujące koszty i zupełnie niepotrzebne.
Zobacz: wiadomości motoryzacyjne. codziennie, aktualne, ciekawe
Już sam obowiązek rejestrowania tych czynności jest zupełnie niepotrzebny, a robienie tego na papierze dodatkowo komplikuje sytuację. Zapytaliśmy więc Ministerstwo Infrastruktury czy zamierza coś z tym zrobić – nowy minister, Dariusz Klimczak, powinien lepiej rozumieć problemy współczesnego świata, bo jest znacznie młodszy od poprzednika. Czy uda się coś zrobić?
Zobacz: testy nowych i używanych samochodów. pomiary, spalanie, opinie
I słowo komentarza: Motoryzacja zawsze była dla rządzących miejscem generowania dużych przychodów z podatków. Musi istnieć jednak jakaś granica tego szaleństwa. Państwo nie dość, że nie musi, to jeszcze nie powinno wszystkiego kontrolować, bo firmy zamiast skupiać się na generowaniu wartości dodanej, z której kraj miałby prawdziwy pożytek, zajmują się sztucznymi, fikcyjnymi czynnościami, odciągającymi uwagę od prawdziwego biznesu.
Być może, żeby to powstrzymać, należałoby wprowadzić przepis, na mocy którego każdy urzędnik i polityk opłacany z naszych podatków musi szczegółowo opisywać swój dzień pracy, każde zadanie, na koniec dnia drukować, podpisać i nieść do specjalnego urzędu pracy. I tak pięć dni w tygodniu. Na papierze.
Moim zdaniem koncepcja państwa minimum musi wrócić do publicznego dyskursu jak najszybciej, dzisiaj przekroczyliśmy już wszelkie granice urzędniczego szaleństwa! I to nie tylko w motoryzacji.
Najnowsze komentarze